Niemcy. Droższe podróżowanie - koniec dopłat do paliw i biletu za 9 euro

Z końcem sierpnia niemiecki rząd przestał dopłacać do paliw sprzedawanych na stacjach benzynowych. Ceny znów przekroczyły 2 euro za litr. Przestał również obowiązywać ogólnoniemiecki bilet za 9 euro.

BIZNES INTERIA na Facebooku i jesteś na bieżąco z najnowszymi wydarzeniami

Od czwartku niemieccy kierowcy mają znowu więcej powodów do narzekania - po trzech miesiącach rząd przestał dopłacać do paliw sprzedawanych na stacjach benzynowych. Zniknęły kolejki z ostatnich dni sierpnia, kiedy kierowcy starali się zatankować na zapas, a na tablicach informacyjnych znowu pojawiła się dwójka z przodu ceny.

Niższe ceny były możliwe dzięki zmniejszeniu akcyzy na paliwo do minimalnej dopuszczonej przez EU stawki. To rozwiązanie zastosowali nie tylko Niemcy, ale też Francuzi, Włosi, czy Polacy, gdzie obniżenie stawki nadal obowiązuje. Rząd w Berlinie od początku nastawił się na obniżki tylko do końca lata. W przeciągu nocy ceny benzyny podskoczyły - w zależności od stacji - o 30 centów za litr benzyny i 15 centów za litr diesla. A to oznacza, że nawet w najkorzystniejszej porze (ceny paliw zmieniają się znacznie w ciągu dnia), ceny skoczyły na znacznie powyżej 2 euro za litr. Taniej zatankują mieszkancy terenów przygranicznych - i to nie tylko z Polską (tu różnica w cenie benzyny 95 oktanowej, odpowiadającej bezpośrednio benzynie E5 w Niemczech wynosi nawet 90 centów za litr), ale i Francji, która tymczasowo również utrzymała jeszcze państwowe subwencje do paliw.

Reklama

Nie tylko kierowcy będą musieli znowu sięgnąć głębiej do portfeli. Jednocześnie z dopłatami do paliw skoczyły dopłaty do komunikacji publicznej. Od 1 września nie obowiązuje już ogólnoniemiecki bilet za 9 euro, z którym można było jeździć kolejami regionalnymi i komunikacją miejską. Od czwartku dojeżdżający codziennie do pracy berlińczyk będzie musiał znowu płacić miesięcznie powyżej 80 euro, co i tak nie jest drogie w porównaniu do ponad 140 euro, które musi zapłacić jego rodak w Hamburgu.

Niemcy chcą odciążeń finansowych

To się Niemcom nie podoba. Rząd ma rekordowo niskie poparcie - tylko 31 proc. Niemców jest zadowolonych z jego pracy. Gdyby dziś miałyby się odbyć wybory, wygrałaby CDU (27 proc. , o 5 punktów procentowych więcej, niż koalicyjni Zieloni, o 10, niż SPD i o 14 od FDP). Politycy to widzą. Rząd zapowiedział już następne kroki, które maja odciążyć finansowo obywateli. Jest mowa o wprowadzeniu następcy biletu z 9 euro (który miałby jednak kosztować od 49 euro). Wyborcy chcą więcej: m.in. podwyższenia dodatku mieszkaniowego dla mniej zarabiających i podniesienia górnej granicy zarobków uprawnionych do tego dodatku, wprowadzenia górnej granicy ceny prądu i gazu w zakresie podstawowego zużycia, czy bezpośrednich dopłat dla mieszkańców o niskich i średnich zarobkach, niwelujących rosnące koszty życia.

Jak dotąd land Berlin zapowiedział przywrócenie biletu za 9 euro w zakresie komunikacji miejskiej od października.

Więcej przeciwników sankcji

Rosnące koszty życia zmniejszają poparcie Niemców dla sankcji wobec Rosji. Co prawda obecnie nadal więcej niż co drugi jest gotowy do ponoszenia kosztów z tego powodu, ale w marcu tego zdania było dwie trzecie Niemców. Jednocześnie 40 proc. uważa, że sankcje powinny zostać zniesione, jeżeli ma to mieć negatywny wpływ na poziom ich życia - ta opinia przeważa na wschodzie Niemiec.

DPA, DW/ hre, Redakcja Polska Deutsche Welle

Zobacz również:

Deutsche Welle
Dowiedz się więcej na temat: ceny paliw | ceny benzyny | Niemcy
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Finanse / Giełda / Podatki
Bądź na bieżąco!
Odblokuj reklamy i zyskaj nieograniczony dostęp do wszystkich treści w naszym serwisie.
Dzięki wyświetlanym reklamom korzystasz z naszego serwisu całkowicie bezpłatnie, a my możemy spełniać Twoje oczekiwania rozwijając się i poprawiając jakość naszych usług.
Odblokuj biznes.interia.pl lub zobacz instrukcję »
Nie, dziękuję. Wchodzę na Interię »