Od zakazu do akceptacji - słów niemało o tym, co o pieniądzach i pożyczaniu mówi Biblia, teologowie i filozofowie (cz.1)

Dziś o pieniądzu, bankach i bankierach mówią prawie wszyscy. Osobliwie wiele notek znaleźć można w internecie. Pewnie i dlatego, że pisać tam można anonimowo. Ja wszakże wolę przemyślenia imieniem i nazwiskiem podpisane. I wydane drukiem. O takowych też poinformować zamierzam.

Abo ovo, czyli od jajka, czyli od początku. Tak onegdaj mistrzowie opowieści odpowiadali młodym adeptom, pytającym od czego zacząć powinni opisywanie jakichkolwiek historii. Idąc tym tropem, tę oto pisaninę, której nie śmiem ani esejem, ani nowelką, ani nawet artykułem nazwać, a którą pieniądzu chcę poświęcić, zacznę. Oczywiście od początku, czyli od powstania świata, w którym żyć nam przyszło. A skoro we wspólnocie europejskiej żyjemy, sięgnąć trzeba do jej korzeni.

Korzeni, czyli chrześcijaństwa, a zatem i opisu stworzenia pomieszczonego w Biblii. Ona zaś, jak przynajmniej podkreślają biegli w niej bardziej ode mnie, o pieniądzu mówi sporo. Nie 100, nie 1000, a - ponoć - aż 2300 wersów mu poświęca. Ja jednak nie od jednego z nich zacząć zamierzam. Nie będą to wersety wprost o pieniądzu, bo i być nie mogą. Wszak, by można zacząć o nim mówić, potrzeba wielu wspólnot ludzkich, które - choć już nie w drodze wymiany towarowej - jakoś jednak bogacić się pragnęły. A skąd owo pragnienie w człowieku się pojawiło? Pośrednio wynikło ze słów Pana Boga skierowanych do pierwszych ludzi.

Jakich? Oto i one: "Stworzył więc Bóg człowieka na swój obraz, na obraz Boży go stworzył: stworzył mężczyznę i niewiastę. Po czym Bóg im błogosławił, mówiąc do nich: "Bądźcie płodni i rozmnażajcie się, abyście zaludnili ziemię i uczynili ją sobie poddaną; abyście panowali nad rybami morskimi, nad ptactwem powietrznym i nad wszystkimi zwierzętami pełzającymi po ziemi". I rzekł Bóg: "Oto wam daję wszelką roślinę przynoszącą ziarno po całej ziemi i wszelkie drzewo, którego owoc ma w sobie nasienie: dla was będą one pokarmem"" (Księga Rodzaju 1, 27-29).

Mądry zarządca

Skoro zaś Pan Bóg, w swojej łaskawości, rzekł człowiekowi, że winien czynić sobie ziemię poddaną, pośrednio zezwolił mu na posiadanie dóbr. Rozróżnić jednak wypada posiadanie od gromadzenia. To pierwsze to odpowiedni do dóbr stosunek, zabieganie o nie, ale nie za wszelką cenę, nie zabijanie się o nie, umiejętność dzielenia się z tymi, którzy w potrzebie się znaleźli. To drugie zaś to zbieranie ich dla samego zbierania, zaprzedanie się im, zaślepienie niepozwalające ani piękna świata, ani drugiego człowieka dostrzec. Tym, co pozwoli je od siebie rozróżnić, jest mądrość. Ta prawdziwa na dodatek umożliwi odpowiednie dobrami zarządzanie; dobrami, a więc także i pieniędzmi, gdy te wreszcie wynalezione zostaną. Powiada mędrzec pański w Księdze Przysłów:

"Szczęśliwy, kto mądrość osiągnął, mąż, który nabył rozwagi: bo lepiej ją posiąść niż srebro, ją raczej nabyć niż złoto, zdobycie jej lepsze od pereł, nie równe jej żadne klejnoty." (Prz 3, 13-15)

Biblię nazwać nawet można swoistą księgą ekonomii. Mówi, że o dobra można i należy zabiegać, ale nigdy nie wolno się do nich przywiązywać. W Księdze Koheleta czytamy: "Kto kocha się w pieniądzach, pieniądzem się nie nasyci; a kto się kocha w zasobach, ten nie ma z nich pożytku. To również jest marność. Gdy dobra się mnożą, mnożą się ich zjadacze. I jakiż pożytek ma z nich właściciel, jak ten, że nimi napawa swe oczy?" (Koh 5, 9-10) Pismo Święte nie ceni gnuśnych i leniwych. Powiada im wprost: "Do mrówki się udaj, leniwcze, patrz na jej drogi - bądź mądry: nie znajdziesz u niej zwierzchnika ni stróża żadnego, ni pana, a w lecie gromadzi swą żywność i zbiera swój pokarm we żniwa. Jak długo, leniwcze, chcesz leżeć? A kiedyż ze snu powstaniesz? Trochę snu i trochę drzemania, trochę założenia rąk, aby zasnąć: a przyjdzie na ciebie nędza jak włóczęga i niedostatek - jak biedak żebrzący." (Prz 6, 6-11).

Nakazuje być przezornym - dwakroć się zastanowić, nim jakikolwiek ruch się wykona. Choćby nie poręczać, jeśli dobrze się kogoś nie zna:"Nie bądź z tych, co dają porękę, co ręczą za [cudze] długi." (Prz 22, 26). Doradza także, by nie zaciągać zobowiązań, jeśli grozić nam może niewypłacalność: "Jeżeli nie masz czym zapłacić, po co mają łóżko zabrać spod ciebie?" (Prz 22, 27)

Uczy w końcu, że zarządzający winni wykazywać się troską o to, co im w zarząd powierzono i uczciwie oraz z należytym zaangażowaniem wykonywać swoje obowiązki. W Ewangelii wg św. Łukasza czytamy: "Kto w drobnej rzeczy jest wierny, ten i w wielkiej będzie wierny; a kto w drobnej rzeczy jest nieuczciwy, ten i w wielkiej nieuczciwy będzie. Jeśli więc w zarządzie niegodziwą mamoną nie okazaliście się wierni, prawdziwe dobro kto wam powierzy? Jeśli w zarządzie cudzym dobrem nie okazaliście się wierni, kto wam da wasze? Żaden sługa nie może dwom panom służyć." (Łk 16, 10-13)

Z Pisma Świętego wynika, że chrześcijanin nie musi uważać pieniędzy za zło konieczne. Same w sobie nie są one ani dobre, ani złe. O wszystkim decyduje nasz do nich stosunek. To, co z bólem pewnym przyznaję, nie moje odkrycie. Pisał już o tym jeden z Ojców Kościoła, św. Klemens Aleksandryjski (ok. 150 - ok. 212). Ale zanim o nim wspomnę, do starożytności cofnąć się wypada. Wszak i w niej o pieniądzu trochę się mówiło.

Grecja i Rzym

Zacznijmy zatem od Platona (właściwe imię Arystokles, 427-347 p.n.e.), greckiego arystokraty, ale i filozofa, przemyślenia którego legły u podstaw filozofii chrześcijańskiej, a nawet myśli współczesnej. Cóż zatem ów arystokrata o pieniądzu powiadał? Najkrócej - wszak miejsca nie mamy za wiele, a i czytającego zanudzać nie wypada - mówił o pieniądzu kruszcowym, podkreślając przy tym, że jest on środkiem gromadzenia bogactw. Skoro jednak - co w wypowiedziach swych uwydatniał - pogoń za bogactwem może niszczyć człowieka, proponował, by bito go z kruszców nieszlachetnych. Był też Platon przeciwny pobieraniu procentu od pożyczonych pieniędzy, uważał że umożliwia to osiąganie nadmiernych zysków.

Najwybitniejszym jego uczniem był Arystoteles (384-322 p.n.e.). I jak mistrz - sprzeciwiał się pobieraniu procentu od pożyczek. Stworzył przy tym coś, co nazwać by można pierwocinami nominalistycznej teorii pieniądza. Uważał ekonomię - choć samą nazwę przejął od Ksenofona (Xenofonta, ok. 430 p.n.e. - ok. 355 p.n.e.- ucznia Sokratesa, pisarza, stratega wojskowego, po trosze filozofa, który w swym dziele Oikonomikós opisał zasady funkcjonowania gospodarstwa, folwarku opartego na pracy niewolników) - za sztukę zarządzania gospodarstwem domowym. Gromadzeniem bogactw i zarobkowaniem zajmowała się zaś chromatystyka. Sam wszakże zwolennikiem bogacenia się nie był.

Cyceron (Marcus Tullius Cicero; 106-43 p.n.e.), choć jako wybitny rzymski mówca głównie jest znany, parał się także i filozofią. Choć za nieetyczne uznawał pomnażanie majątku poprzez pożyczanie pieniędzy na procent, wiele nie miał przeciw bogaceniu się. Ba, im zajęcie jakieś większy przynosiło dochód, tym za bardziej godne dla człowieka wolnego je uważał. Pochwalał także handel zagraniczny, który Rzymowi korzyści znaczne przynosił.

Wcale nie zło konieczne

Po tym krótkim, acz może wartym uwagi wtręcie powróćmy do św. Klemensa Aleksandryjskiego. Otóż w dziełku swoim "Który człowiek bogaty może być zbawiony?", wcale tak bardzo bogactwa nie potępiał. Podkreślał nawet, że bywa i tak, iż ludzie ubodzy bardziej pożądają dóbr od bogatszych od siebie. W nauce Jezusa Chrystusa chodzi zaś nie tyle o ubóstwo rozumiane dosłownie, co o ubóstwo ducha. Dziś powiedzieć moglibyśmy - o nieprzywiązywanie się do posiadanych dóbr i niegromadzenie ich w nadmiarze.

Dalej jeszcze poszedł św. Tomasz z Akwinu (1225-1274). I stwierdził, że ubóstwo nie jest czymś dobrym samym w sobie, zaś bogactwo w parze z doskonałością iść może. Ten wybitny dominikanin podkreślić przy tym nie omieszkał, że własność prywatna przydatna jest z dwóch powodów - po pierwsze, pobudza pracowitość (co na ożywienie życia gospodarczego się przekłada); po drugie zaś, do większego porządku w życiu społecznym się przyczynia. Albowiem powinna służyć dobru ogółu. Po to człowiekowi dano, aby mógł się z innymi dzielić. Są bowiem dobra materialne niezbędne wręcz do życia, ale są i takie, co nadwyżkę stanowią. I tą dzielić się należy.

Uważał św. Tomasz, że właściciel dóbr trwałych, użyczający ich innym, prawo ma do wynagrodzenia - współcześnie zapewne czynszem dzierżawnym byśmy je nazwali. Procent płynący z pożyczek pieniężnych miał za grzech, był to bowiem dochód bez pracy. Że był jednak człowiekiem światłym, dopuszczał trzy przypadki odstępstwa od zakazu lichwy. Oto i one:

1) periculum sortis - czyli ryzyko utraty pożyczonego pieniądza, czy też zainwestowanych funduszy - wszak wierzyciel nie może mieć pewności, że dług rzeczywiście zwrócony mu zostanie;

2) damnum emergens - czyli możliwość, że wierzyciel popada w tarapaty, co nie miałoby miejsca, gdyby pożyczki nie udzielił; innymi słowy sam pożyczać by musiał, co przecież na straty by go naraziło;

3) lucrum cessans - czyli utracone korzyści z ewentualnych innych inwestycji.

Jeśli o periculum sortis chodzi, to ks. prof. dr hab. Jan Kracik w dziele Kredyt i lichwa jako zjawiska społeczne zaznacza, że dodali je (w XIV w.) następcy Tomasza z Akwinu. Sam wszakże Akwinata uważał, iż pieniądz istotną rolę spełnia - jest wartości dóbr, kosztów i pracy miernikiem.

Co nie zakazane, stosować można

We wspomnianym już dziele, ks. prof. Kracik pisze: "Scholastycy będą poszerzać lub zawężać zakres zakazanej lichwy, usiłując godzić poglądy Ojców Kościoła z przemianami praktyki gospodarczej. Rozeznanie jej moralnych aspektów utrudniało nie tylko tempo i złożoność dokonujących się procesów, ale i tradycyjny respekt dla nietykalnych autorytetów przeszłości, połączony z zadawnioną nieufnością duchownych wobec handlu jako zajęcia łatwo prowadzącego do grzechu.

Najwięksi teologowie i prawnicy średniowiecza pojęcie lichwy wiązali z analizą sprawiedliwej ceny. Poglądy owych uczonych na grzeszny charakter rozmaitych kontraktów gospodarczych bywały jednak mocno rozbieżne, nawet w tym samym środowisku uniwersyteckim. Nie mając z tej strony jednoznacznych ocen, władze kościelne stopniowo rewidowały swe stanowisko wobec niektórych form przemian ekonomicznych, w miarę urynkowienia oraz wzrostu roli pieniądza i kredytu. Ograniczono więc skalę represji wobec lichwiarzy i różnicowano ich karanie według stopnia społecznej szkodliwości.

Przemiany te i kościelne do nich przystosowanie w Europie środkowo-wschodniej dokonywały się później, na przełomie XIII i XIV w., a wiązały się głównie z wielkimi inwestycjami, do jakich należała kolonizacja na prawie niemieckim. Zapotrzebowanie na kredyt zaspokajała głównie sprzedaż na raty, ku zadowoleniu wierzycieli i dłużników. Nad moralną oceną tych kontraktów debatowano na uniwersytetach Pragi, Wiednia i Krakowa, dociekając, czy taka umowa to umowa kupna-sprzedaży, czy oprocentowanej pożyczki, czyli ukrytej za pozorami legalności lichwy. Część uczonych mężów dowodziła w swych traktatach pierwszego, a inni drugiego. Spór podzielonych ekspertów nie ustał, mimo że papież Marcin V orzekł w 1425 r., że dozwolone są umowy sprzedaży renty z prawem odkupu (patrz. K. Olendzki., Moralność i kredyt. Kontrakt kupna-sprzedaży w traktatach uczonych środkowoeuropejskich z przełomu XIV i XV wieku, Roczniki Dziejów Społeczno-Gospodarczych, t. 56-57: 1996/97, s. 29-67).

W miarę jak przemiany gospodarcze czyniły pieniądz bardziej "urodzajnym", rosła chęć szukania zysku z jego użyczania. Unikając tępionej przez Kościół lichwy, dokonywano zamiast pożyczki na procent kupna wspomnianej renty, a więc prawa do corocznego dochodu z ziemi dłużnika aż do czasu spłacenia długu (stąd: czynsz odkupny, wyderkaf). Nie jest to lichwą, o ile czynsz ów nie jest większy niż normalny dochód z ziemi wartej tyle, ile wynosiła przekazana suma - orzekł papież Innocenty IV (zm. 1254).

Tytułem dochodu była więc nie pożyczona kwota, lecz odpowiadający jej udział we współwłasności. Co surowsi kanoniści XIII-XV w. dopatrywali się jednak w takiej operacji pożyczki maskowanej pozorowaną sprzedażą, a w płaconym od owej własności czynszu - lichwy. Mimo to rosło powszechne przekonanie o legalności umowy rentowej, stającej się ważnym składnikiem zachodniej gospodarki.

(...) W XV w. franciszkański obserwant Bernardyn ze Sieny odróżniał lichwę rzeczywistą od pozornej, gdzie kapitał daje dochód. Podobnie arcybiskup Antonin z Florencji zalecał rozwagę w traktowaniu różnych przejawów życia gospodarczego i przestrzegał przed pochopnym uznawaniem transakcji za lichwiarskie. Aby walczyć z rzeczywistą lichwą i ochraniać przed nią biedaków, kaznodzieje franciszkańscy w Italii zaproponowali formułę tzw. banków pobożnych (montes pietatis). Pożyczano w nich pod zastaw, na niskie (około 5 proc.), przeznaczone na koszta administracyjne, odsetki. Te ostatnie dominikanie i augustianie kwestionowali, lecz zastrzeżenia ich musiały ustąpić przed uznaniem z potrzeby społecznej takich instytucji, które wkrótce upowszechniły się, zyskując kościelną aprobatę.

Sytuacja wokół lichwy pod koniec średniowiecza była wszechstronnie zagmatwana.

(...) Czy reformacja wniosła w chrześcijaństwo radykalną zmianę w traktowaniu lichwy? Luter był w tym względzie bardziej tradycyjny niż współcześni mu kanoniści katoliccy. W Liście do szlachty narodu niemieckiego pisał, że handel pieniądzem "diabeł wymyślił, a papież sankcjonując go wyrządził światu krzywdę nieobliczalną". Podobne zdanie o pożyczaniu na procent mieli teologowie anglikańscy. Szczególnie surową oceną lichwy odznaczali się purytanie. Kalwin, uznawszy katolicką kazuistykę za hipokryzję, odrzucił nieufne traktowanie pieniądza i teorię jego jałowości. Rozróżnił pożyczkę konsumpcyjną od produkcyjnej, uznając pobieranie odsetek od tej drugiej za usprawiedliwione. Czyniąc istniejącą praktykę prawomocną zalecał rozważenie w sumieniu wysokości żądanego procentu".

Chrześcijańskiej etyki gospodarczej przemiany

Od siebie dodam, że Kalwin podkreślał, iż dłużnik za pożyczone pieniądze może kupić określone dobra, co przynosi mu dochód, wierzycielowi zatem przysługiwać winno odszkodowanie w postaci procentu. Wróćmy jednak do ks. Kracika:

"Wiedząc, że to nie wystarczy, pisał Kalwin: Jeśli całkowicie zabronimy lichwy, narzucimy ludziom więzy mocniejsze, niż zrobiłby to sam Bóg. Ale jeśli ustąpimy choć trochę, natychmiast zaczną pozwalać sobie na wiele, gdybyśmy bez żadnego wyjątku nie ograniczyli im możliwości. Dlatego doglądanie umiarkowanej stopy procentu kredytowego powierzył kościelnemu konsystorzowi.

Miał on karać zawodowych lichwiarzy, spekulantów, bezwzględnych wierzycieli, kupców oszukujących klientów. Ale poddanie wszechwładzy Kościoła reformowanego moralności gospodarczej postawiło go przed koniecznością interpretowania niezliczonej ilości skomplikowanych problemów i sytuacji, w tym rozładowania napięć między pożyczkodawcą a pożyczkobiorcą. W zadłużonym środowisku nadmierna pryncypialność ambony mogła łatwo wywołać rozruchy przeciw wierzycielom. Zmuszało to konsystorze do samoograniczeń i skupiania się na usuwaniu większych nadużyć.

Przybliżając, jak katolicy, zasady do możliwości ich stosowania, kalwiniści także nie rezygnowali z roztrząsania owych zasad: czy nieuczciwych kupców można dopuszczać do Wieczerzy Pańskiej? Handlować z nimi? Czy godziwe są loterie? A lokowanie na procent pieniędzy przeznaczonych dla ubogich? Zdania biegłych znów bywały podzielone.

Nie te jednak szczegółowe rozstrzygnięcia miały decydujące znaczenie w przemianach chrześcijańskiej etyki gospodarczej. Max Weber szukał genezy ducha kapitalizmu w kalwinizmie, gdyż ten przeniósł ascezę z klasztoru w codzienność i związał ją z aktywnością wewnątrz świata. Za znak wybrania przez Boga, jego predestynacji człowieka do zbawienia, uznał powodzenie w interesach. Wiązało się to z pracowitością, ograniczeniem konsumpcji, co pozwalało pomnażać kapitał. Korygując Webera R. H. Tawney upomniał się o całościowe ujęcie historii społeczno-gospodarczej jako nieodłącznego kontekstu: religia a kapitalizm. Kalwin bowiem nie rozłączał ekonomii od etyki, ani nie zastępował religijnej naturalistyczną wizją społeczeństwa. Walka między "religią bogobojnych" a "religią handlu" zaczęła się dopiero w obrębie purytanizmu. Jego mentalność ludzi interesu Weber przypisał niesłusznie pierwotnemu kalwinizmowi (patrz - R. H. Tawney. Religia a powstanie kapitalizmu, Warszawa 1963).

Wyraziście sformułował to J. Delumeau: "Protestantyzm o tyle rodził mentalność kapitalistyczną, o ile tracił swój tonus religijny i oddalał się od kalwinizmu". Zasługą jednak Kalwina było pogodzenie religii i pieniądza, prowadząc do nowej mentalności, jakiej potrzebował do swego zwycięstwa kapitalizm. Cała reformacja nadała chrześcijańskiemu powołaniu bardziej świecki charakter, przenosząc szanse doskonalenia i uświęcenia z duchowych na ogół, w życie rodzinne i zawodowe.

Najgodniejszym zajęciem stawała się nie kontemplacja, ale praca, a żebractwo jawiło się nie tyle jako ikona Chrystusa, co symbol potępianego próżniactwa. Protestanci patrzyli bardziej życzliwie niż mnisi na uczciwie osiągnięty dobrobyt, czuli wstręt do ostentacji i przepychu barokowej sztuki katolików, żyli od nich skromniej, a kapitał lokowali w handlu i przemyśle. Ten ferment, nie obcy przecież z czasem i wielu katolikom, przyspieszał przesuwanie się całego świata chrześcijańskiego ku nowożytności."

Poszkodowanych wierzycieli obrona

Gruszek w popiele nie zasypiali także teologowie katoliccy. Jak mogli poszerzali pojmowanie lucrum cessans czy periculum sortis. Zaznacza ks. prof. Jan Kracik: "Molina [Ludwik Molina, jezuita hiszpański, teolog - przyp. red.] usprawiedliwiał wiele operacji bankowych i rekompensatę za pożyczkę udzieloną przyjacielowi. Kajetan [Tommaso Giacomo De Vio, Caietanus, Gaetanus, włoski dominikanin, filozof i teolog - przyp. red.] pochwalał dyskontowanie, a Soto [Domingo de Soto, hiszpański dominikanin, filozof i teolog - przyp. red.] bankowe kredyty. Azpilzueta [abp Martín de Azpilcueta, hiszpański myśliciel - przyp. red.] stwierdzał, że zyskowne użycie pieniądza nie jest przeciwne naturze. Wskazywano przypadki, w których ograniczenia możliwości pobierania procentu zubożą wszystkich, oprócz nieuczciwych.

Ale to reinterpretujące zakaz lichwy nadążanie za przemianami i potrzebami czasu miało przecież i koszta własne. Bowiem "doktryna lichwy była piętą achillesową scholastycznej ekonomii. Zapędziła ona scholastyków i ich XVI- i XVII-wiecznych następców w nie dające się przezwyciężyć trudności, które przyczyniły się wielce do skompromitowania całej doktryny" (patrz - A.A. Chafuen. Chrześcijanie za wolnością. Ekonomia późnoscholastyczna, Kraków 2002).

Ważniejsi niż kondycja doktryny byli przecież ludzie, którym ona służyła lub szkodziła. Swój podstawowy cel, ochronę słabszych przed wyzyskiem, była w stanie spełnić w niewielkim stopniu. Kościelnym zakazom lichwy towarzyszyły wszak wskazywane przez kanonistów i akceptowane przez hierarchię sposoby uniknięcia tego strasznego grzechu, umożliwiające uzyskanie pożądanego powiększenia kapitału pod innym niż odsetki tytułem.

Stróżowie tedy normy samo doradzali, jak bez wielkiej fatygi zachować jej literę. Ci, którzy z owych obejść nie korzystali, pożyczając wprost na procent, wiedzieli, że to praktyka przez Kościół potępiona. Czy mogli pojąć - dlaczego? Dostrzec moralną różnicę między jednym drzewem zakazanym a pozostałymi, dozwolonymi, a owocującymi tak samo? I przy wielkanocnej spowiedzi szczerze obiecywać poprawę?

Chrześcijańskie średniowiecze zamykało możliwość wykonywania wielu zawodów przed Żydami. Uznano, że skoro lichwa "jest nieuchronna, to lepiej by praktykowali ją Żydzi wedle własnego prawa niż chrześcijanie wbrew swemu prawu" (patrz - M. Horoszewicz. Przez dwa millennia do rzymskiej synagogi. Szkice o ewolucji postawy Kościoła katolickiego wobec Żydów i judaizmu, Warszawa 2001). W rezultacie opinia z uprawianiem lichwy utożsamiła Żydów, co odsuwało uwagę od robienia nadal tego samego przez wielu chrześcijan. I oni też słuchali chętnie, gdy kaznodzieje, szczególnie z zakonów żebrzących, atakowali Żydów-lichwiarzy. Gdy ich chrześcijańscy dłużnicy w królestwie Nawarry i hrabstwie Szampanii wzięli sobie owe kazania do serca tak dalece, że przestali spłacać, co pożyczyli, sam papież Innocenty IV w 1247 r. uznał za konieczne wziąć w obronę poszkodowanych wierzycieli żydowskich".

Choć semickie, to różne na lichwę spojrzenie

Tu drobne wyjaśnienie wszystkim się należy. Dawno temu rzeczywiście pożyczaniem na procent, dosadniej mówiąc - lichwą, Żydzi głównie się zajmowali. Czynili tak, choć Tora zabraniała im udzielania pożyczek oprocentowanych. Mówiła wszakże o współwyznawcach, zatem uznali, że wolno im zarabiać na innych religii wyznawcach. I praktykowali ten sposób pomnażania majątku, nieraz dość intensywnie.

Może i dlatego, że mieli też boży nakaz darowania długów. Rzecz jasna.... współwyznawcom jedynie. Jeśli ktoś ciekawy, gdzie o tym jest mowa, chętnie z wyjaśnieniem śpieszę. Otóż w Księdze Wyjścia czytamy: "Jeśli pożyczysz pieniądze ubogiemu z mojego ludu, żyjącemu obok ciebie, to nie będziesz postępował wobec niego jak lichwiarz i nie karzesz mu płacić odsetek" (Wj 22, 24). A następująca po niej Księga Kapłańska powiadała: "Jeżeli brat twój zubożeje i ręka jego osłabnie, to podtrzymasz go, aby mógł żyć z tobą przynajmniej jak przybysz lub osadnik. Nie będziesz brał od niego odsetek ani lichwy. Będziesz się bał Boga swego i pozwolisz żyć bratu z sobą. Nie będziesz mu dawał pieniędzy na procent. Nie będziesz mu dawał pokarmu na lichwę" (Kpł 25, 35-37).

O darowaniu zaś długów w roku siódmym, szabatowym, mówiła Księga Powtórzonego Prawa: "Pod koniec siódmego roku przeprowadzisz darowanie długów. Na tym będzie polegało darowanie długów: każdy wierzyciel daruje pożyczkę udzieloną bliźniemu, nie będzie się domagał zwrotu od bliźniego lub swego brata, ponieważ ogłoszone jest darowanie ku czci Pana. Od obcego możesz się domagać zwrotu, lecz co ci się należy od brata, daruje twa ręka" (Pwt 15, 1-3).

Arabowie, choć także naród to pochodzenia semickiego, lichwą się nie zajmowali. Handlem i owszem, z sukcesami nawet. A wszystko to z tym zgodnie, co Koran powiada. W Surze 2 przeczytać można: "A ci, którzy pożerają lichwę, nie powstaną inaczej, niż powstaje ten, którego przewrócił szatan przez dotknięcie. Tak jest, ponieważ oni mówią: "handel jest podobny do lichwy".

Lecz Bóg dozwolił handel, a zakazał lichwy. A ten, kto otrzymał napomnienie od swego Pana i powstrzymał się, będzie miał swoje poprzednie zyski i jego sprawa należy do Boga. A którzy powrócą, tacy będą mieszkańcami ognia; oni tam będą przebywać na wieki.

Bóg zniweczy lichwę, a pomnoży dawanie jałmużny. Bóg nie miłuje żadnego niewiernego grzesznika! Zaprawdę, ci, którzy wierzą i czynią dobre dzieła; ci, którzy odprawiają modlitwę i dają jałmużnę - będą mieli nagrodę u swego Pana; nie doznają strachu! I nie będą się smucić. O wy, którzy wierzycie! Bójcie się Boga i porzućcie to, co pozostało z lichwy, jeśli jesteście wierzącymi! Jeśli jednak tego nie uczynicie, to oczekujcie wezwania do wojny od Boga i Jego Posłańca! A jeśli się nawrócicie, to otrzymacie swój kapitał.

Nie czyńcie niesprawiedliwości, to i wy nie doznacie niesprawiedliwości! A jeśli kto jest w trudnym położeniu, to należy poczekać, aż jego sytuacja się poprawi; ale darowanie tego jako jałmużny jest dla was lepsze; żebyście tylko wiedzieli! I bójcie się Dnia, kiedy zostaniecie sprowadzeni do Boga! Wtedy zostanie wypłacone w pełni każdej duszy, co ona zarobiła - i nikt nie dozna niesprawiedliwości.

O wy, którzy wierzycie! Jeśli zaciągacie dług między sobą na określony czas, to zapisujcie to! I niech zapisuje między wami pisarz, według sprawiedliwości. I niech pisarz nie sprzeciwia się, by pisać tak, jak nauczył go Bóg. I niech on pisze, a dłużnik niech dyktuje! I niech się boi Boga, swojego Pana, i niczego z tego nie umniejsza. A jeśli dłużnik jest głupcem, słabym albo nie może dyktować, niech dyktuje jego opiekun, zgodnie ze sprawiedliwością!

Żądajcie świadectwa dwóch świadków spośród waszych mężczyzn! A jeśli nie będzie dwóch mężczyzn, to jeden mężczyzna i dwie kobiety mogą być świadkami, na których się zgodzicie; jeśli jedna z nich zbłądzi, to druga będzie mogła ją napomnieć. A świadkowie niech nie odmawiają, kiedy są wzywani! I nie wzdragajcie się tego zapisywać - czy to będzie dług mały, czy duży - z zaznaczeniem jego terminu. To jest dla was sprawiedliwsze w obliczu Boga i bardziej prawidłowe dla świadectwa, i odpowiedniejsze dla usunięcia wątpliwości. Chyba że to jest handel towarem, który wy sobie przekazujecie z ręki do ręki; wtedy nie popełnicie grzechu, jeśli tego nie zapiszecie.

I żądajcie świadków, kiedy dokonujecie między sobą transakcji, i nie wywierajcie żadnego przymusu ani na pisarza, ani na świadka! A jeśli tak czynicie, to popełniacie grzech. Bójcie się Boga! Bóg was poucza. On o każdej rzeczy jest wszechwiedzący! A jeśli jesteście w podróży i nie znajdujecie pisarza - to powinniście wziąć zastaw. A jeśli jeden z was powierza drugiemu jakiś depozyt, to ten, któremu go powierzono, powinien go zwrócić; i niech boi się Boga, swojego Pana!" (Sura 2, wersy 275-283).

I powtarza w Surze 3: "O wy, którzy wierzycie! Nie zdzierajcie lichwy podwójnie podwojonej. I bójcie się Boga! Być może, wy będziecie szczęśliwi!" (wers 130)

Czytaj dalej tutaj

Andrzej Lazarowicz

Miesięcznik Finansowy Bank
Dowiedz się więcej na temat: pożyczka | chrześcijaństwo | pieniądze | slow | Biblia | żydzi | "Ja | pożyczanie | lichwiarze | Tam
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy
Finanse / Giełda / Podatki
Bądź na bieżąco!
Odblokuj reklamy i zyskaj nieograniczony dostęp do wszystkich treści w naszym serwisie.
Dzięki wyświetlanym reklamom korzystasz z naszego serwisu całkowicie bezpłatnie, a my możemy spełniać Twoje oczekiwania rozwijając się i poprawiając jakość naszych usług.
Odblokuj biznes.interia.pl lub zobacz instrukcję »
Nie, dziękuję. Wchodzę na Interię »