Panika w ulubionym kurorcie Polaków w Turcji. "Rzucił się na mnie"

Manavgat to obok Side i Alanyi jeden z najpopularniejszych kurortów w Antalyi i całej Turcji. To właśnie tam znajduje się zoo, z którego uciekł lew o imieniu Zeus. Zwierzę zaatakowało jednego z mieszkańców, a potem zostało zastrzelone, co wywołało oburzenie organizacji prozwierzęcych. Ranny Turek odgraża się natomiast, że "pozwie każdego" odpowiedzialnego za ucieczkę lwa.

Manavgat w porównaniu z Side czy Alanyą jest dużo spokojniejszą miejscowością. Dlatego też kurort ten jest często wybierany przez rodziny z dziećmi oraz osoby starsze. Jest popularny także wśród turystów z Polski. Zdarzenie, do którego doszło tam w niedzielę, 6 lipca, kładzie się jednak cieniem na wizerunku miejscowości. 

Lew uciekł z prywatnego zoo w Manavgat i zaatakował rolnika

Z miejscowego prywatnego zoo Berkem Aslan Diyarı Land Of Lions uciekł bowiem lew o imieniu Zeus, co wywołało panikę wśród miejscowych i przyjezdnych. Władze prowincji zaangażowały do złapania zwierzęcia m.in. żandarmerię oraz myśliwych. Zeusa szukali także pracownicy zoo. Widziano go, gdy biegał między hotelami. Nim lwa udało się odnaleźć, rzucił się na rolnika z Manavgatu.

Reklama

Mężczyzna zdołał odeprzeć atak, co - jak opisywał w rozmowie z dziennikiem "Hürriyet" - zawdzięcza własnej sile, ale odniósł przy tym obrażenia. "Rzucił się na mnie i walczyliśmy. Krzyczałem: 'Czy ktoś tam jest?' [...] Gryzł mnie w łydkę i szyję, aż w końcu złapałem go za kark i nim cisnąłem" - opisywał gazecie Turek. "Pozwę każdą osobę odpowiedzialną za to. Gdybym nie był trochę silniejszy, nie byłoby mnie tu teraz. [...]. Kto poniesie za to odpowiedzialność?" - mówił rozgoryczony rolnik. Po ataku mężczyzna został przewieziony do szpitala, gdzie nadal przebywa. Jego życiu nie zagraża niebezpieczeństwo. Nieco później Zeus został złapany i - jak to określiły władze - "zneutralizowany", czyli zastrzelony. 

Zabicie lwa Zeusa wywołało oburzenie w Turcji

Władze, argumentując decyzję o zabiciu lwa, stwierdziły, że stanowił bezpośrednie zagrożenie i nie można go było bezpiecznie "uspokoić". Aktywiści zakwestionowali to stanowisko. Cytowane przez "Hürriyet" organizacje zaznaczyły, że "Zeus był lwem, który powinien wędrować po afrykańskiej sawannie, a nie być zamknięty w klatce przez lata". Dodali, że "ogrody zoologiczne to obozy tortur, a polowania to morderstwo".

Oburzenie w Turcji wywołały także zdjęcia pojawiające się na portalach społecznościowych, na których funkcjonariusze, uśmiechając się, pozują obok martwego zwierzęcia. Ogród zoologiczny, z którego uciekł Zeus, reklamuje się posiadaniem "największej na świecie rodziny lwów". "Dbamy o to, aby nasi zwierzęcy przyjaciele, których gatunki są zagrożone, byli chronieni poza swoim naturalnym środowiskiem, a ich reprodukcja mogła się odbywać bez przeszkód" - czytamy na stronie zoo. 

Prywatne ogrody zoologiczne i ich ciemna strona

Po ucieczce lwa władze zamknęły placówkę i zapowiedziały podjęcie kroków prawnych przeciwko firmie. Z recenzji w Google wynika, że prywatne zoo, z którego uciekł Zeus, nie cieszyło się dobrą opinią wśród odwiedzających. Goście twierdzili, że zwierzęta są trzymane w złych warunkach - małych brudnych klatkach. Miały też rzucać się na jedzenie podczas pokazów karmienia, co zdaniem turystów sugeruje, że były wygłodniałe. Ponadto według odwiedzających lwy sprawiały wrażenie, jakby podano im leki uspokajające. 

Tego typu praktyki są niestety częste w takich prywatnych ośrodkach. Robi się to po to, aby turyści mogli zrobić sobie zdjęcie z dzikimi zwierzętami lub je pogłaskać. 

INTERIA.PL/PAP
Dowiedz się więcej na temat: Lew | Turcja | ZOO
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy
Finanse / Giełda / Podatki
Bądź na bieżąco!
Odblokuj reklamy i zyskaj nieograniczony dostęp do wszystkich treści w naszym serwisie.
Dzięki wyświetlanym reklamom korzystasz z naszego serwisu całkowicie bezpłatnie, a my możemy spełniać Twoje oczekiwania rozwijając się i poprawiając jakość naszych usług.
Odblokuj biznes.interia.pl lub zobacz instrukcję »
Nie, dziękuję. Wchodzę na Interię »