Ponad 200 tys. kredytów uciekło przed wirusem na wakacje

Odkąd banki wprowadziły "wakacje kredytowe" ponad 200 tys. kredytów na nie pojechało. A równocześnie popyt na nowe kredyty gwałtownie spadł w marcu i ze strony indywidualnych klientów i ze strony firm - mówi prezes Biura Informacji Kredytowej Mariusz Cholewa. Dobrą wiadomością jest to, że Polacy - na razie - spłacają swoje zobowiązania.

Wakacje kredytowe banki zaproponowały swoim klientom jeszcze w marcu, zaraz po wprowadzeniu "lockdownu". Na wakacje można wysłać kredyt na trzy lub sześć miesięcy. Możliwe są wakacje dla całej raty - kapitałowej i odsetkowej, jak też tylko dla części kapitałowej. To już zależy od banku. 

Kiedy klient przestaje spłacać swój kredyt, normalną sprawą jest, że pogarsza się jego ocena w banku, tak samo jak w Biurze Informacji Kredytowej, które gromadzi dane o historii spłat przez wszystkich klientów z wszystkich banków i SKOK-ów i z większości firm pożyczkowych. Z "wakacjami" jest inaczej. Banki zapewniają, że "wakacje" nie będą miały wpływu na pogorszenie oceny klienta. Podobnie nie będą miały wpływu na jego scoring w BIK. 

Reklama

- Banki deklarują, że przy ocenie wniosków kredytowych "wakacje kredytowe" nie będą miały wpływu. BIK też już komunikował, że same wakacje nie będą miały wpływu na historie kredytową i na scoring klienta - powiedział Mariusz Cholewa podczas konferencji on-line "Kwadrans z Europejskim Kongresem Finansowym".

- Mamy ponad 200 tys. rachunków z "wakacjami" - dodał.

Jak na liczbę udzielonych przez banki kredytów (rachunków kredytowych jest blisko 30 mln) nawet ponad 200 tys. "wakacji" to niewielka liczba. Ponad 8 mln Polaków spłaca kredyty konsumpcyjne, a hipoteczne ponad 2 mln gospodarstw domowych. Do tego dochodzą jeszcze karty kredytowe i pożyczki.

Przypomnijmy, że banki zwracają uwagę, iż wniosek o "wakacje" najlepiej złożyć na kilka dni przed terminem spłaty raty kredytu, choć zapewniają, że decyzję podejmą w ciągu 24 godzin. Banki zgłaszają do BIK, że kredyt pojechał "na wakacje", żeby nie było żadnej wątpliwości, że kredytobiorca nie opóźnia się ze spłatami, czyli że jego kredyt jest "zdrowy".

Pobierz darmowy program do rozliczeń PIT 2019

Na razie nie widać pogorszenia jakości portfeli

Czy rozpoczynający się kryzys gospodarczy, pogorszenie sytuacji na rynku pracy i rozpaczliwe wołanie o płynność ze strony przedsiębiorstw spowodowały, że Polacy gorzej spłacają swoje zobowiązania? Na razie tego nie widać - mówi prezes BIK.

- Nie widać jeszcze nagłego trendu, żeby Polacy przestali spłacać kredyty - powiedział Mariusz Cholewa.

Ale - widać już pewne pogorszenie. Odsetek kredytów mieszkaniowych opóźnianych w spłacie o od jednego do 30 dni - pomimo "wakacji" wzrósł z 2 proc. przed kryzysem do 2,5 proc. w ostatnich dniach. W przypadku kredytów ratalnych odsetek ten wzrósł z ok. 5 do ok. 6 proc., a pożyczek pozabankowych z 10 do ok. 13 proc.

- Pożyczki pozabankowe biorą najbardziej wrażliwi klienci, o podwyższonym profilu ryzyka - powiedział Mariusz Cholewa.

Załamanie popytu

Wybuch kryzysu spowodował bardzo silną niechęć do zaciągania nowych długów. W drugiej połowie marca gwałtownie spadł popyt na kredyty i pożyczki, i to o kilkadziesiąt procent. Gdy klient składa wniosek do banku o kredyt, bank kieruje do BIK zapytanie o sytuację i ocenę klienta. W BIK widać, że zapytań ze strony klientów jest dużo mniej.

- Popyt znacząco zmalał. W zależności od produktu wniosków od połowy marca jest miedzy 40 a 60 proc mniej. Podobny jest spadek produkcji kredytów przez banki - powiedział prezes BIK.

- Przedsiębiorcy też znacząco mniej wnioskują o kredyty. Szacuję, że popyt (na kredyty) spadnie o około jedną trzecią. Popyt klientów z wyższym ryzykiem będzie spory - dodał.

A równocześnie gwałtownie zmniejszyła się liczba pożyczek pozabankowych, choć tu "gwóźdź do trumny" tego rodzaju finansowania wbiła uchwalona w końcu marca wraz z "tarczą antykryzysową" poprawka ograniczająca maksymalne koszty pozaodsetkowe finansowania. Koszty pozaodsetkowe zostały obniżone do 20 proc. kwoty finansowania rocznie z wcześniej obowiązującego pułapu 55 proc. To spowodowało, ze niektóre firmy pożyczkowe zaczęły zwijać swój interes. Niektóre wypowiadają umowy pożyczkobiorcom.

- Po wprowadzeniu zapisów o nowych limitach kosztów pozaodsetkowych mieliśmy gwałtowne zmniejszenie wniosków o pożyczki pozabankowe. W drugiej połowie marca ich liczba spadła o 50-60 proc. W ostatnich dniach, po świętach widzimy znowu wzrost. Trudno to wytłumaczyć. Nie sądzę, że będzie to długoterminowy trend - mówił Mariusz Cholewa.

- Cześć klientów firm pożyczkowych ma podwyższone ryzyko, natomiast duża część jest w stanie wziąć kolejną pożyczkę i mają takie potrzeby. Skoro trzeba pokryć wysokie ryzyko marżą, a pułap przychodów jest ograniczony, to model biznesowy się nie składa. Efekt będzie taki, że ci klienci, którzy mają kłopoty z dostępnością finansowania, będą mieli jeszcze większe, a kryzys spowoduje, że będzie popyt właśnie z ich strony. Dla klientów, którzy bardziej potrzebują finansowania podaż będzie mniejsza. Ludzie, którzy mają lepszy profil ryzyka są bardziej ostrożni, raczej ograniczają konsumpcję niż zadłużają się w niepewnych czasach - tłumaczył prezes BIK.

W związku z kryzysem może nastąpić natomiast zjawisko polegające na tym, że banki zaostrzą swoją politykę kredytową i będą udzielać finansowania tylko najlepiej ocenianym klientom. Klienci "środka" mogą nie uzyskać od nich kredytów.

Inne podejście do ryzyka

Eksperci EKF uznali za największe ryzyko dla stabilności polskiego systemu finansowego niosą ze sobą niespłacane kredyty. Choć na razie dane BIK pokazują, że Polacy nie przestali spłacać, choć są pierwsze sygnały, że jest nieco gorzej, dopiero raporty kwartalne banków pokażą, w jakim stopniu kryzys uderzył w kieszenie zadłużonych konsumentów.

Jako pierwsze na świcie raport za pierwszy kwartał ogłosiły niektóre największe banki w USA. Gigant JPMorgan utworzył rezerwy w wysokości 7 mld dolarów na stracone kredyty, a Bank of America ok. 5 mld dolarów, blisko pięć razy więcej niż przed rokiem. Jak będzie w Polsce?

- Ryzyko kredytowe może zdecydowanie się pogorszyć. Wszyscy zostaną nim dotknięci. Pytanie - jak bardzo? Trudno do końca przewidzieć. Kryzys będzie większy niż w 2008 czy 2009 roku, ale banki są lepiej przygotowane, maja większe bufory, lepsze regulacje - mówił Mariusz Cholewa.

Gdzie najbardziej skoncentruje się ryzyko kredytowe? W zobowiązaniach na wysokie kwoty, zarówno w konsumpcyjnych, jak też w mieszkaniowych. Przez ostatnie lata widząc poprawiającą się zdolność kredytową z powodu wzrostu płac i transferów socjalnych banki bardzo chętnie podwyższały kwoty udzielanych kredytów.  

Osobną grupę ryzyka stanowią przedsiębiorcy, którzy biorą kredyty prywatne na finansowanie swojej działalności gospodarczej. 80 proc. przedsiębiorców mających kredyty "na firmę" ma równocześnie kredyty osobiste i to często w różnych bankach. Gdy działalność gospodarcza upada, wszystkie zaciągnięte kredyty staja się zagrożone. Podobnie jest z kredytami mieszkaniowymi zaciąganymi przez singli - utrata pracy powoduje niemal natychmiast niemożliwość spłaty. A poza tym niektóre banki udzielały kredytów zbyt ryzykownie.

- Niektóre instytucje były bardzo liberalne i często wchodziły w segment klientów o podwyższonym ryzyku. Będą miały szczególny problem z jakością kredytów - mówił Mariusz Cholewa.

Jakie ostatecznie w wyniku kryzysu będą koszty ryzyka banków?

- Bałbym się mówić, jaki będzie końcowy koszt ryzyka. Dziś kredyty gotówkowe mają 4-6 proc. kosztów ryzyka. W poprzednim kryzysie wzrósł on do 12 proc. Czy tyle osiągnie teraz?

Mam nadzieję, że nie - powiedział prezes BIK. 

Jacek Ramotowski

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: kredyt | wakacje kredytowe | koronawirus
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Finanse / Giełda / Podatki
Bądź na bieżąco!
Odblokuj reklamy i zyskaj nieograniczony dostęp do wszystkich treści w naszym serwisie.
Dzięki wyświetlanym reklamom korzystasz z naszego serwisu całkowicie bezpłatnie, a my możemy spełniać Twoje oczekiwania rozwijając się i poprawiając jakość naszych usług.
Odblokuj biznes.interia.pl lub zobacz instrukcję »
Nie, dziękuję. Wchodzę na Interię »