Poradnik dla zadłużonych (odc. 6): Spory sądowe kredytobiorca vs. bank - jak to wygląda obecnie w Polsce?
Moim celem w tworzeniu kolejnych odcinków Poradnika jest m.in. pokazanie prawdziwego oblicza instytucji finansowych. Nie tego, które znamy z reklam, kiedy to młodzi, piękni i zawsze uśmiechnięci pracownicy banku zachęcają telewidzów do zakupu jakiegoś produktu kredytowego. Aż miło popatrzeć, ileż tam jest bon tonu i szacunku okazywanego klientom.
Ale ten wspaniały wizerunek banków tworzą także - na ogół pewnie nieświadomie - niektórzy blogerzy "poprawni politycznie", zajmujący się tematyką finansów osobistych. Opisują oni banki jako szacowne, dostojne instytucje, podchodzące poważnie do swoich klientów. Widać z daleka, że taka osoba kompletnie nie ma pojęcia, jaka jest ta druga twarz instytucji finansowych, starannie ukrywana przed opinią publiczną,. Oto przykład: projekt dotyczący pokonywania długów, którego autorem jeden z jeden z najbardziej znanych obecnie blogerów z branży finansów dla Kowalskiego. Jednakowoż czytając poniższy wpis, w którym autor zachęca internautów do stworzonego przez siebie kursu w zakresie walki z długami:
"Nie mam finansowego wykształcenia i nigdy nie pracowałem w branży finansowej (...)"
widzimy, że coś jest nie tak.
To znaczy - ja to widzę. Bo wiem, jak wygląda spór z bankiem w kwestii spłaty kredytu i próby jego restrukturyzacji. Opisałem to obrazowo w odcinku 4. Poradnika. Takiej wiedzy nie może posiadać osoba, która zawodowo z bankowością nie miała nic wspólnego. Bo to jest trochę taki Rambo, który co prawda nigdy nie miał w ręku broni, ale za to oglądał po dwa razy wszystkie odcinki Klossa i Czterech Pancernych. Nie ma mowy, aby taki telewizyjny wojownik poradził sobie w prawdziwym boju - na śmierć i życie - jaki trzeba stoczyć z bankiem, w przypadku problemu ze spłatą kredytu. Z pewnością także nie będzie umiał klientowi skutecznie doradzić, kiedy osoba ta wpadnie w pętlę kredytową.
Dzisiaj opowiem Wam jak to się zaczęło. To jest, w jakich okolicznościach wypowiedziałem wojnę niemoralnej, czasem wręcz patologicznej bankowości, coraz bardziej powszechnej w naszej rzeczywistości. Opiszę także, jak wygląda taka walka w sądzie. Przed czterema laty, tj. latem 2012 r. wszedłem w merytoryczny spór z bankiem X w zakresie restrukturyzacji spłacanego przeze mnie kredytu. Bank mi jej odmawia, narzucając warunki spłaty, których zaakceptować nie mogę. Tłumaczenie: bo "takie mają procedury". Kieruję więc do prezesa i zarządu banku X kilka korespondencji w tej sprawie, wnioskując o restrukturyzację dostosowaną do moich ówczesnych możliwości. Za każdym razem dostaję odpowiedź negatywną.
Co się stanie, jeśli zaprzestanę spłaty rat lub będą one dokonywane w niepełnej wysokości? Wtedy grozi mi "szybka śmierć"; banki dysponowały wówczas śmiertelnym narzędziem do pacyfikacji niesubordynowanych klientów. Mowa tu o bankowym tytule egzekucyjnym (BTE), nazywanym pieszczotliwie przez bankowców "batonik". Powyższa sytuacja wymusza na mnie działanie ratunkowe - pozyskuję kosztowną pożyczkę z sektora pozabankowego (innej bym wtedy nie dostał) i spłacam zadłużenie wobec banku X. Ratując się przez BTE, poniosłem koszty na poziomie ok. 100 tys. zł. Są to straty poniesione przeze mnie w wyniku działania kredytodawcy, które stało w jawnej opozycji do wiedzy i sztuki bankowej. Odmowa restrukturyzacji oznaczała także poniesienie przez bank X straty na tym kredycie, gdyż ten nie był zabezpieczony. Wprowadzenie w życie "batonika" uniemożliwiłoby więc także odzyskanie bankowi X kapitału z udzielonego kredytu.
Następnie - było to już w 2013 roku - składam pozew do sądu, żądając od banku X odszkodowania (kwota - trochę ponad 100 tys. zł) . Moim adwokatem jest jeden z największych w Polsce specjalistów w temacie sporów z bankami.
Zakończenie pierwszej instancji miało miejsce w dniu 16 grudnia 2015 roku, były to moje zeznania trwające ponad 1,5 godziny. Wcześniej udało nam się przedstawić w sądzie spójne dowody, świadczące o winie banku X. W trakcie procesu uzyskaliśmy także bardzo korzystne - dla nas - zeznania świadków, w tym pracownika banku X. Do swoich zeznań przygotowywałem się prawie dwa tygodnie, dzięki temu na sali sądowej był to tzw. "one man show".
Kontynuując narrację bokserską z poprzednich 2 odcinków: to był mocny, męski pojedynek. Półtoragodzinna walka zaobfitowała bowiem gradem czystych, bardzo potężnych ciosów.
Z tym, że nasza wymiana ciosów z BANKO polegała na tym, że ja wszystkie te ciosy zadawałem, BANKO - dla odmiany - wszystkie mężnie przyjmował...
W mowie końcowej wymęczony prawnik pozwanego banku wymruczał tylko, że umów trzeba dotrzymywać, a więc podtrzymuje wniosek o oddaleniu pozwu.
Ja z kolei, swoją mowę końcową, przedstawiłem w formie pisemnej, w której m.in. wyjaśniłem Wysokiemu Sądowi, dlaczego bankom nie opłaca się restrukturyzować zobowiązań (będę na ten temat pisał w kolejnym odcinku Poradnika).
Podsumowałem także zarzuty, jakie postawiłem bankowi X - odpowiednio tego dowodząc poprzez przedstawione sądowi dokumenty. Były to także dowody w postaci złożonych zeznań. Oto wykaz tychże zarzutów:
1. Świadome działanie na szkodę klienta
2. Świadome działanie w opozycji do zasad współżycia społecznego
3. Świadome działanie na szkodę obrotu gospodarczego
4. Świadome działanie na szkodę Skarbu Państwa
5. Świadome działanie zarządu pozwanego banku na szkodę tegoż banku:
- narażenie pracodawcy zarówno na straty finansowe, jak i na znaczący uszczerbek na wizerunku.
Jednakowoż, w dniu 30 grudnia ub. roku, sędzia ogłosił wygraną drugiej strony. W uzasadnieniu wyroku, pani sędzina - nie potrafiąc odpowiedzieć na żaden z postawionych przeze mnie zarzutów - stwierdziła jedynie, że "zeznania powoda nic nie wniosły do postępowania, więc można je pominąć".
Powyższe stwierdzenie potwierdziło jedynie, że moje "ciosy" były czyste i prawidłowo zadane. Jedyną więc drogą prowadzącą do wydania werdyktu korzystnego dla banku X, było udawanie, że tych uderzeń... w ogóle nie było.
Oczywiście złożyliśmy apelację, pewnie rozprawa drugiej instancji zostanie wyznaczona na wiosnę 2017 roku. W apelacji odniosłem się także do powtarzanego przez bankowców jak mantrę ich ulubionego argumentu, czyli:
Tym właśnie hasłem, jak wytrychem, posługują się bankowcy niemal w każdej sytuacji, kiedy nie potrafią prawidłowo zrestrukturyzować kredytu, czy też kiedy kredytobiorca (np. frankowicz) odmawia spłaty niebotycznie wysokich rat.
Oto fragmenty mojej apelacji, w części dotyczącej zasadności wypowiadania przez bankowców frazy "umów trzeba dotrzymywać":
"Czy cytowaną bardzo często przez bankowców kwestię można używać zupełnie bezrefleksyjnie? Czy jej zasadność mamy uznawać w każdej sytuacji? Logika nakazuje - moim skromnym zdaniem - aby rozpoznać nieco dokładniej sytuację. Na przykład: w jakich okolicznościach doszło do niewywiązania się z umowy jednej ze stron? Czy druga strona poniosła w efekcie tegoż jakiś uszczerbek? Jeśli poniosła uszczerbek - jak jest on dotkliwy? Wydaje się także zrozumiałe, że ewentualne sankcje za szkodę poniesioną przez drugą stronę powinny być adekwatne do wymiaru tegoż uszczerbku. Może parę przykładów: jeśli nasz największy przyjaciel przyjdzie na umówione spotkanie 15 minut spóźniony, czy zrywamy tę znajomość? Czy jeśli wypożyczymy książkę z biblioteki na miesiąc, a oddamy ją po dwóch, czy bibliotekarz ma prawo nasłać na sprawcę tego czynu komornika? Zablokować mu wszystkie konta bankowe? A potem - w efekcie eksmisji - wyrzucić go z własnego domu? Zgodnie z tezą mecenasa banku X: jak najbardziej. Przecież ów człowiek nie dotrzymał umowy.
(...)
Czy w sytuacji, kiedy pozwany bank w wyniku niedotrzymania umowy nie odniósł żadnej szkody, instytucja ta ma pełne prawo spacyfikować kredytobiorcę, skazać na śmierć społeczną całą jego rodzinę, zniszczyć na zawsze prowadzone przez tę osobę przedsiębiorstwa? Wysoki Sądzie, z niebywałym żalem stwierdzam, że taka obowiązuje obecnie w Polsce wykładnia prawa. Dowodem na to jest między innymi uzasadnienie wyroku w przedmiotowej sprawie z dnia 30 grudnia 2015 roku. Pozwolę sobie w tym miejscu przypomnieć tezę, którą postawiłem w mowie końcowej: przyznaliśmy bankom uprawnienia okupanta".
Spójrzmy na kwestię sensowności prowadzonego przeze mnie sporu w postępowaniu sądowym przeciwko bankowi X. Procesuję się o kwotę na poziomie trochę ponad 100 tysięcy zł. Pozew złożyłem w 2013 roku, druga instancja odbędzie się wiosną 2017 roku i wcale nie musi to być koniec sprawy.
Gdybym jednak odmówił spłaty zobowiązania w 2013 roku - bank spacyfikowałby mnie w okresie 3 miesięcy - mógłby zająć wszystkie moje konta bankowe, także prowadzić egzekucję z nieruchomości (łącznie z licytacją komorniczą tego mieszkania) oraz zająć wszystkie ruchomości posiadane przeze mnie w miejscu zamieszkania.
Do tej pory poniosłem koszty związane z prowadzeniem sprawy na poziomie ok. 60 tys. zł, ale jeśli przegram proces w kolejnych instancjach, dojdą dodatkowo koszty sądowe na poziomie kilkunastu tysięcy złotych.
Tu pragnę przypomnieć fragment poprzedniego odcinka Poradnika i ostatnią kwestię BANKO:
"Jak jesteś taki mądry, to idź z tym do sądu - zaśmiał się szyderczo BANKO i odszedł w swoją stronę".
BANKO wiedział, co mówi. Dzięki wieloletniej, wytężonej pracy lobby bankowego, taki mamy obraz działania sądów w procesach, w których stroną postępowania jest bank. A ja chciałbym to zmienić: bo jest mój kraj i nigdy nie zaakceptuję sytuacji, kiedy bankowcy za nasze pieniądze będą nas pacyfikować przy każdej okazji. Za pełnym przyzwoleniem wymiaru sprawiedliwości. I właśnie dlatego prowadzę opisaną tu sprawę przeciwko bankowi X, pomimo tak kiepskiego bilansu zysków i strat.
Niemniej jednak wcale nie zamierzam tego procesu przegrać. Oznaczałoby to bowiem, że nasz wymiar sprawiedliwości zszedł do poziomu Korei Północnej, gdzie w sprawach "systemowych" wyrok jest znany przed rozpoczęciem danego postępowania. Poza tym szykuję kolejne "niespodzianki" dla mojego przeciwnika, które zostaną rozpoznane w II instancji tej precedensowej sprawy.
A ty Czytelniku, jesteś za tym, aby ta patologiczna sytuacja uległa zmianie? Aby Polak w swoim kraju czuł się Polakiem, a nie niewolnikiem banków, mogących się nad naszymi rodakami bezkarnie pastwić? Jeśli masz w tej kwestii podobne zdanie do mojego - naciśnij zieloną łapkę. Komentarze mile widziane.
------
Krzysztof Oppenheim - ekspert finansowy od kredytów hipotecznych, restrukturyzacji i konsolidacji zobowiązań, związany z bankowością od 1993 r. Specjalizuje się także w upadłości konsumenckiej oraz w doradztwie przy oddłużaniu. Założyciel Fundacji Praw Dłużnika "Dłużnik też Człowiek". Obecnie także Prezes Zarządu "Nieruchomości Boża Krówka"
Kolejne odcinki "Poradnika dla zadłużonych", autorstwa Krzysztofa Oppenheim, będą się ukazywać w Interii w każdy piątek. Zapraszamy do lektury!