Pracować na czarno

Szara strefa, to według różnych szacunków, od 20 do 30 proc. polskiej gospodarki. Najściślej okrywa rynek zatrudnienia, co przy skali bezrobocia, jakie jest w Polsce, wcale nie dziwi. Wszystkie badania pokazują, że im większe problemy ze znalezieniem legalnej posady, tym więcej osób zgadza się na pracę bez umowy. W Polsce na czarno pracuje ok. 1,5 mln osób.

Oficjalnie w Polsce stałego zatrudnienia nie ma ponad 3 mln osób - tyle nazwisk widnieje na listach bezrobotnych w pośredniakach. Tylko jedna piąta zarejestrowanych dostaje z urzędu zasiłek, reszta może liczyć tylko na opłacenie podstawowych składek ubezpieczeniowych, co zresztą sporą część bezrobotnych satysfakcjonuje. Nie zależy im na tym, żeby pośredniak znalazł im zajęcie, bo ... oni pracę mają.

Szacuje się, że na czarno pracuje w Polsce ponad 30 proc. osób oficjalnie zarejestrowanych jako ludzie bez zatrudnienia. Być może nawet więcej. GUS dwa razy w ostatnich dziesięciu latach zajmował się tym zjawiskiem i, według jego opinii, w szarej strefie pracowało w 1995 r. 2,03 mln osób, trzy lata później 1,4 mln. Badania prowadzono w czasach, gdy bezrobocie wynosiło ledwie 10 proc.! Teraz jest dwa razy wyższe. W oficjalnych rządowych opracowaniach przyjmuje się jednak, że czarny rynek wynosi co najwyżej 10 proc. całości zatrudniania.

Reklama

Najwięcej nielegalnych pracowników można spotkać na budowach (30,4 proc. ogółu pracujących w szarej strefie), w rolnictwie (20,6 proc.) oraz handlu (5,8 proc.). GUS, z którego pochodzą te dane, wyróżnia jeszcze tzw. usługi sąsiedzkie (17,3 proc.), czyli wszystkie drobne prace i przysługi wykonywane odpłatne, ale bez udziału fiskusa. W tej grupie spory odsetek stanowią z pewnością opiekunki do dzieci i gosposie, które od niedawna rząd usiłuje wyciągnąć z szarej strefy. Szacuje się, że cudzym domem lub/i dziećmi zajmuje się 100 tys. osób.

Dorobić na boku

Bardzo różne są motywy, dla których ludzie imają się roboty na czarno. Czasem jest to decyzja świadoma, kiedy indziej pracownik nie ma wyboru i musi godzić się na pracę bez umowy.

W ankiecie opublikowanej przez CBOS w styczniu tego roku, 13 proc. respondentów przyznało, że pracodawca tylko od części ich pensji płaci należne daniny i podatki, a resztę wypłaca "na rękę". Autorzy zaznaczają jednak, że badanie szarej strefy na rynku pracy jest bardzo trudne, bo ludzie unikają szczerych odpowiedzi. "Można więc przypuszczać, że w rzeczywistości problem ten dotyczy większej liczby pracowników niż podana" - stwierdzają w podsumowaniu.

Zatrudnieni na czarno mają się czego bać, bo w razie wpadki grożą im dość poważne konsekwencje. W razie nalotu skarbówki, czy pracowników urzędów kontroli legalności zatrudnienia i wpadki do sądu trafia nie tylko wniosek o ukaranie pracodawcy, ale także pracownika. Grzywna może wynieść kilka tysięcy złotych.

Dlaczego więc ludzie godzą się na pracę bez umowy? Bo często nie mają wyjścia. Gdyby zażądali umowy, natychmiast straciliby zajęcie. Istnieje też spora grupa pracowników, którzy z własnego wyboru schowali się przed fikusem w szarej strefie. Tworzą ją osoby z wyższym wykształceniem, zwykle zatrudnione w oparciu o umowę o pracę, ale korzystające z możliwości "dorobienia na boku". Chodzi głównie o korepetytorów. To aż 35 proc. szarej strefy zatrudnienia w Polsce. Dalej są księgowi oraz osoby zajmujące się doradztwem finansowym i prawnym: łącznie stanowią prawie 10 proc. czarnego rynku. Na trzecim miejscu, z udziałem w wysokości 7 proc., znajdują się lekarze, chociaż ta liczba wydaje się bardzo zaniżona.

Tania siła robocza

Dlaczego pracodawcy decydują się na ryzyko nielegalnego zatrudniania pracowników? Po pierwsze, mogą sobie na to pozwolić, bo przy dużym bezrobociu chętnych do pracy bez umowy jest wielu, po drugie zyskują taniego robotnika. Według GUS, przeciętna płaca w szarej strefie wynosi zaledwie 18 proc. wynagrodzenia w gospodarce narodowej (dane z 1998 r.).

Kluczową rolę przy podejmowaniu decyzji o najmowaniu pracowników "na czarno" odgrywa tzw. klin podatkowy, czyli garb składek, danin i podatków płaconych od zarobków pracownika. Przy minimalnym wynagrodzeniu rzędu 849 zł koszty pracodawcy wynoszą blisko 1 tys. zł.

Od niedawna rząd próbuje rozjaśnić szarość nad rynkiem pracy i zachęcić nielegalnych pracowników do ujawnienia swoich dochodów. Ma temu służyć m.in. wprowadzenie kwoty wolnej od ubezpieczenia społecznego (500-700 zł) oraz likwidacja niektórych składek. Nie wiadomo, jak te rozważania - bo na takim etapie zaawansowania są te pomysły - mają się do planów podwyższenia składek na ZUS.

Uprzejmie donoszę

W 2004 r. służby zajmujące się walką z czarnym rynkiem pracy wyłapały blisko 8 tys. osób pracujących bez umowy. Dużą grupę stanowią wśród nich obcokrajowcy: Ukraińcy, Białorusini, Wietnamczycy.

W ściganiu nielegalnych pracowników aktywnie pomaga społeczeństwo. W Wydziale Kontroli Legalności Zatrudnienia w Krakowie dowiedzieliśmy się, że dwie trzecie, a nawet 80 proc. spraw zaczyna się od doniesienia, albo raczej od skargi, bo zwykle nadsyłają je osoby pokrzywdzone przez nieuczciwych pracodawców. Nie brakuje jednak i zwykłych donosów, które dzielą się na interesowne: na konkurenta, który na tej samej ulicy prowadzi sklep, na teściową, bo dorabia do emerytury i bezinteresowne: na sąsiada, bo lepiej mu się powodzi i byłą żonę, żeby jej dopiec.

Oto kilka przykładów (zachowano oryginalną pisownię):

Wnoszę skargę przeciwko X o nielegalne prowadzenie działalności usługi remontowo-budowlane. Ten X zatrudnia ludzi na czarno bez zarejestrowania i mnie również tak samo wzioł do pracy co ja o tym nie wiedziałem. Dopiero po półtora tygodnia pracy powiedział mnie, że pracuję bez zarejestrowania a ja jemu powiedziałem, żeby sobie nie lekceważył bo to jest karalne ale on tak już pracuje cztery lata (...) Chciałem żeby mi wyrównał za całe już dwa tygodnie to się on z tego wyśmiał i jeszcze bluźnierskimi słowami mnie przezwał.

Chciałbym zgłosić fakt przestępstwa nielegalnego zatrudnienia osoby fizycznej - w tym wypadku mnie - "na czarno". Mam 33 lata i nie jestem osobą, która godzi się potulnie na nieprzestrzeganie prawa.

Niniejszym chcę Państwa poinformować, że niejaki pan Y zamieszkały Kłaj, a pobierający świadczenia przedemerytalne pracuje przy wykopaliskach archeologicznych. W 2003 r. przepracował ok. 3 miesięcy zarabiając średnio od 900 do 100 zł miesięcznie netto. Obecnie pracuje na nazwisko brata XY. Szydzi sobie z obowiązującego prawa.

INTERIA.PL/inf. własna
Dowiedz się więcej na temat: na czarno | pracodawcy | GUS | strefy
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy
Finanse / Giełda / Podatki
Bądź na bieżąco!
Odblokuj reklamy i zyskaj nieograniczony dostęp do wszystkich treści w naszym serwisie.
Dzięki wyświetlanym reklamom korzystasz z naszego serwisu całkowicie bezpłatnie, a my możemy spełniać Twoje oczekiwania rozwijając się i poprawiając jakość naszych usług.
Odblokuj biznes.interia.pl lub zobacz instrukcję »
Nie, dziękuję. Wchodzę na Interię »