Rynki z krótkimi perspektywami
Słabość rynków ubezpieczeniowych w naszym regionie wynika z braku kapitału, znikomego popytu na bardziej skomplikowane produkty, niskich dochodów potencjalnych klientów i ich małej świadomości potrzeby ubezpieczania się. Dlatego nasze rynki tracą niezależność.
Mimo ogromnych różnic zarówno pod względem finansowym jak i innymi, rynki ubezpieczeniowe wszystkich krajów Europy Środkowej i Wschodniej są do siebie bardziej podobne niż którykolwiek z nich do rynków krajów zachodniej Europy, Stanów Zjednoczonych czy Japonii. Dowodzi tego porównanie wskaźników stosowanych przez większość agencji ratingowych do opisywania i oceny rynków. Przykładowo, wprawdzie zbierana składka przypadająca na jednego mieszkańca Polski jest aż 70 razy większa niż w Kazachstanie i tylko 22 razy mniejsza od przypadającej przeciętnie na Szwajcara, to kwotowo 140 dolarów, które przypadało na Polaka, jest znacznie bliższe 2 dolarom na rynku kazachskim niż 3 tys. dolarów w Szwajcarii.
O odrębności i specyfice rynków ubezpieczeniowych w Europie Środkowej i Wschodniej stanowi nie tylko podobieństwo parametrów finansowych i pozafinansowych, ale też wspólne problemy, które je łączą i dzielą. Wspólne możliwości i szanse rozwoju oraz zagrożenia - podkreślił prof. Romuald Holly z SGH i Wyższej Szkoły Ubezpieczeń i Bankowości, występując na IV Forum Ubezpieczeniowo-Reasekuracyjnym Krajów Europy Środkowowschodniej.
Przepisy dotyczące ubezpieczeń, które obowiązują w naszym regionie, nadal są niedoskonałe, chociaż już nowoczesne. Dlatego struktura rynków wydaje się dojrzała i zróżnicowana. Jest tak, ale niestety, tylko formalnie, bowiem instytucje organizujące i nadzorujące rynki pozostają ułomne a firmy ubezpieczeniowe i tworzące ich rynkowe otoczenie, zanim zdołały się zorganizować i okrzepnąć, weszły w stan permanentnej transformacji - zastrzega prof. Holly. Jeszcze bardziej niepokoi brak zrównoważenia portfela ryzyk ubezpieczeniowych. Mimo że stopniowo rośnie udział ubezpieczeń na życie, to w sektorze majątkowym nadal dominują mało rentowne ubezpieczenia komunikacyjne. W tej dziedzinie nasze rynki poprawiają się nieznacznie, co według profesora jest skutkiem zbyt małego popytu na ubezpieczenia w naszych krajach.
Sprawia to, że jedno towarzystwo powiększa portfel nie poprzez pozyskiwanie nowych ryzyk do ubezpieczenia, ale kosztem portfeli innych - zauważa ekonomista. Powoduje to dumping składek niszczący ubezpieczycieli o mniejszym kapitale oraz firmy brokerskie i multiagencyjne. Równocześnie, podkreśla prof. Holly, sytuacja taka dezintegruje środowisko ubezpieczeniowców zgodnie z zasadą ?mój konkurent, to nie rywal, to mój wróg?. Dalszą konsekwencją - wskazuje Romuald Holly - są trudności w tworzeniu na rynkach środkowoi wschodnioeuropejskich grup bankowo-ubezpieczeniowych, a nawet poolów koasekuracyjnych, brak wspólnych badań rynku i działań prorozwojowych. Dodać do tego należy jeszcze inne źródła zagrożenia rozwoju rynków ubezpieczeniowych w naszym regionie, jak niskie dochody ludności i słaba świadomość ubezpieczeniowa społeczeństw. W efekcie wciąż niezagospodarowane pozostają wielkie nisze rynkowe, takie jak ubezpieczenia zdrowotne, finansowe, czy niektóre ważne dziedziny odpowiedzialności cywilnej - ocenił prof. Holly.
Ekonomista wskazuje, że wynika z nich destabilizacja, deregulacja rynku, nierównowaga podaży i popytu, chroniczny brak kapitału, będąca jego skutkiem utrata niezależności rynków, a końcowym efekcie ich zepchnięcie na margines. Największe, według Romualda Holly`ego, niebezpieczeństwo dla naszych rynków ubezpieczeniowych, jest spowodowane ogromnymi brakami kapitałowymi, które wypełniają zagraniczni inwestorzy, najczęściej wielkie firmy. Bez jednoznacznie ukierunkowanych działań regulacyjnych i kontrolnych nie wydaje się realna koegzystencja gigantów finansowych i małych rodzimych instytucji, gdyż będą one prowadzić walkę konkurencyjną, której wynikiem może być jedynie Europa Środkowa i Wschodnia jako obszar ścierania się interesów koncernów finansowych - przewiduje profesor Holly.