Sposób na niższe ceny? Wypoczynek bez transferu i polskich rezydentów
Oferta bez transferu, hotele bez polskich rezydentów - to według prezesa TUI sposób na obniżkę cen. Wiceszef Itaki się nie zgadza - informuje piątkowy "Puls Biznesu".
"Kto stoi w miejscu, ten się cofa. Z tego założenia wychodzi TUI i wprowadza innowacje. Najnowsze sprawiają, że kupno wczasów zaczyna przypominać rezerwację biletu w taniej linii lotniczej - bazowa cena jest niska, a jeśli ktoś chce wziąć większy bagaż czy wybrać fotel, musi dopłacić. W tym sezonie letnim TUI zaproponowało klientom ofertę wypoczynku bez transferu i hotele bez polskich rezydentów" - podaje "PB".
Prezes TUI Poland Marcin Dymnicki w rozmowie z "PB" wyjaśnia: "Transferu nie ma w pakiecie, ale dajemy trzy opcje. Pierwsza, bez transferu, bo coraz więcej osób w pandemii jedzie do hotelu taksówką albo wypożycza samochód. Za klasyczny transfer z autokarem trzeba dopłacić 50 zł. Można też wybrać transfer prywatny - bus tylko dla rodziny".
Jak napisano, "tego lata 15 proc. klientów TUI wybrało opcję bez transferu lub transfer prywatny, a 85 proc. nadal korzysta z autokarów". "Te 15 proc. w starym modelu płaciło za autokar, chociaż z niego nie korzystało" - mówi Dymnicki.
"PB" wskazuje, że "eksperyment z ograniczaniem liczby polskich rezydentów TUI zaczęło w sezonie zima 2020/21 na niektórych kierunkach". "W sezonie letnim nie mieliśmy już nigdzie rezydentów. Oferujemy za to 24 godziny na dobę obsługę przez aplikację i telefon, w tym także sms, mamy dedykowane call center. Oszczędzamy dzięki temu ładne parę milionów złotych rocznie, a to przekłada się na jeszcze lepsze ceny" - powiedział szef TUI Poland.
Z tą argumentacją nie zgadza się Piotr Henicz, wiceprezes Itaki. "Nie oszukujmy się, że koszt rezydentów ma istotny wpływ na końcową cenę wyjazdu. Utrzymanie rezydentów jest zawarte w odpowiednio wynegocjowanych kontraktach hotelowych, a często kontrahenci wręcz nalegają na obecność przedstawiciela touroperatora. Transfery indywidualne są z zasady droższe od zbiorowych, więc cena nie jest niższa. Przejazd autokarem trwa tyle samo co taksówką, bo dziś nie zawozi się turystów do kilku-kilkunastu obiektów, tylko do jednego, maksymalnie dwóch. Teza o niższych cenach jest mocno naciągana, to raczej przykrywka do stosowania cen poniżej kosztów w celu zwiększenia udziału w rynku" - twierdzi Piotr Henicz.