W domach pomocy wieje pustkami
W domach pomocy społecznej jest coraz więcej pustych miejsc. Rodziny i gminy nie chcą płacić za osoby starsze. W zakładach opiekuńczo-leczniczych ustawiają się kolejki.
Wielu domom pomocy społecznej (DPS) może grozić likwidacja. Obecnie jest w nich ponad 2,5 tys. wolnych miejsc, mimo że społeczeństwo się starzeje i powinno być coraz większe zapotrzebowanie na pobyt w tego typu placówkach. Tymczasem przegrywają one konkurencję z zakładami opiekuńczo-leczniczymi (ZOL). Za pobyt w nich nie musi bowiem dopłacać ani gmina, ani rodzina osoby starszej, tak jak w przypadku domu pomocy społecznej. W niedalekiej przyszłości może się jednak okazać, że dla osób starszych nie będzie miejsca ani w likwidowanych DPSach, ani w przepełnionych ZOL-ach.
- To jak odbijanie się od ściany. Jeszcze do kwietnia 2004 r. kolejki oczekujących na miejsce ustawiały się do domów pomocy społecznej. Wówczas rodzina nie musiała płacić za pobyt swojego bliskiego w takiej placówce - podkreśla Mieczysław Augustyn, senator PO.
Według niego, obecnie, skoro jest zobowiązana do takiej odpłatności, woli skierować go do ZOL.
Rodziny nie chcą płacić
Również gminom jest na rękę wysyłanie starszych osób do ZOL. Przed zmianą sytemu pomocy społecznej, czyli do maja 2004 r., musiały, jak obecnie, płacić za pobyt swojego mieszkańca w DPS, jednak wówczas otrzymywały na ten cel pieniądze z budżetu państwa z tzw. dotacji celowej. Teraz pochodzą one z dotacji ogólnej.
- Z tego m.in. powodu w wielu przypadkach osoby starsze, które powinny uzyskać od gminy skierowanie do domu pomocy, niestety nie trafiają tam, bo dla gminy ważniejszy jest remont dróg czy jakiegoś budynku - twierdzi Ludwik Węgrzyn, prezes Związku Powiatów Polskich.
Podkreśla również, że same rodziny nie są zainteresowane wydawaniem pieniędzy na osoby starsze. Nie oznacza to jednak, że jest małe zapotrzebowanie na opiekę stacjonarną dla starszych osób. Wręcz przeciwnie. Z danych demograficznych wynika, że do 2030 roku aż 24 proc. Polaków będzie miało powyżej 65 lat. Obecnie takie osoby stanowią ponad 13 proc. polskiego społeczeństwa (5,1 mln osób). Wraz z coraz większą liczbą ludzi starszych oraz zwiększonym zapotrzebowaniem na opiekę nad tymi osobami musi zwiększyć się również liczba zakładów opiekuńczo-leczniczych. Te, które już istnieją, nie poradzą sobie z rosnącymi potrzebami.
Konieczne przekształcenia
Jednym ze sposobów na rozwiązanie tego problemu jest przekształcenie szpitali w ZOL. Miałoby to dotyczyć tych placówek, które są zadłużone, i tych, o których wiadomo, że nie ma sensu wprowadzania w nich np. programów naprawczych. Jeżeli rozpocznie się planowane tworzenie krajowej sieci szpitali, dla niektórych placówek ochrony zdrowia, np. powiatowych, będzie to jedyna szansa na przetrwanie na rynku.
Mimo że za pobyt w takich placówkach pacjenci również muszą płacić 70 proc. swojego dochodu (podobnie jak w domach pomocy społecznej), chętnych nie brakuje. Nie odstrasza ich nawet długi czas oczekiwania na miejsce. Jak twierdzi Andrzej Karaśkiewicz, dyrektor ZOL w Raciążku w woj. kujawsko-pomorskim, w jego placówce na łóżko czeka się ponad rok. W rzeszowskim ZOL na przyjęcie czeka obecnie ponad 30 osób. Podobnie jest w Zakładzie Opiekuńczo-Leczniczym Samodzielnego Publicznego Zakładu Opieki Zdrowotnej w Warszawie, gdzie na przyjęcie czeka ponad 40 osób.
- Zapotrzebowanie na miejsce u nas zawsze było duże, ale od czasu zmian finansowania pobytu w DPS zwiększyła się liczba skierowań, a także zapytań o warunki przebywania w naszym zakładzie - twierdzi Halina Eska, dyrektor placówki.
Osoba, która chce otrzymać miejsce w ZOL, musi uzyskać mniej niż 40 pkt w tzw. skali Barthela, która określa sprawność fizyczną badanego. Łatwo jest jednak obejść taki sposób kwalifikowania do placówki. Zdarza się, że do ZOL trafiają osoby sprawne fizycznie, które uzyskały jednak 0,5 lub 10 punktów.
- Problem mają także osoby z chorobą Alzheimera. One kierowane są do ZOL, mimo że bardzo często są sprawne fizycznie, powinny jednak przebywać w domach pomocy społecznej - uważa Halina Eska.
Podobnego zdania jest Marek Wójcik z ZPP. Według niego nagminne jest przebywanie w ZOL osób nie ze względów zdrowotnych, ale czysto ekonomicznych.
Omijanie przepisów
Bożena Perkowska, dyrektor DPS w Koninie, podkreśla, że ZOLe przejmują mieszkańców domów pomocy społecznej. Z takimi pacjentami podpisywane są umowy na pobyt w placówce przez sześć miesięcy.
- Kiedy kończy się taka umowa, osoba wypisywana jest do domu na dwa dni, po upływie których dokonuje się ponownego przyjęcia do ZOLu - dodaje Bożena Perkowska.
Izabela Rakowska-Boroń,
Dominika Sikora