Warszawa: Podróż pseudotaksówką może słono kosztować

Naciągacze grasują przy stołecznych dworcach. Fałszywi taksówkarze nagabują przyjeżdżających do stolicy gości i proponują podwiezienie. Taka podróż może kosztować nawet kilkaset złotych.

Pani Aleksandra przyjechała do Warszawy w czasie świątecznej przerwy. Wysiadła na Dworcu Centralnym i poszła na postój taksówek. Tuż po wyjściu z hali dworcowej zaczepił ją mężczyzna i zaoferował przejazd jego "taksówką". "Gdy wsiadałam do auta, nie zauważyłam niczego dziwnego. Na drzwiach był pasek z +szachownicą+, a na dachu +kogut+. Zorientowałam się, że coś jest nie tak dopiero, gdy dotarliśmy na miejsce. Kierowca kazał sobie zapłacić 120 złotych za nieco ponad kilometr" - powiedziała PAP pani Aleksandra, jedna z wykorzystanych osób. Informację o cenniku za przejazdy zauważyła dopiero po wskazaniu kierowcy - na przedniej szybie samochodu.

Reklama

Okazuje się, że historii takich jak pani Aleksandry jest wiele, ale przypadki nadużyć ze strony kierowców zgłaszane są policji i urzędowi miasta stołecznego Warszawy przez pasażerów sporadycznie. Wynika to z tego, że w świetle prawa naliczanie wysokich opłat za przejazd nie jest nielegalne. "Okazjonalny przewóz osób jest dopuszczalny ustawowo. W sytuacji, gdy pasażer postanawia wezwać policję, patrol przyjeżdża na miejsce i niestety stwierdza zgodność z ustawą, taki przewoźnik działa zgodnie z prawem. Dla mnie od strony moralnej jest to oszustwo, od strony prawnej jednak jest to legalne" - komentuje sprawę wiceprzewodniczący Związku Zawodowego Taksówkarzy Artur Wnorowski.

Firmy zajmujące się tak zwanym okazjonalnym przewozem osób mogą żądać dowolnych opłat za swoje usługi. Zazwyczaj opłata początkowa to 50 złotych, a cena za kilometr waha się pomiędzy 20 a 40 złotymi. Pasażer, który nie zgodzi się na tak wysoką opłatę, musi liczyć się z tym, że kierowca takiej "taksówki" może być agresywny lub spróbuje zablokować drzwi pasażerowi i nie pozwoli mu wysiąść. "Gdy zakwestionowałam tak wysoką cenę za kurs, kierowca stał się wulgarny i natarczywy. Przestraszyłam się, a do tego bardzo spieszyłam, więc zapłaciłam mu żądaną kwotę" - dodała pani Aleksandra.

Samochody pseudo taksówkarzy do złudzenia przypominają taksówki. "Zwracam się do pasażerów: proszę ludzi o rozwagę, śpieszcie się powoli, należy zwracać uwagę na to, w co się wsiada" - podkreślił Artur Wnorowski.

Prywatni przewoźnicy nagabują turystów oraz niczego nie świadomych pasażerów szczególnie w okolicach Dworca Wschodniego, Centralnego i Zachodniego. Rzadziej pojawiają się przy lotniskach, bo stamtąd ochroniarze szybko ich usuwają.

Miasto stołeczne Warszawa przygotowało kampanię informacyjną "Wybierz bezpieczeństwo, jedź warszawską taksówką", dzięki której mieszkańcy i turyści mogą dowiedzieć się jak rozpoznać licencjonowaną warszawską taksówkę. Informacje takie są umieszczane na tablicach na dworcach i lotniskach oraz na stronie internetowej Warszawy.

Prawdziwa taksówka ma na dachu kogut z napisem "taxi". Na drzwiach jest żółto-czerwony pas z numerem bocznym taksówki. Pod nim powinien być herb Warszawy. W prawym górnym rogu przedniej szyby samochodu musi być naklejka z hologramem, zawierająca numer licencji oraz numer rejestracyjny samochodu. W prawdziwej taksówce kierowca w widocznym miejscu ma obowiązek umieścić swój identyfikator, opatrzony hologramem, zdjęciem oraz opisany jego imieniem i nazwiskiem. Samochód musi być też wyposażony w taksometr, wskazujący aktualną taryfę i opłatę.

"W przypadku taksówek w lewym górnym rogu szyby tylnych prawych drzwi powinna znajdować się dwustronna tabliczka informująca o cenie za 1 km w I strefie taryfowej (po jej zewnętrznej stronie), a rewers tabliczki widziany z siedzenia pasażera powinien zawierać taryfę opłat" - czytamy na stronie urzędu m.st. Warszawy. Według prawa, opłata za 1 km w I strefie taryfowej nie może wynosić więcej niż 3 złote, a opłata początkowa 8 zł, w przypadku okazjonalnego przewozu osób nie jest to uregulowane.

Szczególnie w okresie karnawału i ferii zimowych nieuczciwi kierowcy żerują na rozkojarzeniu i pośpiechu pasażerów, a w świetle prawa nie mamy do czynienia z przestępstwem, a jedynie niemoralnym występkiem. Warto zwrócić uwagę na rodzaj samochodu, do którego wsiadamy, by uniknąć sytuacji takich jak historia pani Aleksandry.

Magda A. Domańska

PAP
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy
Finanse / Giełda / Podatki
Bądź na bieżąco!
Odblokuj reklamy i zyskaj nieograniczony dostęp do wszystkich treści w naszym serwisie.
Dzięki wyświetlanym reklamom korzystasz z naszego serwisu całkowicie bezpłatnie, a my możemy spełniać Twoje oczekiwania rozwijając się i poprawiając jakość naszych usług.
Odblokuj biznes.interia.pl lub zobacz instrukcję »
Nie, dziękuję. Wchodzę na Interię »