Wojciech Szeląg: "Proszę państwa, ja nie wiedziałem..."
Rząd postanowił pomóc kredytobiorcom - pieniędzmi oczywiście nie swoimi, bo takowych nie ma, a naszymi. Owszem, pomagać należy, ale tak by przy okazji nie gubić sensu tej pomocy. Czyli nie tak, jak planuje rząd.
Co do zasady - ludziom należy pomagać i to nie tylko dlatego, że po prostu są ludźmi. Tylko nieliczni z nas byliby przecież w stanie udźwignąć cały ciężar skutków poważnej choroby czy klęski żywiołowej, która w jednej chwili potrafi odebrać wszystko co mamy. W naszej części świata wierzymy, że takie problemy powinna wziąć na siebie cała społeczność - stąd system ubezpieczeń zdrowotnych, który pozwala nam myśleć o trudnym zabiegu chirurgicznym bez lęku o fakturę, jaką wystawi szpital czy ubezpieczenia społeczne, które - przynajmniej w założeniu - powinny nas uwolnić od obaw o los w razie utraty sprawności czy po prostu na starość. Owszem, zżymamy się na biurokrację czy wysokość składek, ale nie kwestionujemy samego systemu licząc przecież, że gdy przyjdzie pora także nas otoczy on opieką. Chętnie pomagamy też spontanicznie - przyjęcie setek tysięcy uchodźców z Ukrainy jest tego spektakularnym i najbardziej aktualnym przykładem.
Wojna, powódź, starość, choroba... to sytuacje na które nie mamy wpływu. Nie da się tego samego powiedzieć o decyzji zaciągnięcia kredytu hipotecznego. Rozumiem oczywiście że ktoś nagle stracił pracę czy zdrowie, to jednak nie to samo co źle ocenić własne możliwości, kupić mieszkanie zbyt drogie, a niekiedy nawet - kupić o jedno za dużo. Teraz takie osoby mają szansę na pomoc od państwa czyli z kieszeni wszystkich podatników, także tych którzy o własnym mieszkaniu mogą tylko pomarzyć. A niby dlaczego?
Państwo może pomagać, ale nie powinno stawiać się w roli nadopiekuńczego wujka, który zawsze przytuli, pogłaszcze, naprawi i za wszystko zapłaci (cudzymi pieniędzmi) - słowem: uwolni od skutków czyli od odpowiedzialności za nasze własne decyzje. Łatwo przewidzieć że część obywateli traktowanych przez państwo tak bezstresowo, zacznie podejmować decyzje... mało odpowiedzialnie. Co wtedy? Rekompensata z budżetu, bo "wybrałem niewłaściwy kierunek studiów po którym nie mogę znaleźć pracy"? Wakacje kredytowe, bo "założyłem firmę świadczącą usługi, których nikt nie potrzebuje"? A może zawsze modne "nie wiedziałem", bo tak jak poprzednio - przy okazji kredytów frankowych - już zaroiło się od osób, które "nie rozumiały" że poziom stóp procentowych - prędzej czy później - będzie się zmieniać, a skoro były rekordowo niskie - może tylko rosnąć? Czy nie pamiętacie ze swoich czasów szkolnych reakcji nauczycieli na wyjaśnienie "nie było mnie na tej lekcji"? Czy za absencję w szkole życia też należy się państwowa rekompensata?
- Ale przecież prezes Glapiński zapewniał że podwyżek stóp nie będzie, a były i jeszcze będą - powiecie i... będziecie mieć rację! Przypomnę Wam jednak, że mówił o obecnej kadencji RPP, tymczasem kredyt hipoteczny zaciągamy na lata. Poza tym od kiedy tak bezgranicznie ufacie politykom? Czy kiedy zapewniają że odtąd już zawsze wszyscy będą zdrowi, bogaci i szczęśliwi - też im wierzycie? A może wciąż udajemy że stary-nowy prezes NBP politykiem nie jest? Bez żartów, proszę...
Pomagajmy Ukrainie - Ty też możesz pomóc!
Niemiecki filozof Theodor Adorno uważał że zwalnianie ludzi z odpowiedzialności za własne wybory i przejmowanie jej ciężaru przez instytucje, uzależnia ludzi od państwa i prowadzi do jak najgorszych skutków z totalitaryzmem włącznie. Powtarzając hasło "nie ma wolności bez odpowiedzialności" zapominamy zwykle, że likwidacja odpowiedzialności może zapowiadać ograniczenie samej wolności. Istnieje rodzaj polityków, którzy lubią gdy obywatel coraz bardziej zależy od państwa czyli od ich decyzji, a - zgodnie z chińskim przysłowiem - każda droga zaczyna się od jednego kroku. Ta, którą odchodzimy od demokracji i społeczeństwa obywatelskiego - także.
Wojciech Szeląg