600 mln zł w plecy

PKP PR zamknęły 2005 r. ze stratą większą niż planowano. Wyjaśnienia Leszka Ruty, szefa spółki, nie zostały zaakceptowane. Wczoraj go odwołano.

PKP PR zamknęły 2005 r. ze stratą większą niż planowano. Wyjaśnienia Leszka Ruty, szefa spółki, nie zostały zaakceptowane. Wczoraj go odwołano.

Zgromadzenie wspólników PKP Przewozy Regionalne odwołało wczoraj z funkcji prezesa zarządu Leszka Rutę. Nowym prezesem spółki został Jan Tereszczuk, ostatnio odpowiedzialny za marketing w lubelskim oddziale PKP PLK. - Prezes Ruta wykonał kawał dobrej roboty i nadal będzie pracował w PKP.

Zmiana na tym stanowisku przygotowuje grunt do realizacji nowej strategii resortu infrastruktury dla kolei. Chodziło o powołanie człowieka, który ma wiedzę o działalności przewozowej i kwestiach związanych z dostępem do sieci - wyjaśnia Michał Wrzosek, rzecznik PKP.

Reklama

Niesłowni partnerzy

Ubiegły rok zakończył się dla przewoźnika wynikiem gorszym, niż oczekiwał zarząd.

- W 2004 r. spółka zanotowała 760 mln zł straty. Liczyliśmy, że w 2005 r. strata nie przekroczy 500 mln zł. Jest o 100 mln zł więcej. Spadły koszty, ale także przychody, bo samorządy, które zamawiają u nas pociągi, zamiast obiecanych 450 mln zł, zapłaciły mniej niż 400 mln. 450 mln zł i tak miało pokryć zaledwie około 60 proc. deficytu. Nie dostaliśmy także 100 mln zł dofinansowania z budżetu za przewozy międzywojewódzkie i aż 300 mln zł za sprzedane bilety ulgowe za okres od października 2001 do końca 2003 r. - wylicza Leszek Ruta. Jak widać, te wyjaśnienia nie zostały zaakceptowane.

PKP PR nie zostały stworzone do zarabiania pieniędzy (komercyjna rola przypadła PKP InterCity), ale do wykonywania usług o charakterze służby publicznej, na świecie dotowanych przez państwo. Powołując w 2001 r. spółkę autorzy tego rozwiązania założyli, że także u nas dotacje będą stałe i regularne. Dwa lata opóźnień w przekazywaniu pieniędzy plus brak kompleksowych rozwiązań finansowania przewozów pasażerskich wystarczył, żeby na miejscu finansów spółki powstała wielka dziura. Do dziś nie udało się jej załatać.

Poprzedni zarząd deklarował, że wystąpi o pomoc publiczną. Chodziło o 2 mld zł, które pozwoliłyby na załatanie budżetu.

Z pustego w próżne

Tymczasem w tym miesiącu PKP PR powinny zacząć spłacać ponad 700 mln zł ze starego długu. Na początku 2004 r. wierzyciele (inne spółki kolejowe) zawarli z przewoźnikiem ugodę. 40 proc. długów umorzyli, a resztę zgodzili się odebrać w ratach w 2006 i 2007 r. Pierwsza rata wynosi 30 mln zł. PKP PR tych pieniędzy nie mają.

- Nawet po odzyskaniu zaległego dofinansowania, ale bez dalszej pomocy państwa pieniędzy wystarczy w tym roku na spłatę rat i pokrycie tylko 54 proc. bieżących zobowiązań - mówi Leszek Ruta. Zgodnie z ugodą, jeśli PKP PR nie będą płacić terminowo, wierzyciele mogą zażądać zwrotu także umorzonej kwoty.

Resort infrastruktury poinformował, że pracuje nad programem spłaty długu PKP PR. Chce także zreformować system finansowania przewozów pasażerskich.

Puls Biznesu
Dowiedz się więcej na temat: PKP | wyjaśnienia | przewozy
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy
Finanse / Giełda / Podatki
Bądź na bieżąco!
Odblokuj reklamy i zyskaj nieograniczony dostęp do wszystkich treści w naszym serwisie.
Dzięki wyświetlanym reklamom korzystasz z naszego serwisu całkowicie bezpłatnie, a my możemy spełniać Twoje oczekiwania rozwijając się i poprawiając jakość naszych usług.
Odblokuj biznes.interia.pl lub zobacz instrukcję »
Nie, dziękuję. Wchodzę na Interię »