Kasy samoobsługowe już niezbędne w handlu. Mimo kradzieży i awarii
Niedobór pracowników handlu staje się coraz większym problemem dla niemieckich przedsiębiorców. Wakaty widać także w naszym kraju. Ratunkiem muszą być znienawidzone przez wielu kasy samoobsługowe. Ich niezawodność nadal pozostawia jednak wiele do życzenia, a to tylko część problemów. Dlaczego zatem bez kas samoobsługowych handel już sobie nie poradzi?
Niemiecki Instytut Ekonomiczny informuje, że u naszych zachodnich sąsiadów brakuje obecnie ponad pół miliona wykwalifikowanych pracowników. Także w Polsce praca na kasie już nie wydaje się atrakcyjna, mimo rosnących płac. To sprawia, że niedoskonałe kasy samoobsługowe są niezbędne.
Dwie duże firmy handlowe w Niemczech poszukują na ten moment łącznie ponad 8 tys. pracowników, jednak kryzys w branży handlowej zauważalny jest w całym kraju, informuje Niemieckie Stowarzyszenie Handlu Detalicznego cytowane przez "Deutsche Welle".
- W szczególności rzeźnicy i wyspecjalizowani sprzedawcy mięsa są desperacko poszukiwani - powiedział Philipp Hennerkes, dyrektor zarządzający Federalnego Stowarzyszenia Niemieckiego Handlu Żywnością (BVLH), cytowany przez portal.
Sieć Edeka już teraz coraz chętniej sięga po stażystów z Indii. Dla tej grupy pracowników zarobki zwykle nie są problemem. Początkujący sprzedawca działu mięsnego w niemieckim markecie może liczyć na pensję rzędu 2,5 tys. euro miesięcznie. Z czasem wynagrodzenie może wzrosnąć do ok. 3 tys. euro. W Polsce nadal średnie zarobki pracowników handlu są niższe od średniej krajowej. Dane zebrane przez OLX mówią, że osoba na stanowisku sprzedawca zarabia średnio 5 590 zł brutto, a około jedna czwarta z tych osób zarabia niewiele ponad najniższą krajową.
Sprzedawcy w największych dyskontach w Polsce na start mogą liczyć na wynagrodzenie początkowe na poziomie od 4700 zł brutto miesięcznie. Na początku bieżącego roku wakaty wśród pracowników na kasie sięgały ponad 30 proc., zatem niedobory pracowników nie są tylko problemem Niemców. Przy ladach mięsnych pracownicy są niemal niezbędni, jednak sieci handlowe coraz częściej rozwijają sieć kas samoobsługowych, choć jest to raczej wyższa konieczność niż zachwyt nad funkcjonalnością tych maszyn.
Kasy samoobsługowe z założenia mają dawać korzyści zarówno sprzedawcy, jak i klientowi. Sieć nie potrzebuje tak wielu pracowników, a klient może liczyć na krótsze kolejki i szybsze zakupy. Często to jednak tylko teoria, bo sprzęty potrafią zawodzić, a gdy konieczne jest oczekiwanie na podejście pracownika, czas trwania zakupów znacznie się wydłuża. Problemem są także kradzieże, które przy kasach samoobsługowych pojawiają się częściej.
Niemieckie media informują, że detaliści mówią o stratach sięgających nawet 2 proc. obrotu, a to "bardzo dużo i wyraźnie więcej niż w sklepach z tradycyjnymi kasami", ocenia Stephan Rüschen, profesor ds. handlu spożywczego na Uniwersytecie Studiów Dualnych w Heilbronn w Badenii-Wirtembergii, cytowany przez serwis.
Straty te mogą być różne w zależności od lokalizacji sklepu, jednak profesor uważa, że to nie przeszkodzi rozwojowi kas samoobsługowych w całej Europie. I nie będzie to wybór, a raczej konieczność: "Wszędzie brakuje personelu. Co więcej, klienci doceniają i oczekują tej usługi, ponieważ nie chcą stać w długich kolejkach" - tłumaczy serwisowi.
Kasy samoobsługowe są teraz coraz bardziej odporne na kradzież. Choćby rozpoznawanie produktów za pomocą kamer to już duża pomoc dla sieci handlowych. Według badania Global Market Insights do 2027 r. wartość kas samoobsługowych na całym świecie sięgnie ponad 6,5 miliarda dolarów. Także w Polsce już nie wyobrażamy sobie bez nich codziennych zakupów. W Biedronce przez kasy samoobsługowe przechodzi już ponad 40 proc. transakcji, a tego typu urządzenia pojawiają się coraz częściej nie tylko w największych sieciach sklepów spożywczych - choć w tym segmencie kasy samoobsługowe funkcjonują już nawet w 90 proc. sklepów.