Liczba upadłych firm będzie rosła ponadproporcjonalnie
Według głównego ekonomisty EY skala upadłości przedsiębiorstw w Polsce będzie w dużej mierze wynikała z długości stosowania restrykcyjnych ograniczeń gospodarczych przez poszczególne kraje - im dłuższy lockdown wywołany epidemią koronawirusa, tym więcej firm na stałe „wypadnie” z gospodarki, w konsekwencji czego wiele pracowników straci pracę, a zdolności wytwórcze gospodarki i jej potencjał podażowy ulegną zmniejszeniu
Koszty utrzymania działalności firm w warunkach ograniczonej możliwości prowadzenia działalności rosną ponadproporcjonalnie w czasie, co oznacza, że drugi miesiąc lockdown-u będzie oznaczał więcej upadłości przedsiębiorstw niż pierwszy - ocenił główny ekonomista EY Marek Rozkrut w rozmowie z Ludwikiem Koteckim, dyrektorem Instytutu Odpowiedzialnych Finansów, zrealizowanej w ramach projektu "Kwadrans z EKF".
- Często uważam, że nie doszacowujemy kosztów związanych z utrzymaniem działalności, w szczególności, że te koszty rosną ponadproporcjonalnie w czasie - uważa Marek Rozkrut.
Według głównego ekonomisty EY skala upadłości przedsiębiorstw w Polsce będzie w dużej mierze wynikała z długości stosowania restrykcyjnych ograniczeń gospodarczych przez poszczególne kraje - im dłuższy lockdown wywołany epidemią koronawirusa, tym więcej firm na stałe "wypadnie" z gospodarki, w konsekwencji czego wiele pracowników straci pracę, a zdolności wytwórcze gospodarki i jej potencjał podażowy ulegną zmniejszeniu.
Sądzi on też, że liczba firm, które upadają wzrasta ponadproporcjonalnie z każdym kolejnym tygodniem, bo drugi miesiąc lockdown-u kosztuje więcej niż pierwszy. Według Rozkruta kierunek działań rządu w ramach ogłoszonej w zeszłym tygodniu tarczy finansowej jest pozytywny, a skala obiecanej pomocy bezzwrotnej dla przedsiębiorców bez wątpienia jest spora.
Rozkrut zaznaczył też, że niezwykle istotne jest skierowanie pomocy nie tylko do małych i średnich przedsiębiorstw, ale także do dużych firm. - Firmy duże i średnie mają kapitalną rolę. Pamiętajmy, że jeśli padnie jedna duża firma, to za nią pójdzie cały łańcuszek bankructw firm mniejszych, które często tak naprawdę żyją z funkcjonowania firm dużych, jako ich dostawcy, poddostawcy, podwykonawcy - podkreślił Rozkrut.
W zeszłym tygodniu rząd poinformował o uruchomieniu przez Polski Fundusz Rozwoju nowego programu pomocowego o wartości 100 mld zł, skierowanego do przedsiębiorstw, które ucierpiały wskutek pandemii koronawirusa. 60 mld z puli będzie stanowić pomoc bezzwrotna, a z programu skorzysta - według szacunków - 350-400 tys. firm.
Rozkrut zakłada 3 możliwe scenariusze dalszego rozwoju epidemii.
Pierwszy, optymistyczny scenariusz zakłada, że pojawi się skuteczna metoda leczenia i z końcem kwietnia, czy początkiem maja gospodarki europejskie poluzują ograniczenia i rozpoczną "wychodzenie z lockdown-u", czy procesu "zarządzania epidemią". Ze względu na koszty, które poszczególne gospodarki poniosły do tej pory, przestawienie się "na pełną moc" będzie według Rozkruta na początku niemożliwe. "Nawet w scenariuszu optymistycznym nie wierzę w odbicie w kształcie litery V. Takie odbicie może być początkowo, ale szybko się ono wypłaszczy, bardziej mówimy tu o literze U, czyli stopniowym podnoszeniu się gospodarki" - twierdzi ekspert.
Wariant realistyczny zakłada, że metody leczenia mogą się okazać niedoskonałe, a więc zamiast utrzymywać nałożone restrykcje, rządy będą musiały pomyśleć o innych formach zabezpieczenia obywateli przed wirusem, takimi jak monitorowanie, czy częste testowanie. W takim wariancie poziom recesji może być głębszy, choć skala spadku PKB może też zamknąć się w 4-5 proc.
Wariant pesymistyczny, który zakłada, że krzywa zachorowań nie będzie się obniżać, może spowodować dwucyfrowy poziom recesji. Rozkrut wyraził nadzieję, że koszty związane z epidemią nie spowodują przekroczenia przez dług publiczny poziomu 60 proc. w 2021 roku, choć takiej opcji nie można wykluczyć.
"Dużo będzie zależało od skali umorzeń tarczy finansowej. Wiele z działań w ramach tarczy finansowej przekształci się w dług publiczny dlatego, że według metodyki unijnej, PFR, czyli Polski Fundusz Rozwoju, który teraz jest poza sektorem (finansów publicznych - przyp. PAP), zostanie do tego sektora po prostu włączony, według zasad unijnych.
Czy to się stanie? Mam nadzieję, że nie, ale w wariancie pesymistycznym tak. W wariancie pesymistycznym przekroczylibyśmy 60 proc."Kwadrans z EKF to cykl rozmów o "Odpowiedzialnych finansach w obliczu kryzysu", realizowanych przez Europejski Kongres Finansowy.
Biznes INTERIA.PL na Twitterze. Dołącz do nas i czytaj informacje gospodarcze