Menedżer w podróży to "tykająca bomba informacyjna" i obiekt "westchnień" wywiadowców gospodarczych
Podróżujący menedżer to codzienność w globalnej gospodarce, to - odwołując się do klasyka - oczywista oczywistość, bez której nie ma mowy o współpracy i wspólnych przedsięwzięciach. Osobiste spotkania z partnerami stawiają często przysłowiową "kropkę nad i", którą może być alians strategiczny, fuzja, sprzedaż, wspólna inwestycja itp.
Należy w pełni zdać sobie sprawę z tego, że każda osoba z szeroko rozumianego zarządu korporacji, odpowiedzialna za ogromne środki, fundusze czy kadry, to mobilny zasób niezwykle cennych informacji, do których konkurencja chce, i robi wszystko, aby dotrzeć.
Jak podaje w swojej głośnej książce Eamon Javers ("Agent, handlarz, prawnik, szpieg"), w typowym przypadku inwigilacji, której przedmiotem jest menedżer wysokiego szczebla, firma wywiadowcza prowadząca obserwację szczegółowo dokumentuje każde miejsce, do którego trafił, czas jaki spędził, wykonuje zdjęcia jego i wszystkich osób, z którymi się spotkał. Prowadzi inwigilację audio przy pomocy urządzeń nagrywających albo przez ustawienie tajnych agentów na tyle blisko, aby osobiście słyszeli prowadzone rozmowy.
Ekskluzywne firmy wywiadowcze w Anglii za usługi tego rodzaju pobierają 1200-1600 funtów szterlingów za dzień inwigilacji jednej osoby plus zwrot kosztów (paliwa czy użycia sprzętu specjalnego). Obserwacja jednego biznesmena w Londynie może nawet kosztować 15 tys. funtów dziennie. Wynajęte ekipy przeprowadzają inwigilację na całym świecie, przemierzają niekiedy tysiące kilometrów, aby obserwować decydujące spotkanie biznesowe albo śledzić menedżera wysokiego szczebla. Firmy decydują się na inwigilacje, gdy jej ogromny koszt uzasadniony jest jeszcze większymi pieniędzmi, jakie można w konsekwencji pozyskać.
Przytoczony przez Javersa ekspert twierdzi, że we współczesnym biznesie w każdym zakątku świata, w transakcji, w której chodzi o więcej niż miliard dolarów, przynajmniej jedna z zainteresowanych stron korzysta z usług firm wywiadowczych.
Reasumując: pomimo iż gros kwestii biznesowych rozstrzyga się współcześnie przez telefony i maile, które nie zawsze łatwo monitorować, to w sytuacjach, gdzie w grę wchodzą wielkie pieniądze, menedżerowie spotykają się bezpośrednio. Wyruszają więc w podróż. Warto wobec tego udzielić im kilku rad.
Przelot samolotem, zwłaszcza ten dłuższy, sprzyja rozmowom na tematy biznesowe, przez co niekiedy sprzyja konkurencji. Nie oznacza to, że konkurent podsłuchuje rozmowy w samolocie, ale czynią to, zupełnie bezceremonialnie wywiady państwowe. Te zaś w wielu przypadkach ściśle współpracują z macierzystymi korporacjami.
We Francji praktykowano (praktykuje się?) zakładanie podsłuchów w samolotach linii Air France i podsłuchiwanie rozmów biznesowych. Jak podaje Larry Kahaner, władze kanadyjskie niemal otwarcie ostrzegały swoich biznesmenów przed podsłuchami w liniach Air France. Z kolei przedsiębiorstwa francuskie chętnie korzystają z informacji pozyskiwanych przez wywiad państwowy.
Zdaniem Rolfa Uesselera ("Wojna jako usługa") rodzi się coraz ściślejsza zależność między państwowymi i prywatnymi służbami wywiadowczymi, jeszcze większa niż w sektorze wojskowym. To znak czasów i rozwoju technologii, prywatnego know-how etc.
Nietypowe w takiej sytuacji jest to, iż nie chodzi tu o zmagania pomiędzy francuskimi korporacjami a ich odpowiednikami w innych krajach, ale fakt, że to rząd francuski prowadzi operacje przeciwko zagranicznym przedsiębiorstwom. Działania wynikają z wiary Francuzów w to, że muszą chronić i umacniać narodowe bezpieczeństwo ekonomiczne. Szpiegostwo ekonomiczne ma służyć wszystkim, także firmom prywatnym i przedsiębiorcom.
"Naszpikowanie" techniką samolotów stało się jeszcze bardzie oczywiste, i po części uzasadnione, w obliczu zagrożeń terrorystycznych. Menedżerowie muszą mieć tego świadomość. Dotyczy to również studiowania materiałów biznesowych w trakcie podróży, bowiem podsłuch może iść w parze z podglądem. Nie należy również tracić czujności na lotniskach.
John Nolen, przewodniczący Grupy Konsultingowej z Phoenix (w istocie agencji wywiadu gospodarczego), twierdzi, że jego pracownicy pozyskują informację nawet przechadzając się po ważniejszych lotniskach, gdzie znajdują się główne siedziby kontrolowanych firm. Zbierają to, co inni zostawiają w pobliżu swojego miejsca pracy, przysłuchują się rozmowom prowadzonym przez telefony komórkowe.
Jakże częstym zjawiskiem i przejawem ogromnej beztroski jest fakt, iż pertraktujące strony "dopinają" szczegóły porozumień w restauracjach, w czasie kolacji lub w ich trakcie fetują świeżo zawartą umowę, konwersując całkowicie "otwartym" tekstem. Wyspecjalizowanej firmie wywiadowczej nie sprawi specjalnej trudności wcześniejsze ustalenie miejsca biznesowej celebry i odpowiednie "doposażenie" go w technikę. Gdyby jednak to się nie powiodło, nie nastręczy wielu kłopotów podsłuchiwanie rozmów nawet z dużych odległości.
Pomocne może się okazać wykorzystanie mikrofonów laserowych (np. typ AGL500), które mogą wykonywać podsłuchy z odległości nawet do 5000 m. Jak tłumaczą specjaliści, mikrofon zbiera sygnał akustyczny rozmowy prowadzonej wewnątrz restauracji z zewnętrznej strony jej okna. Promień laserowy skierowany w okno zbiera wibracje akustyczne z szyby, spowodowane prowadzoną rozmową, po odbiciu promień laserowy odbierany jest przez optyczny odbiornik, który rejestruje rozmowę. Musi spełniony być wszakże ten warunek, że między kryjówką, a oknem restauracji nie ma żadnych przeszkód.
Trudności pojawiają się również wówczas, gdy nie ma dobrego kąta dla lasera np. gdy podsłuchiwana rozmowa odbywa się na wyższych piętrach. Jednak w przypadku dobrze płacących klientów problem ten rozwiązuje się w ten sposób, że wynajmuje się biuro lub pokój hotelowy na zbliżonej wysokości w budynku po drugiej stronie ulicy.
Trzeba wiedzieć, że asortyment sprzętu do podsłuchiwania jest obecnie bardzo szeroki. Mogą być wykorzystywane środki zapisu audio (dyktafony cyfrowe i analogowe, magnetofony), środki podsłuchu akustycznego bezpośredniego (stetoskopy, stetoskopy elektroniczne, mikrofony kontaktowe, mikrofony paraboliczne, mikrofony kierunkowe i przewodowe). Szeroko stosowane są środki podsłuchu akustycznego pośredniego, pod którym to określeniem kryją się urządzenia integrujące mikrofony z mikro-nadajnikami radiowymi nazywanymi w języku potocznym "pluskwami".
Z kolei środki podsłuchu elektromagnetycznego (mikrofony laserowe, inwigilatory komputerów i monitorów, zestawy inwigilacji telefonów komórkowych, kamery inwigilacyjne) służą do zdobycia informacji z dużych odległości, z sieci informatycznych, linii telekomunikacyjnych, łączności bezprzewodowej. Ceny wymienionych urządzeń wahają się od kilkudziesięciu złotych do kilkuset tysięcy złotych. Wszystkie łączy relatywnie łatwa dostępność.
Wszelkie rozmowy biznesowe, w których występuje duży ładunek informacji wrażliwych, powinny być prowadzone albo w bezpiecznych pomieszczeniach jednej z pertraktujących stron, bądź w lokalizacjach uprzednio przygotowanych i sprawdzonych przez wyspecjalizowane firmy.
Do całkowitego zabezpieczenia wydzielonych pomieszczeń przed działaniem nieformalnych urządzeń podsłuchowych projektuje się i wykonuje specjalne systemy zabezpieczenia akustycznego w wersji mobilnej i stacjonarnej. Te ostatnie zabezpieczają konwersację dowolnej liczby osób, chroniąc ją m.in. przed podsłuchem akustycznym, wykonywaniem nagrań audio (dyktafony, magnetofony), podsłuchem środkami transmisji przewodowej, podsłuchem przewodami sieci energetycznej, podsłuchem środkami transmisji radiowej, transmisji video czy środkami telefonii komórkowej.
Jednak odnotowuje się wiele przypadków, w których zbędna okazuje się wyrafinowana technika, ponieważ podróżujący biznesmen jest tak otwarty i gadatliwy, że wyjawia, przez nikogo nie zachęcany, najbardziej skrywane sekrety swojej firmy.
Bruno Martinet współautor znanej na polskim rynku książki poświęconej wywiadowi gospodarczemu opisuje swój lot na trasie Paryż -Birmingham, w trakcie którego dwaj jego sąsiedzi, dyrektorzy francuskiego przedsiębiorstwa, dyskutowali o swojej strategii prowadzenia negocjacji z przedstawicielami firmy angielskiej, na spotkanie z którymi lecieli. Pod koniec podróży znał nie tylko maksymalną wysokość ceny, jaką byli skłonni zapłacić, ale także warunki, których nie zamierzali przyjmować i ich asortymentową strategię produkcji.
Laptop na kolanach elegancko ubranego dżentelmena w pociągu, barze czy poczekalni to powszedni, żeby nie rzec, nudny obrazek. Nie dla wszystkich wszakże nudny, bynajmniej nie dla konkurencji. Znaczna część tych elegancko wyglądających panów to menedżerowie, którzy przeglądają korespondencję służbową i na nią odpisują, kończą pospiesznie prezentację, którą wkrótce przedstawią biznesowemu partnerowi na spotkaniu, cyzelują analizę, o którą prosił szef.
Ściągnięcie wszelkich tego rodzaju danych przez wyspecjalizowaną firmę wywiadowczą jest w obecnej dobie zabiegiem zatrważająco prostym. Służą do tego inwigilatory komputerów i monitorów komputerowych, przeznaczone do odbioru pola elektromagnetycznego emitowanego przez pracujące komputery i monitory. Selektywna antena zewnętrzna takiego inwigilatora jest w stanie dokonać nagrania z odległości do 200 metrów. Po odebraniu sygnał jest demodulowany i wprowadzany do drugiego komputera umożliwiającego pełny dostęp do ściągniętych danych.
Wniosek nasuwa się oczywisty - żadnego przetwarzania wrażliwych danych na laptopie w czasie podróży. Nie wolno ufać zabezpieczeniom!
Naiwnością menedżera byłoby oczekiwanie, że w pokoju hotelowym za granicą będzie chroniona jego prywatność lub bezpieczeństwo jego komputera, dokumentów itp. Służby specjalne państwa lub agencje wywiadowcze wynajmowane przez korporacje zakładają podsłuchy na hotelowych telefonach, a nawet wchodzą do chwilowo opuszczonych pokojów, aby skopiować względnie ukraść jakąkolwiek wartościową informację.
Nie należy zbytnio ufać sejfom oferowanym w pokojach hotelowych. Klucze (szyfry) są rzadko wymieniane, stąd raz skopiowane mogą posłużyć do bezproblemowego otwarcia. Praca na laptopie związana z przetwarzaniem informacji korporacyjnych jest wysoce niewskazana z przyczyn wcześniej zasygnalizowanych.
Eksperci wywiadu gospodarczego przypominają, że w wielu krajach, zwłaszcza rozwijających się (ale to nie reguła), nie można pozostawić walizki ani podręcznego komputera w pokoju hotelowym, ponieważ ryzykuje się skopiowanie znajdującej się tam dokumentacji, a nawet zwyczajną kradzież.
Są to najbardziej popularne wśród wywiadowców i szpiegów gospodarczych przedsięwzięcia. To w ich trakcie realizują najwięcej zleceń i gromadzą duże zasoby informacji o firmach konkurencyjnych. Stąd wysyłanie całkowitych debiutantów jest ryzykowne: czują się trochę zagubieni i z wdzięcznością przyjmą każdy objaw ludzkiej życzliwości.
Często w takiej sytuacji, nawet nie zdając sobie sprawy, mówią zbyt dużo. Nie można wysyłać pracowników sfrustrowanych, którzy nie utożsamiają się z firmą. Chcą dobrze zaprezentować się nowym pracodawcom, są nadmiernie gadatliwi. Niekiedy są gotowi zdradzić tajemnice macierzystego przedsiębiorstwa.
Menedżer w podróży służbowej narażony jest na wiele pokus, co skrzętnie może wykorzystać konkurencja. Firmom wywiadowczym zleca się inwigilację pracownika konkurencyjnej korporacji, który jest w podróż, aby ta odpowiedziała na kilka pytań: czy ukrywa jakieś nałogi? Czy ma słabość do prostytutek? Czy ma perwersyjne upodobnia seksualne. Dla agencji wywiadowczych tego rodzaju działalność to prawdziwe reality show. Ujawniona "słabość" nie musi, ale może zaowocować szantażem, a w konsekwencji ujawnianiem pod presją cennych informacji korporacyjnych.
W ubiegłym roku w Niemczech wybuchł skandal obyczajowy, kiedy dopiero po czterech latach ujawniono, że w 2007 roku potężny ubezpieczyciel, jakim jest Munich Re, zorganizował w Budapeszcie "sex party" dla swoich 100 najlepszych sprzedawców z udziałem 20 prostytutek. Przy tej okazji "Der Spigel" drążąc problem wykazał, że przyjęcie w Budapeszcie to nie wyjątek, a rutyna w praktykach korporacyjnych.
Sex party organizowane są nie tylko dla własnych pracowników, ale i klientów oraz gości zagranicznych. Menedżer w podróży niekiedy może być "zaskakiwany" tego typu eventami.
Indagowana przy tej okazji jedna z prostytutek, wielokrotna uczestniczka korporacyjnych "uciech", wyznała, że zwykle obowiązuje ten sam wzorzec. Na początku dżentelmeni wydają się być zaskoczeni, starają się stwarzać pozory odpornych na miłosne zabiegi pań, przepraszająco pokazując ślubne obrączki. Jednak po kilku drinkach "opór" i "zawstydzenie" ulatniają się, a obrączki niekiedy lądują w kieszeniach.
"Der Spiegel" ujawnił, że wiele korporacji niemieckich ma specjalne budżety na tego typu przedsięwzięcia, które są rozliczane poza oficjalną księgowością.
Świadomość tego rodzaju praktyk korporacyjnych, zwłaszcza u firm konkurencyjnych, zawsze powinna towarzyszyć podróżującemu menadżerowi, a jej wpajanie powinno być abecadłem działania pionów bezpieczeństwa.
To tylko niektóre rady, które powinien wziąć sobie do serca biznesmen udający się w daleka podróż, zwłaszcza po raz pierwszy, lub do kraju, w którym jeszcze nie gościł. Warto, aby tym kwestiom poświęcono więcej uwagi w czasie szkoleń dotyczących bezpieczeństwa zasobów informacyjnych. Menedżer w podróży to wprawdzie "tykająca bomba informacyjna", ale niekoniecznie musi eksplodować.
Dr Marek Ciecierski,
Profesjonalny Wywiad Gospodarczy Skarbiec Sp. z o.o.