O 13 proc. spadła liczba zasiłków

Zmniejsza się skala ubóstwa w Polsce. W 2006 r. aż o 13 proc. spadła liczba wypłaconych zasiłków rodzinnych - pisze "Życie Warszawy". - To najlepszy moment na reformę systemu - apelują eksperci.

Jeszcze w 2005 r. zasiłki rodzinne dostawało co miesiąc średnio 5,2 mln dzieci; przed rokiem - już tylko 4,6 mln. Mniej wypłacono również dodatków do świadczeń rodzinnych - wynika z najnowszych danych Ministerstwa Pracy i Polityki Społecznej. To efekt niżu demograficznego oraz wzrostu zamożności społeczeństwa - analizuje resort pracy.

- W ostatnim roku szybko spadało bezrobocie. W rezultacie sporo osób, które korzystały z publicznej pomocy, zaczęło pracować i zasiłki nie są już im potrzebne - tłumaczy Joanna Kluzik- Rostkowska, wiceminister pracy i polityki społecznej.

Reklama

Mniej uprawnionych do świadczeń rodzinnych to także mniejsze wydatki. W 2006 r. na ten cel trafiło 7,7 mld zł, czyli o 2,2 proc. mniej niż rok wcześniej. Obecny rok przyniesie zapewne jeszcze większe oszczędności. Ale na pomocy społecznej nie warto oszczędzać, trzeba raczej zastanowić się, jak system zreformować.

Zdaniem Piotra Błędowskiego, profesora Szkoły Głównej Handlowej, należałoby podwyższyć kryterium dochodowe uprawniające do świadczeń rodzinnych (obecnie jest to zaledwie 504 zł na osobę). - Trzeba także poszerzyć grupę uprawnionych. Wiele rodzin żyje w trudnych warunkach, ale nie otrzymuje pomocy, ponieważ przekroczyła bardzo restrykcyjne kryteria - mówi prof. Błędowski.

PAP/Życie Warszawy
Dowiedz się więcej na temat: zasiłek | "Życie Warszawy" | 'Życie Warszawy' | liczb | proca
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy
Finanse / Giełda / Podatki
Bądź na bieżąco!
Odblokuj reklamy i zyskaj nieograniczony dostęp do wszystkich treści w naszym serwisie.
Dzięki wyświetlanym reklamom korzystasz z naszego serwisu całkowicie bezpłatnie, a my możemy spełniać Twoje oczekiwania rozwijając się i poprawiając jakość naszych usług.
Odblokuj biznes.interia.pl lub zobacz instrukcję »
Nie, dziękuję. Wchodzę na Interię »