UE: Bilans strat, zysków i zaniechań

Przedsiębiorcy coraz bardziej doceniają regulacje unijne, choć okazało się, że wspólnota nie jest tak otwarta, jak się początkowo wydawało.

Przedsiębiorcy coraz bardziej doceniają regulacje unijne, choć okazało się, że wspólnota nie jest tak otwarta, jak się początkowo wydawało.

Podobnie jak szklankę wypełnioną do połowy wodą można ocenić diametralnie różnie (albo się cieszyć, że jest w połowie pełna, lub wręcz ubolewać, że sporo z niej ubyło), tak może być z oceną naszego członkostwa w Unii. Przedstawiciele biznesu należą do tej grupy, która coraz bardziej je docenia.

Paradoksalnie, to wcześniej znienawidzone regulacje unijne pozwalają przedsiębiorcom na walkę z rodzimą biurokracją. Co więcej, sami zainteresowani podkreślają, że polskie władze zachowują się o wiele bardziej nieodpowiedzialnie i nieprzychylnie dla biznesu niż sama Unia. To np. dzięki unijnym regulacjom niektóre branże mogą wywierać presję na obniżenie VAT. W Polsce są to np. firmy świadczące usługi pracochłonne, które bez skutku pukały do drzwi resortu finansów o obniżenie podatku m.in. na remonty czy usługi fryzjerskie.

Reklama

Pierwsze koty za płoty

Po dwóch latach doświadczeń zdecydowana większość przedsiębiorców może pochwalić się nie lada sukcesami. W Unii rośnie zaufanie do polskich spółek i produktów, które z dnia na dzień stają się coraz bardziej konkurencyjne. Firmy spożywcze nadal szturmują unijne rynki, choć z nieco mniejszą dynamiką niż w pierwszym roku członkostwa. Są też takie branże, jak np. farmacja, które mimo potencjalnych możliwości do tej pory nie odniosły korzyści z integracji, co mogą zawdzięczać indolencji krajowych urzędników. Wszystkim generalnie byłoby dużo łatwiej, gdyby mogli liczyć na większe wsparcie w kraju.

Lista postulatów jest długa i pilna: od reformy podatkowej, usprawnienia sądownictwa, uzdrowienia administracji, udrożnienia przepływu funduszy pomocowych po budowę infrastruktury. Biznes postuluje też większe zainteresowanie rządu uczestnictwem w posiedzeniach ekspertów pracujących nad różnymi unijnymi rozwiązaniami. To zaniedbanie szczególnie odczuwa branża chemiczna, która cały czas zmaga się z czujnym w Europie lobby ekologów, a już wkrótce zostanie poddana znacznym restrykcjom pakietu Reach. Dostosowanie do jego wymogów ma kosztować krajowe przedsiębiorstwa kilkaset milionów złotych.

Przedsiębiorcy doceniają też powoli otwierające się w UE rynki pracy i usług. Niepokoją ich jednak rosnąca liczba emigrujących dobrze wykwalifikowanych pracowników i dyskryminacja polskich usługodawców, głównie we Francji, Niemczech i Holandii. W pierwszym przypadku "poszkodowane" są np. firmy budowlane, które w tej sytuacji apelują o otwarcie rynku dla specjalistów z Ukrainy. W drugim przypadku przedsiębiorcy już poczuli, że UE nie jest wcale taka otwarta, jak im się wcześniej wydawało. Z czterech swobód: przepływu towaru, kapitału, usług i pracy tylko dwie pierwsze funkcjonują bez większych problemów.

Pod pręgierzem UE

W pierwszym roku członkostwa relacje na linii Warszawa - Bruksela nadal porównywano do zabawy w pomidora. Wszelkie nieprzychylne biznesowi rozwiązania tłumaczono obowiązkiem dostosowania do unijnych przepisów. To się skończyło, a rząd coraz częściej zobligowany jest także do wdrożenia liberalnych regulacji. Pałeczka przeszła w ręce Brukseli, która grozi nie tylko palcem, ale także trybunałem w Luksemburgu i surowymi karami. Do tej pory Polska uzbierała 22 sprawy. Tylko siedem udało się umorzyć, usuwając bariery.

Mira Wszelaka

Puls Biznesu
Dowiedz się więcej na temat: bilans | przedsiębiorcy | firmy
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy
Finanse / Giełda / Podatki
Bądź na bieżąco!
Odblokuj reklamy i zyskaj nieograniczony dostęp do wszystkich treści w naszym serwisie.
Dzięki wyświetlanym reklamom korzystasz z naszego serwisu całkowicie bezpłatnie, a my możemy spełniać Twoje oczekiwania rozwijając się i poprawiając jakość naszych usług.
Odblokuj biznes.interia.pl lub zobacz instrukcję »
Nie, dziękuję. Wchodzę na Interię »