Ukraińskie startupy szukają finansowania w Polsce

Już przed wojną zainteresowanie ukraińskich przedsiębiorców prowadzeniem działalności na polskim rynku było wysokie. Wybuch konfliktu jeszcze je spotęgował. Dla Polski to szansa na przyciągnięcie ukraińskich spółek technologicznych. Możliwa jest natomiast emigracja tych spółek z Polski po etapie inkubacji, brakuje bowiem źródeł finansowania w kolejnych etapach rozwoju, a globalna wojna o talenty trwa.

- Dla ukraińskich startupów polski rynek przed wojną był naturalnym polem ekspansji. Wielu przedsięwzięciom łatwiej było pozyskać finansowanie w Polsce niż w Ukrainie. Tamtejszy rynek venture zaczął się rozwijać trochę później i jest też bardzo mocno oparty na najbogatszych mieszkańcach Ukrainy, którzy tworzyli sobie ramiona inwestycyjne w spółki innowacyjne - mówi agencji informacyjnej Newseria Biznes dr Marek Dietl, prezes zarządu Giełdy Papierów Wartościowych w Warszawie. - Polski rynek jest o tyle bardziej dojrzały, że mamy tu fundusze, które są oparte na zdywersyfikowanych inwestorach. Do tego w Ukrainie nie rozwinął się rynek kapitałowy, jest tam dużo giełd, ale każda z nich jest bardzo mała, stąd naturalnym miejscem upubliczniania spółek ukraińskich była i jest warszawska giełda. Od strony finansowania łatwiej jest upublicznić spółkę, jeśli wśród inwestorów jest również fundusz, który ma tę samą proweniencję, jaką ma giełda, na której się debiutuje.

Reklama

Polska pierwszym wyborem ukraińskich firm

Jak wskazują autorzy raportu "Luki w ekosystemie startupowym", wojna w Ukrainie sprawiła, że fundusze venture capital, czyli inwestujące w spółki, chociaż nadal monitorują ten rynek, to przy wyborze inwestycji są dużo ostrożniejsze. Preferowane są projekty, które w większości lub w całości generują przychód poza lokalnym rynkiem. Ponadto większe szanse na inwestycję mają te startupy, których chociaż część zespołu działa poza terytorium Ukrainy. Dlatego wiele ukraińskich firm wybiera jako terytorium działania Polskę, m.in. ze względu na położenie geograficzne i bliskość kulturową. Jest to wyraźnie widoczne zwłaszcza w branży kreatywnej - IT, marketingu i PR czy produkcji wideo.

Na polskim rynku istnieje jednak problem luki kapitałowej, szacowanej na kilkaset miliardów złotych, która polega na tym, że wartość projektów szukających finansowania przewyższa dostępny na rynku kapitał. Dotyczy ona nie tylko młodych, innowacyjnych biznesów, ale dla nich może być szczególnie dotkliwa, ponieważ większość startupów upada w pierwszych latach działania.

- W Polsce powstało bardzo dużo funduszy wczesnego etapu i to jest szczególnie interesujące dla naszych gości z Ukrainy. Natomiast rzeczywiście jest relatywnie mało dużych funduszy, a jednocześnie globalne fundusze nie tak bardzo się kwapią, żeby inwestować w Polsce, więc rzeczywiście jest pewna luka polegająca na tym, że w tych rundach A, B i C jest trudniej o finansowanie - wyjaśnia dr Marek Dietl.

W perspektywie kolejnych miesięcy problemy te mogą się nasilić. Eksperci Fundacji Startup Poland, NCBiR i GPW oceniają bowiem, że w okresie spowolnienia, który właśnie następuje, nawet znakomite projekty mogą mieć kłopot z utrzymaniem płynności finansowej. Tym bardziej, że trudnej sytuacji w gospodarce, wysokiej inflacji, gorszym nastrojom funduszy VC towarzyszy także przerwa w wykorzystywaniu środków unijnych. To może oznaczać ostrą walkę o finansowanie lub też rozglądanie się za innymi rynkami, również w przypadku ukraińskich podmiotów.

Małym spółkom coraz trudniej debiutować na giełdzie

- Zagrożeniem, które dostrzegamy, jest to, że będziemy produkować spółki technologiczne, startupy, firmy rozwijające przełomowe technologie, pochodzące ze świata nauki, natomiast one zbyt szybko będą emigrować z Polski, bo nie będą mogły tu pozyskać wystarczająco dużo finansowania. A na to się nakłada historycznie lukę kapitałową. Wprawdzie wypełnił ją NewConnect, natomiast rosnące wymogi regulacyjne narzucane przez Unię Europejską sprawiają, że małym spółkom jest coraz trudniej debiutować na giełdzie, nawet tej mniejszej. To rzeczywiście jest poważny problem, czy nie staniemy się takim eksporterem startupów w zbyt wczesnej fazie - podkreśla prezes GPW.

Spółki, w których jednym z udziałowców jest ukraińska firma lub osoba fizyczna posiadająca ukraińskie obywatelstwo, już przed wybuchem wojny stanowiły 23 proc. działających w Polsce firm z kapitałem zagranicznym. Pod koniec stycznia 2022 roku w naszym kraju działało 21,8 tys. ukraińskich podmiotów, czyli ponad 2,5 raza więcej niż niemieckich i pięć razy więcej niż holenderskich. Ukraińcy stanowią największą część cudzoziemców prowadzących firmy w Polsce. Potwierdzają to dane ZUS. W kwietniu 2021 roku było ich 6,3 tys. i stanowili oni 28 proc. zagranicznych właścicieli firm. Dwa lata wcześniej było to 24,6 proc., więc trend był wzrostowy. W 2020 roku w Polsce ukraiński kapitał zaangażowany był w ponad 3,6 tys. działających w Polsce przedsiębiorstw, co dawało Ukrainie drugie po Niemczech miejsce.

Polskie firmy otwarte na ukraińskie technologie

- Wiele polskich firm pokazuje dużą otwartość na technologie z Ukrainy. Często pierwszym rynkiem, na którym ukraińskie startupy sprzedawały swoje rozwiązania, szczególnie IT i fintechy, był właśnie rynek polski - przypomina dr Marek Dietl. - Polskie instytucje finansowe, banki, ubezpieczyciele, giełda są bardzo otwarte na rozwiązania technologiczne i stąd łatwiej było je sprzedać w Polsce. Znam nawet trochę przypadków, że najpierw jakaś technologia zaczynała być używana przez polski bank, a dopiero później przez ukraiński, chociaż sama technologia pochodzi z Ukrainy. Patrząc na środowisko ukraińskich startupów, musimy też pamiętać o megastartupach jak chociażby Grammarly, które już mają swoją główną siedzibę w Stanach Zjednoczonych. Miejscem, w którym rozwijają się ukraińskie startupy, jest też Kanada ze względu na dużą diasporę ukraińską i łatwy dostęp do finansowania.

Prezes GPW zauważa, że postrzeganie konfliktu w Ukrainie się zmienia i po okresie paniki nastąpił czas wielkich nadziei związanych z odbudową tego kraju. Obecnie wielu globalnych inwestorów zastanawia się nad spozycjonowaniem w procesie odbudowy Ukrainy, a szczególnie atrakcyjnym sposobem jest wspieranie lekkich technologii, niewymagających ogromnych nakładów inwestycyjnych na miejscu w Ukrainie. Mobilność talentu jest dużo większa niż infrastruktury i daje możliwość rozwijania biznesu np. w Polsce, Szwajcarii czy Kanadzie, a potem szybkiego przeniesienia go z powrotem do Ukrainy. Dzisiaj trwa globalna rywalizacja o to, kto lepiej odnajdzie się na rynku ukraińskim, który w perspektywie zakończenia wojny, a przynajmniej zawieszenia broni stanie się niezwykle chłonny i atrakcyjny.

- Cały świat kręci się wokół wojny o talenty, mimo że jesteśmy zasypywani informacjami o tym, jak zwalniają firmy technologiczne, jak się zmienia Wall Street i Dolina Krzemowa, to wciąż jednak kluczowym zasobem są talenty. A Ukraina ma niezwykle dobre tradycje i naukowe, i dydaktyczne, w 1990 roku w Ukrainie było ponad pięć razy więcej ludzi niż w Polsce, którzy zajmowali się szeroko rozumianą nauką i zastosowaniami - informuje prezes GPW. - Dlatego dla Polski jest niezwykle ważne, żeby pozyskiwać te talenty. Powinniśmy jak najchętniej przyjmować przedsiębiorcze osoby z Ukrainy.

Biznes INTERIA na Facebooku i jesteś na bieżąco z najnowszymi wydarzeniami

Źródło informacji

Newseria Biznes
Dowiedz się więcej na temat: startup | Start-up | Ukraina
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy
Finanse / Giełda / Podatki
Bądź na bieżąco!
Odblokuj reklamy i zyskaj nieograniczony dostęp do wszystkich treści w naszym serwisie.
Dzięki wyświetlanym reklamom korzystasz z naszego serwisu całkowicie bezpłatnie, a my możemy spełniać Twoje oczekiwania rozwijając się i poprawiając jakość naszych usług.
Odblokuj biznes.interia.pl lub zobacz instrukcję »
Nie, dziękuję. Wchodzę na Interię »