Znów bubel. Czy tak dalej być musi?
Tym razem absurdalny i niebezpieczny dla firm przepis prawny przycupnął sobie cichutko w ustawie o ochronie środowiska. Mówi on, że jeśli przedsiębiorca zamierzający wynająć np. halę produkcyjną lub linię technologiczną nie zostawi sporych pieniędzy w gabinecie notariusza, to cała umowa jest do kosza.
Brak aktu notarialnego unieważnia kontrakt. Kto do tego dopuścił - pytają prawnicy? Toż to nijak się ma do regulacji kodeksu cywilnego, który jest właśnie od wskazywania, jakie umowy trzeba sporządzać w formie aktu notarialnego. To kpina z podstawowych zasad przyzwoitej legislacji. Przeszła zupełnie niepostrzeżenie. Nikt z twórców tego prawa nie raczył poinformować o nowym obowiązku przedsiębiorców. No cóż, pomylili się, a poza tym - nieznajomość prawa szkodzi. Ale kto będący przy zdrowych zmysłach spodziewałby się, że formy zawieranych kontraktów mogą narzucać firmom urzędnicy resortu ochrony środowiska? Można się domyślać, że jedynymi doskonale poinformowanymi w tym zakresie mogą być notariusze. Zapewne już czekają...
Ten przepis może też doskonale przysłużyć się oszustom gospodarczym. Przecież wystarczy zainkasować pieniądze za drogie urządzenie i poinformować zdezorientowanego kontrahenta, że umowa jest nieważna, bo nie ma aktu notarialnego. Tylko ubolewać, że tak dużo jest w polskim prawie makabrycznych bubli prawnych. Naprawdę wolałbym wychwalać dobre przepisy, służące rozwojowi gospodarczemu. Jednak niespotykany urodzaj na knoty legislacyjne nie mija.