Alternatywa dla spekulacji

Niektórzy inwestorzy sądzą, że mają w swoich portfelach inwestycje alternatywne. Ale czy słusznie? Jak odróżnić inwestycje alternatywne od tradycyjnych?

Inwestowanie już od dawna nie ogranicza się do akcji czy obligacji. Jest mnóstwo innych pomysłów na zarabianie pieniędzy. Część z nich określa się tajemniczo jako "alternatywne".

Głównym kryterium jest popularność, a "alternatywny" to po prostu mało powszechny, niszowy. Kolejną cechą przypisywaną "alternatywom" jest niska korelacja z tradycyjnymi formami inwestowania. Według tej logiki, inwestycja w popularne i znane wszystkim akcje nie jest alternatywna. Fundusz hedge, złoto czy pszenica - jak najbardziej, bo ich notowania zachowują się najczęściej odmiennie niż ceny akcji (nie są z nimi skorelowane).

Reklama

Tradycja kontra alternatywa

Jak jednak mierzyć popularność? Jak obliczać korelację (jaki okres wziąć pod uwagę, co powinno być poziomem odniesienia i jaka wysokość tego współczynnika jest odpowiednia)? Wystarczy zadać te dwa pytania, by zrozumieć, że powyższa definicja "alternatywności" jest równie precyzyjna, co określenie "muzyka alternatywna" czy "kultura alternatywna". Warto więc zdefiniować inwestycje alternatywne bardziej precyzyjnie.

Najlepiej to zrobić opisując przeciwny biegun - inwestycyjne tradycyjne. W ich przypadku mamy do czynienia z silnie regulowanym i zinformatyzowanym obrotem instrumentami finansowymi. Nie dotyczy to wyłącznie akcji czy obligacji, ale już praktycznie wszystkich surowców, metali szlachetnych, towarów rolnych oraz wszelkich instrumentów zależnych od notowań tych bazowych aktywów (takich jak fundusze inwestycyjne czy produkty strukturyzowane).

Migracja pieniędzy

Aktywami tradycyjnymi obraca się głównie lub wyłącznie dla zysku, a zatem spekuluje. Jest to od dawna oczywiste w przypadku akcji i staje się faktem także w przypadku np. towarów rolnych, surowców energetycznych czy metali szlachetnych. Nie są już one kupowane głównie przez producentów żywności, rafinerie czy jubilerów, ale przez dysponujące ogromnym kapitałem instytucje finansowe i przez drobnych indywidualnych inwestorów. Ani jedni, ani drudzy, kupując np. ropę, nie marzą o dostawie do domu baryłki tego surowca.

Wszystkie aktywa, które trafiają na globalne "targowiska", stają się w pewnym momencie obiektem spekulacji. Dobrym przykładem jest złoto, gdzie już nawet połowa obrotu to zasługa inwestorów, a nie "konsumentów" złota, takich jak jubilerzy czy przemysł. Fundusz ETF, oparty na złocie, stał się jednym z największych na świecie posiadaczy tego kruszcu obok banków centralnych najbogatszych państw.

Łaska inwestorów na pstrym koniu jeździ. Kupują dopóty, dopóki zarabiają, a gdy zaczynają tracić, przenoszą swoje pieniądze, kilkoma kliknięciami, na inny rynek. Mniejsze rynki doświadczają dosyć boleśnie tych zmian nastrojów.

Czy po zakończeniu hossy na rynku akcji w 2008 roku jakiś inny powód - poza migracją spekulacyjnego pieniądza - spowodował wzrost notowań ropy z 60 do 150 dolarów, a potem ich spadek poniżej 50?

Sprawdź bieżące notowania surowców na stronach Biznes INTERIA.PL

Sama łatwość zakupu danego towaru na ściśle regulowanym rynku to nie wszystko. Dochodzą do tego narzędzia wspierające spekulacje, m.in. krótka sprzedaż oraz możliwość zakupu na kredyt, dostępna dla każdego, kto ma dostęp do internetu. To wszystko bardzo ułatwia działania inwestorów, którzy liczą na krótkoterminowe zyski.

Alternatywy nie dla spekulantów

Tak wygląda świat inwestycji tradycyjnych. A alternatywne? Tutaj handluje się przede wszystkim określonym towarem - winem, dziełami sztuki, znaczkami, starymi samochodami itp. Nie ma tu giełd w tradycyjnym rozumieniu tego słowa.

Istotą rynków alternatywnych jest marginalny udział typowych inwestorów, czyli nabywców nastawionych wyłącznie na zysk. Dominują konsumenci i kolekcjonerzy - osoby lub instytucje zainteresowane zakupem danego obiektu nie tylko dla zysku, lecz przede wszystkim po to, by go mieć (wypić, powiesić na ścianie, zamknąć w klaserze).

Zjawisko migrujących "gorących" pieniędzy na tych rynkach jest marginalne. Liczy się realny popyt nabywców rzadkich i pożądanych towarów. Jeśli jednocześnie podaż jest ograniczona (a jest, bo np. produkcja topowych win bordoskich jest ściśle ustalona), mamy patent na stabilny wzrost cen. Oczywiście, rynek inwestycji alternatywnych nie jest pozbawionym ryzyka eldorado.

Przede wszystkim brak ścisłych regulacji sprawia, że poruszanie się po nim wymaga większej wiedzy - często wiedzy eksperckiej. Podczas gdy na rynkach finansowych informacja jest ściśle reglamentowana i trudno wyprzedzić innych graczy w dostępie do cennych "niusów", na rynku alternatywnym wiedza daje realną przewagę - kto więcej wie, może więcej zarobić.

Istotne jest również ryzyko niskiej płynności. Szczególnie dotyczy ono np. dzieł sztuki i mniej popularnych dóbr kolekcjonerskich. Tego problemu nie ma z reguły na rynkach finansowych.

Zdecydowanie jednak inwestycje alternatywne mają więcej mocnych niż słabych stron. To powrót do inwestowania, które rządzi się prostymi prawami podaży i popytu na limitowany, pożądany towar.

Zmiany cen są znacznie bardziej zrozumiałe niż ma to miejsce w przypadku notowań instrumentów finansowych. Ze świadomością praw, jakimi rządzą się rynki alternatywne, warto uzupełniać swój portfel o te - mam nadzieję - znacznie mniej już tajemnicze aktywa.

Maciej Kossowski

Pobierz: program do rozliczeń PIT

Wealth Solutions
Dowiedz się więcej na temat: wzrost | instytucje | rynki | inwestowanie | fundusz | rynek | inwestycje | inwestorzy | złoto | alternatywa
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy
Finanse / Giełda / Podatki
Bądź na bieżąco!
Odblokuj reklamy i zyskaj nieograniczony dostęp do wszystkich treści w naszym serwisie.
Dzięki wyświetlanym reklamom korzystasz z naszego serwisu całkowicie bezpłatnie, a my możemy spełniać Twoje oczekiwania rozwijając się i poprawiając jakość naszych usług.
Odblokuj biznes.interia.pl lub zobacz instrukcję »
Nie, dziękuję. Wchodzę na Interię »