Bez paniki

Środowa sesja w Warszawie pokazała względną siłę naszego rynku - uważają analitycy. Przebieg wczorajszych notowań zarówno w Warszawie, jak i na innych giełdach oraz wypowiedzi specjalistów wskazują na nadal dużą nerwowość inwestorów. Banki inwestycyjne w swych raportach zwracają uwagę na możliwe ograniczenie napływu środków na rynki rozwijające się.

Środowa sesja w Warszawie pokazała względną siłę naszego rynku - uważają analitycy. Przebieg
wczorajszych notowań zarówno w Warszawie, jak i na innych giełdach oraz wypowiedzi specjalistów
wskazują na nadal dużą nerwowość inwestorów. Banki inwestycyjne w swych raportach zwracają uwagę na możliwe ograniczenie napływu środków na rynki rozwijające się.

Zgodnie z oczekiwaniami, wczorajsza sesja rozpoczęła się od spadków. WIG20 na otwarciu wynosił 1088,6 pkt. i był 2,4% niższy niż dzień wcześniej. Do końca dnia na rynku panowała huśtawka nastrojów, czego dowodem może być to, że strata indeksu blue chips przekraczała w pewnym momencie 4%, by na koniec dnia wynieść jedynie 0,59%. Bardzo dużym wahaniom podlegały przede wszystkim akcje dużych spółek. Dobrym przykładem może tu być TP SA, która traciła już nawet 9,9%, a ostatecznie zakończyła dzień niespełna 4-proc. stratą.

W miarę spokojnie było również na giełdach Europy Zachodniej. Wbrew pesymistycznym przewidywaniom, środowe notowania zakończyły się zwyżką cen akcji, choć w ciągu sesji miały miejsce duże wahania kursów. Londyński wskaźnik FT-SE 100 zyskał 2,87%, paryski CAC-40 wzrósł o 1,34%, a do godz. 18.00 frankfurcki DAX podniósł się o 1,72%. Sesje nie przebiegały jednak w normalnej atmosferze, ponieważ wciąż były nieczynne wczoraj giełdy amerykańskie.

Reklama

Prawdopodobnie handel akcjami za Atlantykiem zostanie wznowiony już dziś, tak wypowiadał się bowiem m.in. przedstawiciel amerykańskiej komisji papierów wartościowych (SEC). NASDAQ podał natomiast, że obroty zostaną wznowione tak szybko, jak tylko będzie to możliwe.

Dodatkowe zamieszanie na europejskich rynkach akcji spowodowało to, że działalność wstrzymało wczoraj bardzo wiele funduszy inwestycyjnych działających na naszym kontynencie. Jako powód podawano chaos na rynkach, który uniemożliwia prawidłową wycenę papierów wartościowych.

Niektóre instytucje zawiesiły działalność funduszy obracających walorami spółek amerykańskich, a niektóre wstrzymały pracę wszystkich funduszy otwartych, które w swoich portfelach mają ponad 10-proc. udział walorów firm z USA.

Gwałtowne spadki notowań miały natomiast miejsce na Dalekim Wschodzie. Indeks giełdy w Hongkongu spadł aż o 8,87%, do najniższego poziomu od początku 1999 r., tokijski Nikkei 225 stracił z kolei 6,63% i po raz pierwszy od 17 lat spadł poniżej ważnej granicy 10 000 pkt.

Także na czołowych giełdach w naszym regionie miały miejsce gwałtowne spadki. Moskiewski RTS stracił aż 5,43%, indeks giełdy praskiej spadł o 2,79%, a budapeszteński BUX obniżył się o 4,02%.

Poprawiła się natomiast wczoraj atmosfera na rynku ropy naftowej. Dzięki uspokajającym zapewnieniom OPEC, że organizacja ta jest przygotowana do podjęcia kroków stabilizujących sytuację na rynku, cena ropy gatunku Brent w Londynie staniała wczoraj o ponad 1,5%, do 28,4 USD za baryłkę. Po wtorkowej gwałtownej zwyżce o ponad 5% taniało też wczoraj złoto. Za uncję tego kruszcu płacono w środę w Europie ok. 278 USD, a więc o prawie 3% mniej niż w końcu notowań wtorkowych.

O braku jednoznacznych opinii co do dalszego kierunku rozwoju wypadków na warszawskim parkiecie świadczą również wypowiedzi analityków.

- Chyba nie ma mądrego, który wiedziałby na pewno, jak się zachować. Scenariuszy rozwoju może być bardzo wiele. Jedno jest jednak pewne - gdyby nie wcześniejsze wyjście zagranicznych inwestorów z naszego rynku, spadki byłyby zdecydowanie głębsze. Dlatego też wydaje się, że obecne spadki wywołane są tylko szokiem, a więc wychodzenie z akcji w takiej sytuacji może okazać się nierozsądne. Jednak z drugiej strony obecne przygnębienie nie daje podstaw, by liczyć na wzrosty. Zapewne inwestorzy instytucjonalni, którzy nadal byli przeważeni w akcjach, będą je w najbliższych dniach redukować. Ci natomiast, którzy byli znacząco niedoważeni, prawdopodobnie wstrzymają się od kupna lub będą wyłapywać niektóre walory. Ponieważ jednak bardzo trudno jest grać na tak krótkich ruchach, wolną gotówkę lepiej obecnie ulokować w instrumentach dłużnych - powiedział PARKIETOWI Zbigniew Jakubowski, wiceprezes Union Investment TFI. W podobnym tonie wypowiedział się Sebastian Buczek z ING TFI. - Trudno powiedzieć, co będzie dalej, gdyż sytuacja jest dość krytyczna. Wydaje się jednak, że wczoraj inwestorzy krajowi z dużym spokojem podeszli do sytuacji. Nie wiemy jednak, czym spokój ten był podyktowany. Być może inwestorzy zagraniczni dotychczas zajęci byli innymi działaniami, a więc w następnych kilku dniach można spodziewać się dalszych spadków, chociaż zapewne dużej podaży nie będzie. Prawdopodobnie sytuacja wyjaśni się po przywróceniu notowań na giełdach amerykańskich. Jeśli na otwarciu spadek będzie niewielki, w dalszych dniach spadek może być kontynuowany. Natomiast jeśli na otwarciu spadek będzie duży i bolesny, istnieje nadzieja na odbicie rynku.

Zagraniczne banki inwestycyjne uważają, iż obecny kryzys w różnym stopniu dotknie kraje zaliczane do emerging markets. Generalnie powtarza się jednak jedna opinia - poziom akceptacji ryzyka przez inwestorów globalnych na pewno spadł, co oznacza, że możemy spodziewać się, iż zostanie ograniczony napływ środków do rynków rozwijających się. "Załamanie zaufania może również przełożyć się na spadek zagranicznych inwestycji bezpośrednich w krajach rozwijających się. Wśród państw, które mogą najbardziej ucierpieć na załamaniu, znajdują się Argentyna, Brazylia i Turcja, gdyż ich zapotrzebowanie na zewnętrzne źródła finansowania jest największe" - czytamy w raporcie HSBC. Analiza rozwoju dalszych wypadków wymaga odpowiedzi na pytanie, jak inwestorzy zareagują na obecną sytuację. ING Barings w swym raporcie do najważniejszych reakcji zaliczyło "ucieczkę w jakość" (inwestorzy będą preferowali gotówkę i krótkoterminowe papiery dłużne) oraz związaną z tym sprzedaż bardziej ryzykownych aktywów (akcje, obligacje korporacyjne). Oceniając wpływ kryzysu na rynki rozwijające się, ING skupiło się na powiązaniu gospodarek z gospodarką amerykańską. "Żaden z europejskich krajów rozwijających się nie znajduje się w gronie 10 państw, których wzrost gospodarczy jest najbardziej uzależniony od gospodarki USA" - piszą specjaliści z ING. Co więcej, Polskę zaliczyli oni do grona krajów najmniej narażonych na ryzyko. Na małe uzależnienie naszego kraju od gospodarki amerykańskiej uwagę zwraca też UBS Warburg. Analityk banku podkreśla też, iż naszym głównym partnerem handlowym są państwa Unii Europejskiej, a zwłaszcza Niemcy. Oczywiście, światowe spowolnienie znajdzie swoje odzwierciedlenie i u nas, jednak UBS Warburg zalicza Polskę do gospodarek, które mogą wyjść obronną ręką z obecnych problemów. Przy ocenie wpływu możliwego kryzysu na poszczególne akcje notowane na GPW UBS Warburg najgorzej ocenił BRE. - Jest to bank tradycyjnie bardzo mocno eksponowany na bardziej ryzykowną część rynków finansowych oraz mocno zaangażowany na GPW. Zdecydowanie zalecamy unikać - twierdzi autor raportu.

Parkiet
Dowiedz się więcej na temat: bank | UBS | giełdy | Warszawa | inwestorzy | banki inwestycyjne | ing
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy
Finanse / Giełda / Podatki
Bądź na bieżąco!
Odblokuj reklamy i zyskaj nieograniczony dostęp do wszystkich treści w naszym serwisie.
Dzięki wyświetlanym reklamom korzystasz z naszego serwisu całkowicie bezpłatnie, a my możemy spełniać Twoje oczekiwania rozwijając się i poprawiając jakość naszych usług.
Odblokuj biznes.interia.pl lub zobacz instrukcję »
Nie, dziękuję. Wchodzę na Interię »