Casus BIG BG, czyli polskie piekło

Dawid wygrał z Goliatem: Sukces BCP to także spore osiągnięcie Bogusława Kotta, twórcy i prezesa BIG Banku Gdańskiego. A Rolf Breuer, prezes Deutsche Banku musiał przełknąć kolejną gorzką pigułkę po niedawnym fiasku fuzji DB z Dresdner Bankiem

Dawid wygrał z Goliatem: Sukces BCP to także spore osiągnięcie Bogusława Kotta, twórcy i prezesa BIG Banku Gdańskiego. A Rolf Breuer, prezes Deutsche Banku musiał przełknąć kolejną gorzką pigułkę po niedawnym fiasku fuzji DB z Dresdner Bankiem

Uff, nareszcie się skończyło - taka reakcja na zapowiedź ostatecznego ukształtowania akcjonariatu BIG Banku Gdańskiego jest może w pełni zrozumiała. Dwa skłócone obozy w końcu się porozumiały, bank zyska jednego silnego akcjonariusza i będzie mógł wznowić - po czterech miesiącach normalną działalność. To wszystko prawda, ale sprawa BIG BG ma wielkie znaczenie także jako precedens w polskiej gospodarce. Naszym zdaniem, mimo doprowadzenia do jej szczęśliwego końca, wiele zaangażowanych urzędów i osób powinno jeszcze długo mieć moralnego kaca. Był to bowiem kolejny przykład polskiego piekiełka, w którym chodzi głównie o to, by komuś zaszkodzić.

Reklama

Zacznijmy od polityków, którzy wprawdzie dopiero teraz dają przykłady największych niekompetencji, ale już w sprawie BIG BG zachowali się, delikatnie mówiąc kontrowersyjnie. Zwykle posłowie i ministrowie angażują się w spory biznesowe tylko, gdy zagrożone jest bezpośrednie zaplecze finansowe ich formacji. Tymczasem w sprawę BIG BG wmieszali się nie tylko politycy z lewicy, ale i bardzo prawicowi członkowie koalicji rządowej. Jak jeden mąż opowiadali o potrzebie obrony polskiego banku przed wrogim przejęciem przez obcy kapitał. Jak czują się teraz te Bardzo Ważne Osoby, gdy BIG BG przechodzi ostatecznie i nieodwołalnie w ręce portugalskiego banku BCP?

Warto w tym miejscu zwrócić uwagę, że nawet w Niemczech, znanych z tradycyjnie mocnych powiązań polityki i gospodarki, następują na tym polu widoczne zmiany. Politycy i owszem pomagali ratować bankrutujący koncern budowlany Holzmann, ale kiedy w branży telekomunikacyjnej doszło do próby przejęcia Mannesmanna przez Vodafone AirTouch zachowali zdrowy rozsądek. Perła niemieckiej gospodarki stała się własnością "tych strasznych" Brytyjczyków, ale nikt nie robi z tego tragedii narodowej.

Gdyby nasi ulubieńcy ze sceny politycznej byli osamotnieni, można by jeszcze przejść nad tym do porządku dziennego. Ale w sprawie BIG BG fatalną rolę odegrał też system sądowniczy. Okazało się, że jedna strona sporu może uzyskać decyzje sędziów niemal natychmiast, gdy druga musi na to czekać miesiącami. System jest przy tym nie przystosowany do rzeczywistości gospodarczej, gdzie przecież dni, a czasem wręcz godziny mogą decydować o tym, czy np. sądząca się firma uniknie bankructwa.

Kolejnym "podejrzanym" jest Komisja Papierów Wartościowych i Giełd, która długimi tygodniami prowadziła postępowanie mające wykazać, czy Deutsche Bank złamał prawo. Wyszło na to, że wszystko odbyło się lege artis, ale urząd KPWiG naraził się na poważne zarzuty upolitycznienia, co przewodniczącego Jacka Sochę prawie kosztowało utratę posady.

Przy okazji sprawy BIG BG powraca zresztą pomysł stworzenia oddzielnej instytucji - wzorowanej na zachodnich doświadczeniach - która miałaby decydujący głos wyłącznie przy operacjach fuzji i przejęć. Kilka lat temu, gdy takie transakcje należały do rzadkości, pieczę nad nimi mogła sprawować KPWiG. Ale teraz chyba przyszła pora, by stworzyć Takeover Panel z prawdziwego zdarzenia.

Jeszcze inną rolę odegrała w całej sprawie Giełda Papierów Wartościowych. Podjęta po styczniowym WZA decyzja o dwutygodniowym zawieszeniu notowań banku może być różnie interpretowana. Faktem jest, że na tak poważne ograniczenie handlu akcjami jednej płynnej i nie bankrutującej spółki nie zdobyłaby się żadna zachodnia giełda. Przypomnijmy, że do ostatniego wtorku w składzie Rady Giełdy zasiadał Bogusław Kott, prezes BIG BG.

Przypadek BIG BG był pierwszym, ale na pewno nie ostatnim ostrym starciem o przejęcie polskiej spółki giełdowej. Niemcy z Deutsche Banku wyszli z niego - jak by na sprawę nie patrzeć - jako wielcy przegrani. Ale czy tylko oni?

Puls Biznesu
Dowiedz się więcej na temat: Polskie | piekło | Deutsche Bank | Biuro Informacji Gospodarczej
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy
Finanse / Giełda / Podatki
Bądź na bieżąco!
Odblokuj reklamy i zyskaj nieograniczony dostęp do wszystkich treści w naszym serwisie.
Dzięki wyświetlanym reklamom korzystasz z naszego serwisu całkowicie bezpłatnie, a my możemy spełniać Twoje oczekiwania rozwijając się i poprawiając jakość naszych usług.
Odblokuj biznes.interia.pl lub zobacz instrukcję »
Nie, dziękuję. Wchodzę na Interię »