Ciśnienie rośnie, napięcie spada
Sytuacja się poprawia - przekonywał wczoraj po południu minister gospodarki Piotr Woźniak. Jego zdaniem, nie ma żadnego zagrożenia dla dostaw gazu do polskich odbiorców, a nasz system znakomicie radzi sobie z ograniczeniami w przesyle tego surowca z Rosji.
Zakręcenie kurków z rosyjskim gazem dla Ukraińców ma uboczne skutki w postaci zmniejszenia dostaw tego surowca do niektórych państw regionu, w tym przede wszystkim Polski, Węgier, Słowacji i Austrii. Ok. 90% importu gazu ziemnego do naszego kraju pochodzi właśnie zza wschodniej granicy. Przez objętą sankcjami Gazpromu Ukrainę trafia do nas tylko 14% całości dostaw gazu z Rosji. Reszta paliwa płynie przez terytorium Białorusi.
Ciśnienie w gazociągach przechodzących do Polski przez Ukrainę spadło już w niedzielę, ale od wczoraj - jak zapewnił minister gospodarki - jest coraz lepiej. - Mamy już nieco większy strumień gazu. Jedyne, jak dotąd, ograniczenie dla jednego zakładu chemicznego zostanie w ciągu najbliższych godzin poluzowane - powiedział w poniedziałek Piotr Woźniak. - Najbliższe dni zapowiadają się stabilnie - dodał.
Minister stwierdził, że początkowo ograniczenie dostaw via Ukraina sięgało ok. 50%, a obecnie niedobór surowca wynosi już tylko 33-35%. Polskie zapasy gazu są na poziomie 1 mld m3. Dzienne zużycie surowca to 55-56 mln m3.
Wspomnianym przez ministra Woźniaka jedynym zakładem chemicznym, któremu Polskie Górnictwo Naftowe i Gazownictwo przykręciło kurek z gazem, były Zakłady Azotowe Puławy. Dostawy zmniejszono, co zresztą przewidywała umowa z PGNiG. Jednak ciągłość produkcji w Puławach nie była zagrożona - informował dostawca w poniedziałek rano.
Napięta sytuacja odbiła się negatywnie na giełdowym kursie zarówno Puław, jak i PGNiG. Spadały także notowania Zakładów Chemicznych Police, które również teoretycznie mogły ucierpieć na zmniejszeniu dostaw rosyjskiego paliwa. Stało się tak, mimo że spółka wyraźnie informowała, że nie ma żadnych problemów z zaopatrzeniem w gaz, a produkcja odbywa się bez zakłóceń.
Ograniczenia w dostawach dla Puław okazały się przejściowe. Spółka poinformowała o tym już jednak po sesji. Ostatecznie zarówno akcje Puław, jak i Polic wczoraj potaniały, pierwsze o 1,1%, do 54 zł, drugie - o 1,2%, do 8,2 zł. PGNiG wybroniło się i na zamknięciu jego papiery kosztowały tyle samo, ile na ostatniej grudniowej sesji, czyli 3,47 zł.
Stabilizację sytuacji w Polsce ma zapewnić także zwiększenie tranzytu surowca przez Białoruś. - Białoruski system przesyłowy jest przygotowany do podawania większej ilości gazu, ale musi go mieć. Czekamy na zgodę tamtej strony (Rosji - red.), żeby można było skorzystać z takiej możliwości - powiedział minister. 2/3 gazu przesyłanego przez PGNiG trafia do odbiorców instytucjonalnych. Najwięksi z nich to firmy chemiczne i grupa Orlen.
Minister Woźniak przyznał, że pierwsze kroki, aby wrócić do pomysłu importu gazu z Norwegii, już wykonał rząd.
Przypomnijmy, że pięć lat temu Polska podpisała z norweskim koncernem Statoil kontrakt o wartości 11 mld USD na dostawę gazu z Norwegii. Jednak nie wszedł on w życie, gdyż z jego realizacji wycofał się rząd Leszka Millera. Rosyjski monopolista gazowy Gazprom przyznał wczoraj, że ograniczając dostawy surowca na Ukrainę, zmniejszył także przesył tranzytowy do Europy - podała agencja Interfax-Ukraina. Przedstawiciele spółki zapewnili, że dzisiaj wieczorem dostawy wrócą do normalnego poziomu. Jednocześnie koncern poinformował, że wysłał dodatkowe 95 mln m3 gazu do Europy, gdzie kilka krajów zasygnalizowało zakłócenia w dostawach.
Reuters
Bartłomiej Mayer