Co się stało ze złotym?

Znaczące wahania na rynku walutowym nie są jedynie wirtualnymi wykresami zmian i tendencji, ale zjawiskiem całkiem realnym, dotykającym każdego z nas. Nawet jeśli na co dzień nie mamy z walutami do czynienia.

Główny wpływ na zachowania rynku walutowego ma wysokość stóp procentowych oraz sytuacja gospodarcza i polityczna. W ostatnich tygodniach byliśmy obserwatorami wielu desperackich decyzji władz monetarnych.

Nawet taka potęga gospodarcza, jaką są obecnie Chiny, zdecydowała się na ochronę przed spekulantami, jednocześnie pobudzając gospodarkę globalną poprzez obniżkę stóp procentowych (30.10.2008). Podobnie zachowały się Stany Zjednoczone (główna stopa referencyjna wynosi tylko 1 proc.) a nawet Japonia (obniżając 31.10.2008 i tak już marginalny poziom stóp z 0,5 do 0,3 proc.). Przypadek Japonii jest interesujący, gdyż obniżka stóp procentowych spowodowała duży spadek indeksu NIKKEI225 (o 5,01 proc.). Na rynku walutowym również zaszło ostatnio sporo zmian - począwszy od olbrzymiej deprecjacji polskiego złotego i węgierskiego forinta, na aprecjacji japońskiego jena kończąc.

Reklama

"Czarny tydzień" inwestorów

Przedostatni tydzień października b.r. został szybko okrzyknięty przez analityków mianem "czarnego tygodnia", ponieważ zaowocował bardzo nerwowymi decyzjami panikujących inwestorów. Zaczęło się od impulsywnych wydarzeń w poniedziałek 20 października, kiedy to warszawski indeks giełdowy dla największych spółek rozpoczął notowania od dodatniego, 2,5-procentowego otwarcia, by zakończyć je na poziomie minus 0,01 proc., nie dając tym samym rady obronić poziomu 1800 punktów.

Sytuacja w Stanach Zjednoczonych przedstawiała się tego dnia obiecująco - sesja zakończyła się ponad 4-procentowymi wzrostami. Wtorek kontynuował dobre nastroje za oceanem i zakończył się wzrostami również na Giełdzie Papierów Wartościowych w Warszawie.

Słabnący złoty

Jeszcze ciekawszym wydarzeniem było znaczące, siedmiogroszowe osłabienie polskiej waluty względem wiodących walut światowych. Główną ofiarą finansowego tsunami, jakie przeszło nad Europą Środkowo-Wschodnią 22 października, stały się Węgry. Aby ratować sytuację forinta Magyar Nemzeti Bank dokonał niespodziewanej, bardzo wysokiej, jednorazowej podwyżki stóp procentowych o 300 punktów bazowych (do poziomu 11,5 proc.). Był to główny czynnik, który osłabił polską walutę.

Ale nie tylko Budapeszt był miejscem, na które zwrócone były oczy całego świata. Środa 22 października 2008 r. może być z powodzeniem nazwana czarną środą, za sprawą gwałtownych spadków na giełdach światowych (otwarcie w USA dużymi stratami: indeks DJIA -5,69 proc., NASDAQ -4,77 proc., S&P500 -6,1 proc.), w tym również na giełdzie polskiej (WIG20 spadł o 7,6 proc. do poziomu 1683,66 pkt.). Większość inwestorów, analityków oraz ekonomistów oczekiwało finansowej odwilży następnego dnia.

W czwartek zamiast odwilży faktem stała się kontynuacja ogromnej przeceny złotego, któremu nie pomogły ani lepsze niż przewidywano dane z GUS o obniżce bezrobocia do poziomu 8,9 proc., ani też zgodne z oczekiwaniami dane o sprzedaży detalicznej. Przecenę tę można z powodzeniem nazwać paniką, gdyż polska waluta straciła wciągu kilku zaledwie godzin 14 groszy do dolara (spadając do poziomu 3,11 zł), prawie 20 groszy do euro (zbliżając się do poziomu 4 zł), a w przypadku franka szwajcarskiego osiągając poziom 2,64 zł. Odbiło się to także na GPW, której główny indeks tracił na zakończenie sesji 4 proc., ustanawiając niechlubny poziom 60 proc. szczytu hossy.

Kończący ten fatalny tydzień na rynkach finansowych piątek 24 października to 79. Rocznica Czarnego Czwartku z 1929 r. Psychologiczne obawy o powtórkę z historii niestety sprawdziły się.

Ofiara spekulacji

Na rynku pojawiły się coraz liczniejsze opinie, że złotówka uległa atakowi spekulacyjnemu, gdyż ani węgierski forint, ani czeska korona nie doświadczyły tak dużej deprecjacji. Spekulacja ta nie wywołała jednak reakcji NBP. Giełdy światowe - począwszy od Japonii, przez Europę (w tym i Polskę), a na Stanach Zjednoczonych kończąc - wciąż znacząco traciły na wartości. Powagi sytuacji dodało zawieszenie notowań giełdy rosyjskiej (24.10.2008). Waluta każdego kraju stanowi kluczowy element systemu finansowego.

Pieniądz ma spełniać podstawową funkcję, jaką jest miernik wartości dóbr i usług. Polski złoty wciągu zaledwie kilku dni stracił kilkanaście punktów procentowych w stosunku do głównych walut światowych. Taka sytuacja nie jest normalnym zachowaniem rynku. Ciężko także mówić tutaj tylko i wyłącznie o zwykłej ucieczce kapitału zagranicznego z regionu Europy Środkowo-Wschodniej i jego powrocie do Stanów Zjednoczonych.

Prezes NBP Sławomir Skrzypek słusznie uspokaja, że obecna sytuacja makroekonomiczna nie uzasadnia osłabienia złotego a dobra kondycja gospodarki polskiej sprzyjać będzie powrotowi kursu do poziomu wynikającego z czynników fundamentalnych. Opinia Ministerstwa Finansów jest podobna: - Osłabienie złotego nie ma podstaw fundamentalnych. Sytuacja makroekonomiczna Polski jest bardzo korzystna. Tempo wzrostu PKB przekracza 5 proc., bezrobocie spadło poniżej 9 proc., a inflacja powróciła do trendu spadkowego.

Sytuacja budżetu jest dobra, co pozwala mu na realizację niższego niż planowano deficytu budżetowego. W ocenie MF, osłabienie złotego wynika z czynników globalnych i ma charakter przejściowy - oświadczyła podsekretarz stanu w MF Katarzyna Zajdel-Kurowska. Niestety, dla działań spekulacyjnych połączonych z ogólną paniką wśród inwestorów fakty ekonomiczne rzadko mają znaczenie.

Owoce deprecjacji

Dzisiejszy kryzys finansowy nie jest tak naprawdę kryzysem wynikającym z sytuacji makroekonomicznej. Jest raczej kryzysem zaufania. Banki zaprzestały pożyczania sobie pieniędzy i ograniczyły działalność kredytową. Sytuacja ta dotknęła niestety także banki polskie, które błyskawicznie wycofały się z finansowania 100 proc. i więcej zakupu lub budowy nieruchomości.

Kryzys pogłębia się, gdyż spółki potrzebują pieniędzy, więc ratując swoją płynność wobec jednoczesnych ograniczeń kredytowych, pozbywają się najłatwiejszych do zbycia aktywów czyli akcji, powodując samonakręcającą się spiralę wyprzedażową na giełdach papierów wartościowych. Możemy się spodziewać określonych skutków gospodarczych tak gwałtownego osłabienia polskiej waluty. Deprecjacja przekształcająca się w recesję musi mieć uzasadnienie w warunkach makroekonomicznych. Jeśli zatem w Polsce występuje wzrost gospodarczy na poziomie ok. 5 proc., a poziom bezrobocia spadł poniżej 9 proc., to wysoce nieuzasadnionym jest spodziewać się, że wzrost gospodarczy w przyszłym roku wyhamuje do zera, a bezrobocie nagle podwoi się.

Bardziej prawdopodobnym jest obniżenie dynamiki wzrostu PKB o pewien stopień. Taka sytuacja będzie jednoznaczna z tym, że polskie spółki będą w dalszym ciągu się rozwijały, a zatem będą potrzebowały kapitału, co powinno doprowadzić do poprawienia się sytuacji na warszawskiej giełdzie w horyzoncie najbliższych sześciu miesięcy. Deprecjacja złotówki przyjdzie z pomocą polskim eksporterom, jednak dla gospodarki jako całości może okazać się wiadomością fatalną w skutkach. Słaby złoty nie jest wskazany dla importu, a zatem w krótkim czasie mogą wzrosnąć ceny dóbr sprowadzanych zza granicy - od ubrań począwszy, poprzez samochody, na surowcach niezbędnych do produkcji kończąc.

Taka sytuacja może w dłuższej perspektywie oznaczać wzrost inflacji, a to już dla gospodarki poważny problem. Innym, wcale nie mniej groźnym w skutkach zjawiskiem, jest zwiększenie wysokości rat dla kredytów zaciągniętych w obcej walucie. Może to mieć niebagatelne znaczenie, zwłaszcza że w ostatnich latach w Polsce znakomita większość kredytów hipotecznych udzielana była we frankach szwajcarskich. Osłabienie złotego w stosunku do franka szwajcarskiego w ostatnich miesiącach wyniosło ponad 30 proc., zatem należy spodziewać się wzrostu wysokości raty kredytowej (choć niekoniecznie w takiej samej wysokości).

Wzrost raty o kilkaset złotych niewątpliwie spowoduje ograniczenie wydatków na konsumpcję w domowym budżecie. A globalny poziom konsumpcji wszystkich gospodarstw domowych ma znaczący wpływ na całą gospodarkę i jego ograniczenie może znacząco przyczynić się do spowolnienia gospodarczego. Potrzebna jest jednak weryfikacja, dla jakich gałęzi gospodarki słaba polska waluta jest korzystna, a dla jakich bardziej korzystny jest mocny złoty. Taką możliwość globalnego spojrzenia na gospodarkę jako całość posiada Narodowy Bank Polski.

Euro-uspokojenie

Nie ma jednak sytuacji bez wyjścia. Wielu ekonomistów twierdzi, że skutki obecnego kryzysu finansowego i zawirowania na rynku złotego mogłyby być mniejsze, gdyby Polska należała do strefy euro. Wydarzeniem mogącym zatrzymać falę wyprzedaży złotówki i spowodować jej szybkie umocnienie, może być polityczna informacja o przyjęciu przez polski rząd planu przyjęcia europejskiej waluty. Jednak niefrasobliwie zmienne zachowanie głowy państwa zahamowało już następnego dnia odrabianie strat złotego.

Ekonomiści i analitycy mówią jednym głosem, iż euro jako wspólna waluta zdecydowanie pomogłaby zniwelować skutki kryzysu. Można nie mieć zaufania do niczyich głosów, jednak przykład bardzo bliskiego sąsiada - Słowacji - miażdżąco przyznaje im rację. Mimo, że nieporównywalnie mniejsza Słowacja posiada gorsze wskaźniki makroekonomiczne, globalny kryzys finansowy pozostawił ją niemalże nietkniętą - w przeciwieństwie do Polski czy Węgier. Znikome spadki na giełdzie, właściwie niezmienione poziomy wymiany korony słowackiej w stosunku do euro czynią gospodarkę słowacką odporną na globalne zawirowania (patrz tabela).

Statystyki jasno pokazują jak zachowują się gospodarki krajów będących w strefie euro i do nich pretendujących. Należy jednak zwrócić szczególną uwagę na skutki ataku spekulacyjnego na złotówkę. Każdy gwałtowny skok w kursach wymiany walut niemal zawsze jest sygnałem, że w krótkim czasie sytuacja będzie się odwracała. Przy tak gwałtownej deprecjacji złotego pewne jest, że złotówka umocni się do poziomu wynikającego z fundamentów gospodarki polskiej, choć z całą pewnością dynamika odrabiania strat będzie wolniejsza.

Wizja wejścia Polski do strefy euro wciągu kilku lat determinuje również decyzje Rady Polityki Pieniężnej, zmierzające do osiągnięcia celu inflacyjnego przy jednoczesnym utrzymaniu wysokiego poziomu wzrostu gospodarczego. Nie można zapominać jednak, że gra spekulacyjna nie jest wstanie w prosty sposób znacząco zaingerować w mocne fundamenty gospodarki polskiej.

Stanisław Kaszuba

Uniwersytet Mikołaja Kopernika w Toruniu

Nasz Rynek Kapitałowy
Dowiedz się więcej na temat: kryzys | waluta | złoty | waluty | osłabienie | skutki
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Finanse / Giełda / Podatki
Bądź na bieżąco!
Odblokuj reklamy i zyskaj nieograniczony dostęp do wszystkich treści w naszym serwisie.
Dzięki wyświetlanym reklamom korzystasz z naszego serwisu całkowicie bezpłatnie, a my możemy spełniać Twoje oczekiwania rozwijając się i poprawiając jakość naszych usług.
Odblokuj biznes.interia.pl lub zobacz instrukcję »
Nie, dziękuję. Wchodzę na Interię »