Dług dusi spółki
Ponad połowa firm notowanych na warszawskiej giełdzie zwiększyła w ciągu zeszłego roku poziom zadłużenia - wynika z obliczeń PARKIETU. Jest to efekt coraz większej liczby upadających przedsiębiorstw i rosnących zatorów płatniczych.
- Coraz mniej firm reguluje swoje zobowiązania w terminie. W polskiej gospodarce
mamy do czynienia z błędnym kołem, w które wpadają również uczciwi przedsiębiorcy - powiedział Arkadiusz Protas, dyrektor biura ds. interwencji oraz członek zarządu Business Centre Club, organizacji zrzeszającej ponad 1200 firm.
Postępowanie układowe, czyli oddamy najwyżej połowę
Receptą dla spółek znajdujących się w kłopotach finansowych jest otwarcie postępowania układowego z wierzycielami. W ten sposób redukują swoje zobowiązania często nawet o połowę. Firmy proponują wierzycielom wypłatę części środków, część natomiast jest rozkładana na kilka lat. Zazwyczaj najbardziej poszkodowane są mniejsze firmy, znajdujące się na końcu piramidy płatności.
Obecnie ponad 10 spółek giełdowych znajduje się w trakcie postępowania układowego albo właśnie złożyło wniosek o jego otwarcie. Do tego grona należą m.in. Elektrim oraz Netia, uważane do niedawna za filary warszawskiej GPW.
Rosnące zobowiązania były widoczne zarówno w raportach jednostkowych, jak i skonsolidowanych. W przypadku aż około 30 firm narastającym zobowiązaniom towarzyszył spadek wartości aktywów.
Nieco bardziej optymistyczny wydaje się fakt, że około 60 spółek zanotowało w zeszłym roku spadek zarówno krótko-, jak i długoterminowego zadłużenia. Optymizm ten jednak maleje, gdyż okazuje się, że towarzyszył temu spadek wartości posiadanych przez te firmy aktywów. Oznacza to bowiem najczęściej, że spółki obniżają swoje zadłużenie wyprzedając część majątku. Pozbawiają się w ten sposób możliwości rozwoju w przypadku poprawy kondycji.
Spadek aktywów, choć jest widoczny w sprawozdaniach jednostkowych, znacznie bardziej zauważalny jest w raportach skonsolidowanych. Spółki-matki w czasie dekoniunktury pozbywają się firm, często nie związanych z ich podstawową działalnością. Za środki uzyskane ze sprzedaży regulowana jest część zobowiązań.
Regres w budownictwie
Zeszły rok okazał się słaby dla firm budowlanych. Ich zarządy coraz częściej muszą poszukiwać sposobów na rozwiązanie problemu rosnącego zadłużenia. W przypadku wielu firm wzrostowi zobowiązań towarzyszył spadek wartości posiadanego majątku. Dotyczyło to głównie mniejszych przedsiębiorstw, znajdujących się na końcu łańcucha inwestor - generalny wykonawca - podwykonawca.
- W sektorze budowlanym mieliśmy do czynienia z istotnym ograniczeniem liczby zleceń. W takiej sytuacji analiza warunków zleceń podwykonawczych, w tym warunków płatności, często odchodzi na dalszy plan. Stąd już tylko krok do powstania zatorów płatniczych - powiedział PARKIETOWI Arkadiusz Skowroń, analityk DM BZ WBK.
Aktywna polityka akwizycyjna prowadzona w minionym roku to powód znacznego zwiększenia zadłużenia niektórych firm farmaceutycznych, przede wszystkim Orfe i Farmacolu. W obu przypadkach spółki te powiększyły wartość posiadanych aktywów, zwiększając wartość zaciągniętego długu. Zadłużenie krótko- i długoterminowe Orfe w raporcie jednostkowym wzrosło z 268 mln zł na koniec 2000 r. do 335 mln zł na koniec minionego roku. Firmy handlujące farmaceutykami borykały się w dodatku z pogorszeniem sytuacji finansowej aptek oraz wzrostem konkurencji, co wiązało się z większym zapotrzebowaniem spółek na środki obrotowe.
Stan zobowiązań zwiększyła w zeszłym roku zdecydowana większość firm działających w branży spożywczej. Najbardziej widoczne było to w przypadku dwóch firm browarniczych - Okocimia i Strzelca oraz Morlin.
Lepiej w przemyśle lekkim oraz telekomunikacji
Zeszły rok, mimo powszechnych obaw, nie był najgorszy dla firm operujących w branży lekkiej. Co prawda w większości przypadków wzrosło zadłużenie spółek, jednak bardzo rzadko towarzyszył temu spadek wartości aktywów. Największy przyrost zobowiązań skonsolidowanych miał miejsce w przypadku Novity (zwiększyły się z 39 mln zł do 60 mln zł), jednak majątek firmy wzrósł w tym czasie o 10%.
Spadek wartości aktywów (o 30%) przy wzroście zadłużenia (o 20%) dotknął właściwie tylko znajdujący się poważnych tarapatach Łukbut.
W zeszłym roku zmalało zadłużenie spółek telekomunikacyjnych. Wyjątkiem okazał się Elektrim, którego zobowiązania wzrosły z 0,9 mld zł w 2000 r. do przeszło 3 mld zł na koniec ub.r. Praktycznie nie zmieniły się natomiast zobowiązania przeżywającej kłopoty Netii. Towarzyszyła temu jednak znaczna zniżka wartości jej aktywów (z przeszło 5 mld zł do niecałych 4 mld zł).
Czasami wzrost zadłużenia może być korzystnie odebrany przez analityków. Tak było w przypadku Świecia, które stan swoich zobowiązań powiększyło czterokrotnie. Jest to wynik zaciągniętego przez spółkę kredytu na wypłatę ponad 400 mln zł dywidendy za zeszły rok. W przypadku tej spółki zmniejszył się udział finansowania kapitałem własnym (z ok. 80% do ok. 50%), co pozwala na uzyskiwanie wyższej stopy zwrotu z zainwestowanych przez akcjonariuszy środków.
Przyszłość zależy od koniunktury i polityków
Rozwiązanie problemów płatniczych to przede wszystkim kwestia poprawy koniunktury. W przypadku zwiększenia liczby zamówień i wzrostu popytu konsumpcyjnego, firmy powinny automatycznie otrzymywać szybciej zapłatę za usługi i towary.
Przedsiębiorcy twierdzą jednak, że obecna sytuacja nie wynika tylko z pogorszenia sytuacji finansowej polskich firm. W praktyce bowiem niepłacenie jest wykorzystywane przez sprytnych przedsiębiorców, których sytuacja finansowa pozwala na bieżące regulowanie zobowiązań, jednak brak kar grożących za ten proceder, zachęca do jego stosowania.
W styczniu bieżącego roku weszła w życie ustawa, która miała ograniczyć rosnące zatory płatnicze. Zgodnie z jej zapisami wierzycie mogą zażądać od dłużników odsetek ustawowych. - W praktyce jest to martwy zapis. Jeżeli dostawca np. supermarketu zażąda odsetek od przeterminowanych należności, może się liczyć z tym, że straci kontrakt - zaznaczył Arkadiusz Protas z BCC.
Życie pokazuje, że ustawa słabo chroni interesy wierzycieli. Nie oznacza to jednak, że nie ma sposobów na poprawę sytuacji. Według A. Protasa, jednym z nich byłoby wprowadzenie zakazu zaliczania do kosztów uzyskiwania przychodu płatności przed jej faktycznym dokonaniem. Obecnie bowiem, po upływie terminu zapłaty firmy, nawet jeżeli jeszcze nie zapłaciły, mogą zaliczyć w koszt uzyskania przychodu kwotę usługi czy towaru.
Istotną poprawę sytuacji mogłoby przynieść również zlikwidowanie absurdu podatkowego, z jakim mają obecnie do czynienia polscy przedsiębiorcy. - W tej chwili firmy muszą płacić wszystkie podatki od wirtualnych pieniędzy. W ten sposób podatnik jest podwójnie obciążany - przez firmy zalegające z zapłatą oraz przez urzędy skarbowe - twierdzi A. Protas. Na zmianę niedorzecznych przepisów musieliby się jednak zgodzić m.in. ministrowie finansów i gospodarki.