Droga PKE na giełdę będzie wyboista

PKE ma wkrótce trafić na giełdę. Tymczasem restrukturyzacja jest w lesie, a MSP nie zdecydowało nawet, w jakiej grupie będzie działał koncern.

PKE ma wkrótce trafić na giełdę. Tymczasem restrukturyzacja jest w lesie, a MSP nie zdecydowało nawet, w jakiej grupie będzie działał koncern.

Nieco ponad 84 mln zł wynosi, według Jana Kurpa, szefa Południowego Koncernu Energetycznego (PKE), ubiegłoroczny zysk spółki. Przychody przekroczyły w 2003 r. 3,5 mld zł, co oznacza rentowność netto na poziomie 2,4 proc. Jak na spółkę, która - według ministra skarbu - wkrótce ma trafić na giełdę, to słabo. Ale Jan Kurp jest innego zdania.

- Uważam, że należy nas porównywać nie tylko ze spółkami giełdowymi, ale też z firmami energetycznymi. Na ich tle wypadamy znacznie lepiej - uważa prezes.

Wprawdzie w zestawieniu z elektrowniami sprywatyzowanymi z udziałem inwestorów strategicznych, jak Rybnik (EDF/EnBW) czy Połaniec (Electrabel), finansowe osiągnięcia PKE nie są zbyt imponujące. Jednak zdaniem Jana Kurpa, to jedynie efekt wolniejszej amortyzacji majątku i odmiennej struktury.

Reklama

Jasny sygnał

- W skład PKE wchodzi osiem podmiotów o bardzo różnej kondycji. Gdybyśmy porównali Rybnik czy Połaniec z najlepszą elektrownią koncernu - Jaworznem III - nasza spółka wypadłaby znacznie lepiej. Ale w grupie są też bardzo słabe elektrownie, jak Halemba czy Blachownia. Mamy doskonałe rozeznanie w zakresie potrzeb wewnętrznej restrukturyzacji. Dlatego, mając na uwadze zbliżający się debiut giełdowy, chcemy dać potencjalnym inwestorom jasny sygnał, jaka jest nasza aktualna sytuacja i co zamierzamy zrobić w przyszłości. Jednak, żeby dokonać restrukturyzacji, potrzebujemy pieniędzy. Publiczna emisja akcji może nam zapewnić przynajmniej część środków - przekonuje szef PKE.

Przerost czy potencjał?

Prezes PKE nie przewiduje szybkiej redukcji zatrudnienia. Do 2006 r. ma odejść (głównie na emerytury) około 700 z 6400 pracowników zatrudnionych w samym koncernie, a 13400 - w całej grupie kapitałowej. To poziom znacznie wyższy niż w sprywatyzowanych elektrowniach, ale Jan Kurp nie widzi konieczności gwałtownych zmian.

- Koszty pracy to zaledwie 10 proc. ogólnych kosztów. Nie ma sensu mówić o przeroście zatrudnienia. Lepiej skoncentrować się na bardziej efektywnym wykorzystaniu tego potencjału. Mamy do spełnienia misję. Powinniśmy dawać ludziom pracę i płacić podatki do lokalnej kasy. Wkrótce musimy zacząć przyjmować i szkolić młodych ludzi, bo kadra nam się starzeje i niedługo nie będzie miał kto obsługiwać urządzeń. Oszczędności możemy szukać gdzie indziej - uważa prezes.

W tym roku spółka okroiła o 12 proc. budżety remontów i pozostałych kosztów. To jednak w skali koncernu niezbyt dużo.

- Zaoszczędzimy 25 mln zł. O taką kwotę powinien być wyższy nasz tegoroczny zysk. Chcemy też ograniczać usługi zewnętrzne, co powinno przynieść kolejne oszczędności. Ponadto mamy w planach uporządkowanie grupy kapitałowej. Z ponad 40 spółek zostanie kilkanaście, jednak wychodzić będziemy tylko z tych, w których mamy niewielkie pakiety akcji - jak Energoasekuracja czy Bank Ochrony Środowiska - a pozostałe połączymy - zapowiada Jan Kurp.

Restrukturyzacja = rozbudowa

Wewnętrzna restrukturyzacja w wydaniu PKE ma polegać przede wszystkim na wyłączaniu wyeksploatowanych mocy (600 MW) i zastępowaniu ich nowymi. Na początek kosztem 1,7 mld zł ma powstać 460-megawatowy blok w Łagiszy. Na razie spółka nie może zamknąć finansowania projektu.

- Ale sygnały płynące z ministerstwa skarbu o planowanym powiązaniu PKE z dystrybutorami energii w ramach dużej grupy kapitałowej są bardzo pozytywnie odbierane przez banki - zaznacza Jan Kurp.

Niepewna przyszłość

Docelowa struktura, w jakiej będzie działać PKE, to istotny czynnik ryzyka, który będą musieli wziąć pod uwagę inwestorzy. Chyba że resort skarbu tym razem się pospieszy i nie tylko przyjmie, ale też wdroży strategię dla koncernu przed debiutem giełdowym.

- Ostrożnie można powiedzieć, że wartość PKE byłaby dwukrotnie wyższa, gdyby funkcjonował w dużej grupie kapitałowej, w której skład wchodziłaby m.in. dystrybucja energii. W obrocie niepublicznym nasze akcje osiągają cenę 8-9 zł, co oznacza wycenę na poziomie 1,3-1,4 mld zł - mówi szef koncernu.

Uważa, że to zdecydowanie za mało. Ale wiarygodnej wyceny PKE będzie można dokonać dopiero po uregulowaniu kwestii kontraktów długoterminowych (KDT), z których pochodzi około 60 proc. przychodów koncernu. To kolejny znaczący element ryzyka dla potencjalnych nabywców akcji PKE.

- Urząd Regulacji Energetyki, kalkulując wstępnie rekompensaty za likwidowane KDT założył, że cena sprzedaży energii u wytwórców wyniesie aż 122 zł za MWh. To nierealne założenie. Dziś trudno nam uzyskać 115-116 zł za MWh - mówi Jan Kurp.

Puls Biznesu
Dowiedz się więcej na temat: restrukturyzacja | skarbu | W Lesie | Jan Kurp
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy
Finanse / Giełda / Podatki
Bądź na bieżąco!
Odblokuj reklamy i zyskaj nieograniczony dostęp do wszystkich treści w naszym serwisie.
Dzięki wyświetlanym reklamom korzystasz z naszego serwisu całkowicie bezpłatnie, a my możemy spełniać Twoje oczekiwania rozwijając się i poprawiając jakość naszych usług.
Odblokuj biznes.interia.pl lub zobacz instrukcję »
Nie, dziękuję. Wchodzę na Interię »