Giełdowa hossa w 2023 roku? Na to liczą inwestorzy indywidualni
Spadek inflacji w USA z 7,7 proc. do 7,1 proc. przyczynił się wczoraj do wzrostu indeksów giełdowych na Wall Street. Z badania przeprowadzonego przez londyńską firmę Finimize wynika, że aż 80 proc. globalnych inwestorów indywidualnych jest zdania, że na rynek wróci hossa wraz z zakończeniem podwyżek stóp procentowych przez Fed, co miałoby nastąpić w maju 2023 roku.
- Nowojorski wskaźnik giełdowy S&P500 od połowy października poszedł w górę o prawie 15 proc.
- Zaskakująco mocny jest także WIG20, który w ciągu ostatnich dwóch miesięcy wzrósł z 1360 do 1784 punktów, a w ujęciu dolarowym poprawił się o 53 proc.
- Zdecydowana większość globalnych inwestorów indywidualnych spodziewa się hossy w 2023 roku, a aż 64 proc. stawia na spółki z sektora Big Tech - Apple, Microsoft, Google i Meta
- Niektórzy analitycy ostrzegają, że inwestorzy zaczęli przedwcześnie świętować koniec bessy. Zagrożeniem dla giełd może być recesja i topniejące zyski firm
Wtorkową sesję na Wall Street wszystkie najważniejsze indeksy zakończyły wyraźnymi wzrostami. Spełniają się oczekiwania giełdowych optymistów, że inflacja w Stanach Zjednoczonych będzie spadać, a Fed obierze łagodniejszy kurs w polityce monetarnej. Inflacja konsumencka cofnęła się z 7,7 proc. w październiku do 7,1 proc. w listopadzie, choć spodziewano się wyniku na poziomie 7,3 proc. Kilka dni wcześniej ogłoszono, że inflacja producentów w USA spadła z 8,1 proc. do 7,4 proc.
BIZNES INTERIA na Facebooku i jesteś na bieżąco z najnowszymi wydarzeniami
Najnowsze komentarze przedstawicieli Rezerwy Federalnej (w tym samego prezesa Jerome Powella), a także treść protokołu z ostatniego posiedzenia Fed wyraźnie sugerują, że dojdzie do spowolnienia tempa zacieśniania monetarnego. Przez kilka ostatnich miesięcy stopy procentowe w USA były podnoszone raz za razem o 75 punktów bazowych, teraz spodziewany jest ruch w górę o 50 punktów do przedziału 4,25-4,50 proc.
W tej chwili rynki oczekuje się, że Rezerwa Federalna będzie chciała doprowadzić stopy co najwyżej do poziomu 5 proc. Osiągnie ten cel do połowy przyszłego roku, a następnie obniży stopy do około 4,5 proc. do końca 2023 roku.
Nowojorski indeks giełdowy S&P500 od połowy października wzrósł o prawie 15 proc. Tym samym "byki" ocierają się o poziomy oficjalnie kończące bessę, gdyż wzrost o ponad 20 proc. uznawany jest przez wielu ekspertów nie za korektę, a za zmianę trendu na wzrostowy. Bessa nadal opisuje tegoroczne notowania na Wall Street, gdyż teraz S&P500 ma wartość 4019 punktów, a na początku roku był na poziomie 4800.
Zaskakująco mocny jest także WIG20, który w ciągu ostatnich dwóch miesięcy wzrósł z 1360 do 1784 punktów (wczoraj zyskał 1,7 proc). W dodatku, w trakcie wtorkowej sesji nasz główny indeks przekroczył na moment poziom 1800 punktów, po raz pierwszy od 9 czerwca. W ujęciu dolarowym WIG20 od połowy października wzrósł aż o 53 proc., choć licząc od początku roku traci 27 proc.
W finansach znane jest powiedzenie “kupuj tanio, sprzedawaj drogo" i właśnie z takiego założenia wychodzą inwestorzy indywidualni, którzy wzięli udział w badaniu londyńskiej firmy Finimize. Ankietowane były osoby, które w tym roku kupowały akcje na kolejnych "dołkach" i nie chcą odejść z rynku z pustymi rękoma.
W badaniu wzięło udział ponad 2 tysiące inwestorów detalicznych z Europy, Azji i Stanów Zjednoczonych. W przyszłym roku zaledwie 1 proc. respondentów planuje sprzedać posiadane akcje. Zdecydowana większość, bo aż 80 proc. uważa, że wraz z zakończeniem podwyżek stóp procentowych przez Fed (co miałoby nastąpić w maju 2023 roku) na rynek wróci hossa.
Nawet gdyby rynek giełdowy w USA miał osiągnąć dno na początku przyszłego roku, to - zdaniem ankietowanych - 6 miesięcy później sytuacja będzie dużo lepsza. W przypadku dalszej wyprzedaży na Wall Street aż 65 proc. inwestorów zamierza trzymać dotychczasowe pozycje, a 29 proc planuje powiększyć swoje portfele.
Większość inwestorów (72 proc.) ma zamiar w przyszłym roku wspierać akcje pojedynczych podmiotów, z czego 64 proc. preferuje marki z sektora Big Tech, takie jak Apple, Microsoft, Google i Meta. To właśnie te spółki typowane są na największych wygranych kolejnej hossy. Ciągle są uznawane za relatywnie bezpieczne obiekty inwestowania, a większość z nich wypłaca dywidendy.
Jednak ponad połowa (55 proc.) ankietowanych stwierdziła, że obecny czas nie sprzyja dużym inwestycjom, gdyż największym problemem społecznym są rosnące koszty życia. Sporo, bo 28 proc. inwestorów obawia się dalszego wzrostu stóp procentowych i obciążeń z tytułu zaciągniętych pożyczek.
Co ciekawe, mimo tegorocznych dwóch czarnych łabędzi (Terra i FTX) aż 38 proc. inwestorów detalicznych planuje spróbować swoich sił w branży kryptowalut. Czekają tylko aż uspokoi się sytuacja po upadku giełdy kryptowalutowej FTX Sama Bankmana-Frieda. Największe kontrowersje budzi przyszła cena bitcoina, która według 56 proc. powinna w 2023 roku rosnąć i przebić tegoroczne poziomy. Z kolei 44 proc. badanych stawia na dalszą wyprzedaż największej kryptowaluty, a 58 proc. inwestorów chętnie wyłożyłoby pieniądze na aktywa cyfrowe, gdyby były one bardziej regulowane.
Jeśli szczyt inflacji w Stanach Zjednoczonych był notowany na początku jesieni - a wiele na to wskazuje - to giełdowi optymiści mogą mieć sporo racji. Alec Young, główny analityk inwestycyjny w MAPsignals przypomina, że rynek giełdowy zazwyczaj radzi sobie bardzo dobrze w ciągu 12 miesięcy po osiągnięciu szczytu inflacji.
Oppenheimer Asset Management - firma zarządzająca aktywami - w swojej prognozie lokuje S&P500 w 2023 roku na poziomie 4400 punktów. Byłby to wynik "w połowie drogi" między stanem obecnym (4019), a wartością z początku tego roku (4800).
John Stoltzfus, główny analityk inwestycyjny w Oppenheimer Asset Management, twierdzi, że amerykański rynek akcji wygląda na gotowy do wybicia w 2023 roku. Potencjalny rajd Wall Street zostanie wsparty przez spadającą inflację i perspektywy ponownego otwarcia gospodarki chińskiej.
Ekspert oczekuje, że Chiny "odniosą pewien sukces" poprzez poluzowanie swojej rygorystycznej polityki zero-covid. Miasta w całych Chinach wycofały się właśnie z niektórych wymogów dotyczących testów i kwarantanny w związku z masowymi protestami ludności. - Podejście Chin do kwestii zakażeń koronawirusem zaszkodziło drugiej co do wielkości gospodarce świata. Opóźniło to również proces rozwiązywania problemów związanych z zakłóceniami w łańcuchu dostaw, które stanowiły wyzwanie dla partnerów handlowych Chin na całym świecie - skomentował John Stoltzfus.
Analityk Oppenheimer Asset Management podkreśla jednak, że w przyszłym roku nowych zagrożeń może być sporo. Negatywny wpływ na globalny łańcuch dostaw miałyby dalsze blokady covidowe w Chinach, wtargnięcie Pekinu na Tajwan oraz pogorszenie sytuacji w związku z przeciągającym się atakiem Rosji na Ukrainę. Kolejnym czynnikiem ryzyka są również ewentualne cięcia produkcji ropy przez kartel OPEC+.
Pełen obaw jest Mike Wilson, główny analityk Morgan Stanley. Jak twierdzi, niektórzy inwestorzy zaczęli przedwcześnie świętować koniec bessy. - Moim zdaniem, właśnie kończy się prawie dwumiesięczne odbicie na rynkach giełdowych. Kryzys dopiera się zaczyna i w 2023 roku akcje odczują go najmocniej, między innymi przez topniejące zyski spółek. Trend spadkowy z początku roku pozostaje w mocy - oświadczył Wilson.
Wielu analityków rynku akcji z Morgan Stanley, Bank of America i Deutsche Bank sugeruje, że S&P500 może spaść w przyszłym roku nawet do poziomu 3000 punktów. Ekspertka inwestycyjna Bank of America, Savita Subramanian twierdzi, że podstawowym scenariuszem jest "płaski" rok na rynku, ponieważ inwestorzy będą zmagać się prawdopodobnie z recesją, uporczywie wysoką inflacją i ryzykiem płynności wynikającym z polityki redukcji bilansu Rezerwy Federalnej.
Także fundusz BlackRock w ciemnych barwach widzi 2023 rok, wskazując na wciąż wysokie wyceny spółek nie w pełni odzwierciedlające skalę recesji, która czeka gospodarkę. Analitycy funduszu widzą liczne zagrożenie płynące z efektów wysokich podwyżek stóp, prawdopodobnego kryzysu rynku nieruchomości, ograniczonych inwestycji przedsiębiorstw, spadku oszczędności Amerykanów oraz utrzymującego się pesymizmu członków zarządów spółek. Co więcej, BlackRock ocenia, że epoka trwającego niemal 40 lat stabilnego wzrostu cen akcji oraz niewielkiej inflacji dobiegła końca, a świat wszedł w erę zmienności i niestabilności.
Jacek Brzeski