Giełdowe spółki czekają na reakcję klientów
Po wykryciu pierwszego w Polsce przypadku zachorowania krowy na BSE Unia Europejska chce, abyśmy wprowadzili pełne procedury zapobiegające rozprzestrzenianiu się tej choroby. Wicepremier Jarosław Kalinowski zapewnia, że nasze mięso jest zdrowe, a spółki giełdowe na razie nie spodziewają się znacznego spadku popytu na wołowinę.
Problemy z BSE mogą mieć przełożenie na wyniki i notowania spółek giełdowych. Na GPW obecne są cztery firmy przetwarzające mięso wieprzowe: Sokołów, Morliny, Beef-San i Pozmeat, z których pierwsze trzy dodatkowo prowadzą ubój wołowy. Wszystkie spełniają unijne procedury kontroli. Ich przedstawiciele zapewniają, że sprzedawane przez nie wyroby są zdrowe.
- Sprzedaż wołowiny w Morlinach stanowi ok. 10% przychodów. Ponad połowa jest eksportowana. Na razie nasi zagraniczni kontrahenci ze spokojem podchodzą do pojawienia się pierwszego przypadku BSE w Polsce. Żadne zamówienie, które będzie realizowane w tym tygodniu, nie zostało anulowane - powiedział PARKIETOWI Przemysław Chabowski, prezes Morlin oraz szef Polskiego Związku Producentów, Eksporterów i Importerów Mięsa. Jego zdaniem, państwo powinno wydać walkę nielegalnym ubojniom, nie przestrzegającym przepisów sanitarno-weterynaryjnych. Z szacunków wynika, że może być ich ok. 2,5 tys., a ich wyroby trafiają głównie na targowiska. Dla porównania, tylko 19 zakładów spełnia wymogi eksportowe do krajów UE.
W Sokołowie obroty wołowiną stanowią ok. 15% przychodów. Jerzy Majchrzak, dyrektor biura zarządu spółki, powiedział, że problemy z BSE nie powinny znacząco wpłynąć na wyniki firmy. - Duże kłopoty mogą mieć małe zakłady - dodał. W przypadku Beef-Sanu ubój wołowy stanowi ok. 15% przychodów. Andrzej Leś, prezes spółki z Sanoka, uważa, że duży spadek popytu na wołowinę może wystąpić dopiero po odnotowaniu kolejnych zachorowań na BSE. Podobnie sądzi Jacek Kinowski, wiceprezes Pozmeatu, firmy, która nie prowadzi uboju wołowego. - Na własne potrzeby kupujemy mięso sprawdzone w certyfikowanych zakładach. Jest to kilka procent surowca, który jest niezbędny do produkcji paru wyrobów - dodał.
Duży spadek popytu na mięso wołowe w Polsce odnotowaliśmy w pierwszych dwóch miesiącach 2001 r. Wpływ na to miała reakcja klientów na rozprzestrzenianie się BSE w krajach Unii Europejskiej. Obroty wołowiną zmniejszyły się wówczas o ok. 60%, a przedstawiciele branży mówili o panice. Później sytuacja powoli zaczęła wracać do normy, choć spożycie wołowiny na jednego mieszkańca w całym 2001 r. spadło o ponad 20% (do 5,5 kg). W związku z problemem BSE mogą skorzystać producenci drobiu, którego spożycie systematycznie rośnie. - Indykpol już od kilku miesięcy w pełni wykorzystuje swoje moce produkcyjne. Białe mięso przez dużą część klientów zaczęło być traktowane jako substytut wołowiny - powiedziała Krystyna Szczepkowska, rzecznik prasowy giełdowej spółki.
Witold Choiński, dyrektor biura PZPEiIM, powiedział PARKIETOWI, że nie powinno już dojść do znaczącego spadku popytu na mięso wołowe w Polsce, ponieważ konsumenci przyzwyczaili się do istnienia BSE. Potwierdzają to pierwsze sondaże w sklepach. - Za wcześnie, by ocenić, czy wykryty przypadek BSE będzie miał wpływ na sprzedaż wołowiny. Na razie nic się nie zmieniło - powiedział PAP Paweł Sambora z działu sprzedaży hipermarketu HIT.
Analitycy giełd towarowych uważają, że pierwsze reakcje na wiadomość o wykryciu w Polsce BSE będą widoczne za kilka dni. Na razie ceny wołowiny są stabilne. - Reakcje krajów importujących polskie mięso są istotne, ponieważ mogą zaowocować spadkami cen mięsa wołowego. U nas nie ma dużej tradycji spożywania tego mięsa. Polska wołowina jest produkowana w nadmiarze - powiedział PAP Dariusz Stawski z biura maklerskiego Agro.
David Byrne, komisarz Unii Europejskiej ds. bezpieczeństwa żywności, powiedział w poniedziałek, że mimo wykrycia w Polsce przypadku choroby szalonych krów, która prawdopodobnie powoduje u ludzi śmiertelną chorobę Creutzfeldta-Jakoba, nie zostaną podjęte nadzwyczajne kroki. Dodał, że już w 2001 r. naukowcy unijni zakwalifikowali Polskę do grupy krajów, w których wystąpienie tej choroby jest prawdopodobne.
Oznacza to, że, aby eksportować mięso do UE musimy stosować specjalny system bezpieczeństwa. D. Byrne podkreślił jednak, że pełne wdrożenie środków zapobiegających rozprzestrzenianiu się choroby szalonych krów ułatwi Polsce członkostwo w Unii.
Jarosław Kalinowski, wicepremier i minister rolnictwa, poinformował, że Polska ma już szczelny system kontroli ubijanych zwierząt w legalnie działających zakładach, o czym świadczy to, że chore mięso nie trafiało na rynek. Wicepremier wyjaśnił, że zgodnie z normami obowiązującymi w UE, wszystkie sztuki bydła powyżej 30 miesiąca życia ubijane w kraju są sprawdzane na obecność BSE. Zaznaczył, że do końca 2002 r. bydło w Polsce będzie miało własne dokumenty identyfikacyjne, co ułatwi walkę z chorobami zwierząt.
Piotr Kołodziej, główny lekarz weterynarii, uspokajał m.in. urzędników unijnych, że każde mięso eksportowane z Polski jest badane laboratoryjnie i ma gwarancję, że nie jest niczym zakażone. - Nie robimy blokady granic, gdyż mięso znajduje się pod kontrolą weterynaryjną. Pobieramy próby, które następnie badane są w laboratoriach. To, co wyjeżdża z Polski, ma naszą gwarancję bezpieczeństwa - są to europejskie certyfikaty - powiedział PAP Piotr Kołodziej, zaznaczając, że nasze procedury są zgodne z unijnymi. Na pytanie, czy może pojawić się więcej krów chorych na BSE, czy też był to odosobniony przypadek, P. Kołodziej stwierdził, "że jest to biologia i trudno jednoznacznie określić". - Problem nie polega na tym, czy będzie kolejny przypadek zakażenia, ale na tym, czy możemy go wykryć - a sądzę, że jesteśmy w stanie to zrobić - dodał.