Giełdzie praskiej grozi upadek

Jeden z czołowych środkowoeuropejskich rynków akcji - giełda praska, znajduje się w poważnym kryzysie i - zdaniem niektórych ekspertów - istnieje prawdopodobieństwo upadku tej instytucji. Przemawiają za tym m.in. opuszczanie Pragi przez czołowych tamtejszych uczestników rynku, malejące obroty oraz fakt, że już od pięciu lat nie odbyła się tam żadna pierwotna oferta sprzedaży akcji (IPO).

Jeden z czołowych środkowoeuropejskich rynków akcji - giełda praska, znajduje się w poważnym kryzysie i - zdaniem niektórych ekspertów - istnieje prawdopodobieństwo upadku tej instytucji. Przemawiają za tym m.in. opuszczanie Pragi przez czołowych tamtejszych uczestników rynku, malejące obroty oraz fakt, że już od pięciu lat nie odbyła się tam żadna pierwotna oferta sprzedaży akcji (IPO).

Jeśli czarny scenariusz dla Pragi się spełni, to alternatywą dla czeskich firm może być ich notowanie na warszawskim parkiecie.

- Ewentualny upadek giełdy w Pradze bardzo źle wpłynąłby na postrzeganie przez inwestorów naszego regionu. Rynek nie lubi próżni. Jeśli jednak do tego dojdzie, to giełda warszawska może zapewnić spółkom z tamtego regionu możliwość finansowania rozwoju za pośrednictwem polskiego rynku kapitałowego. Dzięki nowelizacji ustawy o publicznym obrocie, czeskie akcje bez problemu mogą wejść do obrotu w Warszawie - powiedział wiceprezes GPW Piotr Kamiński.

Reklama

Co oferuje warszawska giełda? Nowoczesny system komputerowy, płynność obrotu i obecność inwestorów zagranicznych. Czeskie akcje mogłyby być bardzo atrakcyjne dla rodzimych inwestorów, szukających alternatywnych sposobów lokowania kapitału. Z informacji PARKIETU wynika, że notowaniami w Warszawie są obecnie zainteresowane dwie czeskie spółki.

Jednym z ostatnich ciosów dla parkietu praskiego była decyzja jednego z najbardziej znanych uczestników tego rynku - holenderskiego ABN Amro, o zaprzestaniu działalności na czeskiej giełdzie. Wcześniej podobny krok poczyniły również trzy mniejsze biura maklerskie. - Obroty na giełdzie znacznie się zmniejszyły w ostatnim czasie i okazało się, że w Pradze jest zbyt mało możliwości, aby udanie prowadzić działalność maklerską - tłumaczył na początku stycznia rzecznik holenderskiej instytucji. Na początku 2001 r. zarejestrowano już tylko 44 uczestników rynku, wobec 71 trzy lata temu. Zdaniem analityków, tendencja spadkowa w tym względzie będzie utrzymywać się także do końca br.

Tymczasem gdy giełda praska rozpoczęła działalność (później niż warszawska czy budapeszteńska, bo dopiero w 1993 r.), była jednym z największych środkowoeuropejskich rynków akcji z prawie 2 tys. spółek, które pojawiły się na niej w efekcie tzw. prywatyzacji kuponowej.

Szybko okazało się jednak, że taki scenariusz tworzenia giełdy jest chybiony. Brak spójnych przepisów rządzących rynkiem i jego mała przejrzystość nie zachęciło bowiem zagranicznych inwestorów do zainteresowania się praską giełdą, a większość lokalnych funduszy inwestycyjnych stworzonych w czasie prywatyzacji znalazło się w rękach miejscowych banków, które wykorzystały te środki w inny sposób (najczęściej do pokrycia swojego zadłużenia).

W efekcie, z giełdy bardzo szybko wycofano ok. 1500 spółek, zaś kolejne znikały ze względu na małą płynność lub też zostały przejęte przez zagranicznych inwestorów strategicznych i również wycofane z rynku. Dziś obrót na praskim parkiecie koncentruje się w zasadzie tylko na kilku spółkach typu blue chip, notowanych w ramach elektronicznego systemu SPAD. Wśród nich znajdują się dwa telekomy (Cesky Telecom i Ceske Radiokomunikace), dwa banki (Komercni Banka i Ceska Sporitelna), potentat energetyczny CEZ, koncern petrochemiczny Unipetrol i czeski oddział amerykańskiego koncernu Philip Morris. - W tych okolicznościach naprawdę trudno skutecznie ustalić skład portfela, nie mówiąc już o dywersyfikacji ryzyka - podkreśla Miroslav Nosal, analityk czeskiego rynku w Merrill Lynch.

Na praskiej giełdzie dominuje przede wszystkim miejscowy kapitał (według Jana Sykory z Wood & Company, 22% rynku kontrolują trzy największe czeskie banki), zaś jakikolwiek napływ spekulantów z zagranicy powoduje duże wahania cen akcji. Obroty na rynku pozostawiają jednak wiele do życzenia. W I kwartale 2000 r. łącznie średnie dzienne obroty wyniosły 14 mln USD, wobec 30 mln USD na parkiecie budapeszteńskim i prawie 100 mln USD w Warszawie.

Ogromnej krytyce poddawany jest zarząd czeskiej giełdy. Jedną z niewielu prób poprawy sytuacji była decyzja z początku 2000 r. o uruchomieniu segmentu rynku dla spółek o dużym potencjale wzrostowym, na wzór niemieckiego Neuer Markt. Dotychczas nie zadebiutowała na nim żadna spółka. Wobec tego ostatnim chyba ratunkiem dla praskiego parkietu jest zbliżająca się prywatyzacja pięciu największych spółek.

Oczekiwanie na ten proces spowodowało już wzrost od początku roku głównego wskaźnika czeskiej giełdy PX 50 prawie o 5% (w 2000 r. spadł on 2,3%). n

Za problemy, z jakimi się boryka praska giełda, trudno winić zarząd tamtejszego parkietu. Po pierwsze, prywatyzacja za pośrednictwem "kuponówki" zupełnie się nie sprawdziła. Po drugie, fiaskiem zakończyła się polityka utrzymywania pod państwowym kloszem czeskich banków. Paradoksalnie, kłopoty południowych sąsiadów to szansa dla GPW. Konsolidacja Pragi i również tracącego na znaczeniu Budapesztu wokół Warszawy jest możliwa. Jeśli udostępnimy końcówki nowoczesnego systemu Warset dla tych rynków, to możliwe jest stworzenie jednej silnej wschodnioeuropejskiej giełdy. Taki partner byłby w przyszłości ważnym i liczącym się ogniwem zachodnioeuropejskiego sojuszu giełd, jakim jest Euronext.

Parkiet
Dowiedz się więcej na temat: upadek | scenariusz | giełdy
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy
Finanse / Giełda / Podatki
Bądź na bieżąco!
Odblokuj reklamy i zyskaj nieograniczony dostęp do wszystkich treści w naszym serwisie.
Dzięki wyświetlanym reklamom korzystasz z naszego serwisu całkowicie bezpłatnie, a my możemy spełniać Twoje oczekiwania rozwijając się i poprawiając jakość naszych usług.
Odblokuj biznes.interia.pl lub zobacz instrukcję »
Nie, dziękuję. Wchodzę na Interię »