Jak "gienio11" kursem manipulował
Fałszywe rekomendacje oraz sfingowane informacje prasowe zaczęły się pojawiać w skrzynkach mailowych i na inwestycyjnych forach dyskusyjnych. KPWiG złożyło pierwsze zawiadomienie do prokuratury o podejrzeniu manipulacji przy wykorzystaniu internetu.
13 października 2005 r. - dzień przed zamianą praw do akcji (PDA) na akcje PC Guard i ich połączeniem ze starymi, notowanymi dotąd osobno, papierami spółki - uczestnik jednej z internetowych list dyskusyjnych opublikował komunikat wydany rzekomo przez agencję Reutera. Od strony graficznej informacja wyglądała tak, jak oryginalna. Zgodnie z nią, Elektrim miał rozważać przejęcie PC Guard. Autor postu posługiwał się nazwą "gienio11". Komunikat wywołał zainteresowanie innych internautów. Ci, którzy nie mieli dostępu do serwisu Reutera, nie mogli jej zweryfikować. Inwestorzy z uwagą śledzili wówczas kurs PC Guard, tym bardziej że różnica w wycenie akcji i PDA sięgała... kilkuset złotych.
Komisja czuwa w sieci
Podejrzanym postem zainteresowała się Komisja Papierów Wartościowych i Giełd. Uznała, że doszło do manipulacji kursem, polegającej na świadomym rozpowszechnianiu za pomocą środków masowego przekazu fałszywych lub nierzetelnych informacji. Grozi za to grzywna do 5 mln zł oraz kara pozbawienia wolności od 3 miesięcy do 5 lat. - Pracownicy naszego Departamentu Analiz i Informacji monitorują listy dyskusyjne inwestorów. Jesteśmy świadomi, że coraz częściej będziemy mieć do czynienia z tego typu sprawami. Podobnie jak i z fałszywymi rekomendacjami rozsyłanymi poprzez maile, których wysyp możemy obserwować na innych rozwiniętych rynkach - mówi Łukasz Dajnowicz, rzecznik KPWiG. - Trzeba pamiętać, że to, co się "wypisuje na czacie", może mieć wpływ na decyzje inwestycyjne innych internautów. Każdy, kto świadomie rozpowszechnia fałszywe i nierzetelne informacje, musi liczyć się z odpowiedzialnością.
Czy znalezienie "gienia11" jest możliwe? - Jak najbardziej. Wielokrotnie identyfikowaliśmy podejrzanych na podstawie śladów pozostawionych przez nich w internecie i w ich komputerach. Oczywiście, jeżeli ktoś pisze posty z kawiarenki internetowej, to sprawa jest o wiele bardziej skomplikowana niż kiedy korzysta z modemu lub stałego łącza. W przypadku sprawy, o której powiadomiła nas Komisja, prowadzimy na razie działania sprawdzające - twierdzi Maciej Kujawski, rzecznik Prokuratury Okręgowej w Warszawie.
Internetowy precedens
Zawiadomienie Komisji w sprawie internetowej manipulacji kursem jest precedensem na naszym rynku. Ale w przeszłości kilkakrotnie podejmowane były próby celowego wprowadzenia w błąd inwestorów za pomocą środków masowego przekazu. W lipcu 1999 r. angielska spółka Celtic Brewery (z siedzibą w Poole) zawiadomiła KPWiG, że ma 5,18% głosów Małopolskiego Browaru Strzelec. Jednak firma taka nie figurowała w brytyjskim rejestrze przedsiębiorstw. Pod numerem telefonicznym podanym przez Celtic Brewery w zawiadomieniu do KPWiG odzywał się dom starców. Strzelec poinformował z kolei, że nie wpłynęło do niego żadne zawiadomienie o nowym akcjonariuszu.
W marcu 2000 r. nieznany inwestor wysłał do kilku redakcji i biur maklerskich rzekomy komunikat Vistuli. Była w nim mowa o bardzo ambitnych planach i dynamicznym wzroście wyników finansowych. Tego samego dnia Vistula zdementowała te rewelacje. W tym samym roku do Bielbawu trafił fax, zgodnie z którym wśród znaczących udziałowców spółki pojawił się J. H. Gierowski. Dane wskazywały na znanego inwestora giełdowego. Spółka opublikowała informację na ten temat, a giełdowi gracze przystąpili do zakupu akcji. PARKIET wytropił jednak, że fax był fałszywką wysłaną z poczty.
Zrobieni w ptasią grypę
Pomysł rozpowszechniania w internecie nieprawdziwych informacji, mających wywołać oczekiwaną zmianę notowań giełdowych spółek, nie jest polskim wynalazkiem. To problem znany od lat m.in. w USA, a do tego celu najczęściej wykorzystywana jest poczta elektroniczna. Spam dotyczący "świetnych" okazji do zakupów na giełdzie trafia zresztą nie tylko do Amerykanów, ale m.in. także na skrzynki pocztowe dziennikarzy "Parkietu". Liczba rozsyłanych maili rośnie lawinowo. SEC, czyli amerykański odpowiednik KPWiG, w zeszłym roku finansowym (trwa do września) otrzymał od inwestorów ponad 600 tys. skarg w tej sprawie. To dwa razy więcej niż rok wcześniej. Technikę określa się jako "pump-and-dump" (napompuj-i-spuść). Oszuści kupują akcje, windując ich cenę, by sprzedać je później z zyskiem, gdy choć garstka inwestorów uwierzy w rewelacje przeczytane w rozesłanych e-mailach. W zeszłym roku naciągacze wykorzystali m.in. niepokój związany z zagrożeniem epidemią SARS i ptasiej grypy. W internetowych "rekomendacjach" pojawiła się informacja, że jedna ze spółek opracowała środek odkażający, zapobiegający rozprzestrzenianiu się wirusów.
Michał Śliwiński, Tomasz Goss-Strzelecki