Najlepszy jest rynek akcji
Peter Bernstein wie o giełdach więcej niż ktokolwiek. Nie oczekuje szybkiego zakończenia obecnego kryzysu. Mimo to uważa, że akcje są najlepszą inwestycją.
89-letni Peter Bernstein, słynny doradca inwestycyjny, autor wielu "kultowych" książek, m.in. "Intelektualnej historii Wall Street", był świadkiem niemal wszystkich zawirowań na rynkach finansowych w XX wieku. Podczas Wielkiego Kryzysu obserwował, jak z ówczesnymi problemami radzi sobie jego ojciec, który był menedżerem finansowym. Niedawno udzielił wywiadu "The Wall Street Journal", w którym odniósł się do aktualnych wydarzeń na rynkach finansowych. Podobnie jak inni ich znawcy, Bernstein ocenia, iż mamy teraz do czynienia z największym kryzysem od czasów Depresji z lat 30. XX wieku. W jego ocenie, nie zakończy się on w tym, ani w przyszłym roku. Potrwa znacznie dłużej. Jako pierwszą z dwóch głównych przyczyn obecnego kryzysu Bernstein uznał nadmierną sekurytyzację. Według niego, banki zbyt chętnie przekształcały wierzytelności w celu sprzedaży i pozbycia się ich z bilansu. Drugim sprawcą obecnego kryzysu jest według Bernsteina trwające przez wiele lat nadmierne zadłużanie się firm i konsumentów.
- Nie wpadniesz w kłopoty jeśli się za bardzo nie zadłużysz - powiedział Bernstein w wywiadzie dla WSJ. - To głównie sprawka funduszy hedgingowych, które nie podlegają prawie żadnej regulacji ze strony rządu, a także ich właścicieli. Ci ostatni dają zarządzającym zbyt dużą swobodę - dodał.
Bernstein ocenia, że długofalowym skutkiem obecnej sytuacji będzie bardzo duża awersja do ryzyka.
- Nie ma możliwości wyjścia z obecnej sytuacji z dużą dynamiką, jak było w przypadku kilku innych kryzysów. Wykres cyklu nie będzie przypominać litery V, ale raczej L, czy płaskie U - twierdzi Bernstein.
Jego zdaniem, inwestorzy będą się kierować w najbliższej przyszłości zasadną: "Jestem za mądry, aby się drugi raz na to nabrać". Podkreśla, że - paradoksalnie - będzie to doskonałe środowisko do inwestowania dla osób, które zdecydują się podjąć większe ryzyko.
- Jestem dzieckiem Depresji i pamiętam jak wyglądała sytuacja na rynkach krótko po zakończeniu II wojny światowej. Trwało wiele lat, zanim pamięć Wielkiego Kryzysu przestała mieć wpływ na proces decyzyjny w biznesie, szczególnie w sektorze bankowym. Myślę, że teraz będzie podobnie - powiedział Bernstein.
W jego ocenie, będzie to dotyczyć także Fed. Podkreślił, że jednym z istotniejszych czynników, jakie wpływają na decyzje inwestycyjne, jest przekonanie, że bank centralny "wie co robić". Według Bernsteina, raczej nie można liczyć, aby taka postawa była możliwa w najbliższym czasie. Pytany, jaki sektor rynku będzie najkorzystniejszy z punktu widzenia inwestycji, odpowiedział, że teoretycznie powinien być to ten, który najmocniej dotychczas ucierpiał, czyli nieruchomości. Uważa jednak, że "czarne chmury" będą się nad nim utrzymywały jeszcze przez długi czas, a to z powodu sposobu finansowania takich inwestycji.
- Myślę, że najlepszy jest rynek akcji. Jeśli sytuacja będzie się poprawiać, giełdy pójdą w górę. Jeśli się pogorszy, spadną. Ale jeżeli jesteś gotów podjąć ryzyko, to jest miejsce dające najwięcej możliwości (...) Jeśli wybierzesz rynek akcji i się pomylisz, możesz zmienić zdanie, bo tam jest duża płynność - powiedział Bernstein.
Pytany o to, jak długo potrwa obecny kryzys odpowiedział, że dłużej niż powszechnie się uważa.
- Ludzie, którzy uważają, że stanie się to w 2009 roku, mylą się. Oczywiście będą momenty wytchnienia. Nic nie porusza się zawsze w jednym kierunku - powiedział.
Bernstein uważa, że sygnał zmiany sytuacji na lepsze powinien przyjść z rynku nieruchomości. Za główne zadanie, które może poprawić sytuację, uważa wsparcie konsumpcji. Nie wyklucza jednak także, że pomoc dla amerykańskiej gospodarki może przyjść z Azji.
Więcej w "Pulsie Biznesu"