Nie panikuj, tylko dywersyfikuj

Pożytki z letniej przeceny. Solidna korekta na światowych giełdach jest okazją do zwrócenia uwagi na inne niż akcje możliwości inwestycji.

Stukający nerwowo w laptopa lub rozmawiający przez komórkę inwestor giełdowy stanowił (w czasie ostatnich wakacji) widok często spotykany. I to bez względu na miejsce - korekta przetoczyła się przez giełdy po obu stronach Atlantyku. Niepokoje na amerykańskim rynku nieruchomości sprawiły, że w lipcu i sierpniu indeksy giełdowe w różnych krajach straciły nawet po kilkanaście procent.

Nie ma co płakać nad rozlanym mlekiem, dla wielu przecena stała się okazją do zakupów. Spróbujmy raczej przyjrzeć się alternatywnym inwestycjom, które pozwoliłyby uniknąć strat, a nawet przynieść zyski. Zwłaszcza że analitycy nie są zgodni co do tego, czy to już aby na pewno koniec spadków. Może się więc okazać, że wakacyjna lekcja przyda się bardzo szybko. To, że jest tanio, nie znaczy przecież, iż nie może być jeszcze taniej. Słowem-kluczem w inwestowaniu jest dywersyfikacja. Pozwala ona zmniejszyć ryzyko i zabezpieczyć się na wypadek porażki na jednym albo kilku z rynków. Lecz warto różnicować swoje zakupy nie tylko geograficznie, ale i pod względem klas aktywów oraz dostawców produktów.

Reklama

- Dywersyfikować nie należy jednak za wszelką cenę, to prowadzi do sytuacji, gdy w najlepszym wypadku... wyjdziemy na zero - zauważa Przemysław Jóźwiak, doradca inwestycyjny firmy Xelion. Doradcy Finansowi.

Ważną przy tym zasadą jest mieć na inwestowanie pomysł i trzymać się go.
- W ramach własnego planu należy sobie ustalić akceptowaną stratę, przy której wyjdzie się z nieudanego zakupu - radzi Grzegorz Zalewski, ekspert Domu Maklerskiego BOŚ.
- Klasycznie sugeruje się poziom 15 - 25 proc., tyle że tak naprawdę zależy to od indywidualnych preferencji.

O zasadach inwestowania można pisać elaboraty, pora przejść do sedna, czyli tego, w co teraz - jeśli nie w akcje - lokować nadwyżki kapitału. Zawirowania na rynku nieruchomości i na giełdach nie pozostały bez wpływu na waluty. W okresie, kiedy indeks największych spółek warszawskiego parkietu WIG20 odnotował kilkunastoprocentowy spadek (od połowy lipca do połowy sierpnia - około 13 proc.), kursy najważniejszych walut wzrosły o kilka procent (dolar nawet o ponad 4,7 procent). W połączeniu z lokatą walutową można więc było osiągnąć bardzo przyzwoity wynik.

- Rynek foreksu bywa jednak niebezpieczny dla osób mniej doświadczonych - przestrzega Marek Rogalski, główny analityk spółki First International Traders Dom Maklerski, specjalizującej się w usłudze zarządzania aktywami na rynku walut.

Podobnie jak na rynku akcji czy obligacji, kluczem do sukcesu jest odpowiedni timing, czyli trafienie z chwilą otwarcia i zamknięcia pozycji. Rynek walutowy jest najbardziej globalną formą inwestycji. Co wynika z tego, że jego łączne obroty są większe niż na rynkach akcji, z kolei handel jest zdecentralizowany i odbywa się 24 godziny na dobę, pięć dni w tygodniu. To sprawia, że każda pojawiająca się informacja ma swoją cenę, nieraz wysoką.
- Fakt, że powodzenie zależy tu od tak wielu czynników, wymaga od inwestora niezwykle szczegółowego monitorowania sytuacji na rynkach całego świata - przypomina Marek Rogalski.

Wpływ na zmiany kursów mają czynniki tak gospodarcze, jak i od nich zupełnie niezależne - polityka czy zdarzenia losowe. Ruch na rynkach walut trwa nieprzerwanie przez całą dobę. Aktywne lokowanie w waluty na własną rękę to niewątpliwie wyższa szkoła jazdy. Poza tym duża część zysku i tak zostanie skonsumowana przez prowizje. Odkładanie pieniędzy na lokacie walutowej przy oczekiwaniach zmian kursowych ma za to sens, gdy dotyczy osób otrzymujących w danej walucie wynagrodzenie, bowiem nie ma wówczas w ogóle mowy o prowizjach.

W razie spadków na giełdach, źródłem całkiem sporych zysków może się stać tzw. krótka sprzedaż.
- Polega ona na pożyczeniu (zwykle od biura maklerskiego) akcji, sprzedaniu ich, a następnie odkupieniu (oczywiście po niższej cenie, dlatego że tylko wtedy się to opłaca) i oddaniu z powrotem - wyjaśnia Grzegorz Zalewski.

Lecz krótka sprzedaż, podobnie jak gra na kontraktach terminowych, niesie ryzyko błędnej oceny rynku.
- Jeżeli kurs akcji wzrośnie, a liczyliśmy na spadek, trzeba będzie je odkupić po wyższej cenie, a co za tym idzie - inwestycja zakończy się niepowodzeniem - ostrzega ekspert Domu Maklerskiego BOŚ.
Klienci detaliczni mają coraz większy wybór produktów, które umożliwiają zarabianie także w czasach gorszej koniunktury. Dla każdego dostępne są (a jednocześnie ich poziom skomplikowania nie jest aż tak wysoki) kontrakty terminowe, ale to instrument mogący w krótkim okresie przynosić zarówno krociowe zyski, jak i ogromne straty.

Dla konserwatywnych osób przeznaczono produkty strukturyzowane. To zaawansowane wehikuły dla tych, którzy oczekując bezpieczeństwa (produkty te mają gwarancję kapitału), chcą również całkiem sporo zarobić. Cokolwiek by się działo, inwestor wie, że po zakończeniu zakładanego z góry okresu przynajmniej odzyska ulokowaną kwotę. A to pozwala spać spokojnie nawet w czasie rynkowego sztormu. Jeszcze kilka lat temu mało kto w Polsce wiedział, czym jest "struktura", teraz ten rynek rozwija się bardzo prężnie. Produkty takie oferują zarówno duże banki (BRE Bank ma od września lokatę inwestycyjną powiązaną ze spółkami branży motoryzacyjnej), jak i małe butiki inwestycyjne (NWAI, Wealth Solutions promujące swoją Białą Lokomotywę).

W sukurs klientom idą towarzystwa funduszy inwestycyjnych. Większość z nich wprowadziła już do swojego "menu" fundusze parasolowe, umożliwiające szybką konwersję środków między różnymi subfunduszami. Poza możliwością reakcji na wydarzenia rynkowe, parasol chroni przed zbyt szybką koniecznością zapłacenia 19-proc. podatku od zysków kapitałowych (tzw. podatku Belki). Okazja wprowadzania parasoli pojawiła się w 2004 r., lecz istniały wątpliwości prawne (czy konwersja na pewno jest zwolniona z podatku) i dopiero niedawno je rozwiano. Na koniec lata na rynku dostępnych było co najmniej 16 parasoli, z czego pięć powstało w tym roku. Dwa lata temu było ich tylko cztery.

Coraz mocniej na rynku rozpychają się towarzystwa alternatywne. Rynkowy udział Opera TFI wynosi już 1,21 proc., a Investors TFI 0,54 procent. Inwestor FIZ w dwa lata dał zarobić ponad 150 proc., a co ważne, w trakcie lipcowych zawirowań także był na plusie. Inwestors TFI idzie za ciosem i jesienią wprowadza na rynek kolejny produkt - Inwestor LBO FIZ. Fundusz ten ma lokować pieniądze przede wszystkim w udziały spółek niepublicznych, które potem sprzedawane są inwestorom branżowym lub wprowadzane na giełdę. Investors TFI liczy na niedoszacowanie tego segmentu.

Rozwój sytuacji zależy również od klientów funduszy. Gdyby zdecydowali się na masowe umorzenia jednostek uczestnictwa, TFI musiałyby wyprzedawać się z akcji, a to prowadziłoby do dalszej przeceny. Nic dziwnego, że TFI w komunikatach do swych klientów oraz prasy jak jeden mąż radziły zachować spokój i przypominały, że lokowanie w fundusze należy traktować długoterminowo, akceptując wahania wyceny jednostki między początkiem a końcem okresu inwestycji.

Na szczęście inwestorzy posłuchali tych rad i nie wpadli w panikę. Znamienne, że w lipcu wartość aktywów zarządzanych przez TFI w Polsce - mimo korekty na giełdzie - wzrosła o 2,2 mld złotych. Czyli klienci dokupywali jednostki uczestnictwa. W sierpniu wartość aktywów spadła o 3,57 mld zł, lecz według szacunków firmy Analizy Online, wynik zarządzania wyniósł minus 3,9 mld zł, co oznacza, że saldo wpłat oraz umorzeń było dodatnie i wyniosło około 350 mln zł - część klientów wykorzystała spadki do zwiększenia zaangażowania w fundusze.

Zdaniem Przemysława Jóźwiaka, inwestorzy przyzwyczaili się do tego, że po fali wzrostów pojawia się korekta. Wierzą także, że nasza gospodarka jest w dobrej kondycji, dalej będzie się prężnie rozwijać i nie ma fundamentalnych podstaw do nadejścia bessy. Niemniej jednak Jóźwiak przestrzega przed nadmiernym optymizmem.
- Nie można przejść obojętnie obok faktu, że prawie wszystkie indeksy są w pobliżu rekordowych poziomów - zwraca uwagę doradca inwestycyjny Xeliona.
- Na dodatek sytuacja w gospodarce amerykańskiej też nie jest najlepsza. Te zagrożenia nie zniknęły Marcin Krasoń

Tomasz Publicewicz, wiceprezes spółki Analizy Online

Sierpniowe dane o aktywach funduszy inwestycyjnych pokazały, że kilkuprocentowe spadki na rynku akcji w lipcu i sierpniu nie wywołały gremialnego odpływu środków z produktów oferowanych przez TFI. Przyniosły zaś spodziewane przez nas zmiany w strukturze aktywów - wzrosły aktywa funduszy pieniężnych i obligacyjnych. Według nas, stało się to w znacznej mierze dzięki konwersjom z innych, bardziej ryzykownych produktów. Sytuacja ta pokazuje, że w naszym kraju postępuje poszerzanie wiedzy uczestników funduszy, dzięki czemu:
- wydłużamy horyzont inwestycji i krótkotrwałe choć dynamiczne spadki nie stanowią wystarczającego powodu do wycofywania środków;
- zachowujemy się racjonalnie, gdyż brakuje atrakcyjnej alternatywy inwestycyjnej dla środków zgromadzonych w funduszach.

Manager Magazin
Dowiedz się więcej na temat: fundusze | procent | przeceny | TFI | korekta
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy
Finanse / Giełda / Podatki
Bądź na bieżąco!
Odblokuj reklamy i zyskaj nieograniczony dostęp do wszystkich treści w naszym serwisie.
Dzięki wyświetlanym reklamom korzystasz z naszego serwisu całkowicie bezpłatnie, a my możemy spełniać Twoje oczekiwania rozwijając się i poprawiając jakość naszych usług.
Odblokuj biznes.interia.pl lub zobacz instrukcję »
Nie, dziękuję. Wchodzę na Interię »