Niewystarczająca płynność

W końcówce czwartkowych notowań marcowa seria kontraktów terminowych na WIG20, traciła przez chwilę 10%. Mimo braku powodów ze strony instrumentu bazowego, przy wolumenie przekraczającym 700 kontraktów, pochodne w ciągu kilku sekund spadły 145 pkt.

Rekordową przecenę spowodowało duże zlecenie stop-loss, które w obliczu niskiej płynności rynku, wraz z aktywowanymi po drodze innymi zleceniami tego typu, ściągało notowania coraz niżej.

Kosztowne błędy

Zdarzały się sytuacje w historii GPW, że kontrakty terminowe na indeks WIG20 spadały w ciągu kilku sekund o kilkadziesiąt punktów, mimo że powodu do tego nie dawał rynek kasowy. Zazwyczaj było to wynikiem błędnie złożonego zlecenia, gdzie inwestor albo makler mylili liczbę kontraktów z limitem realizacji. Wtedy zamiast sprzedać 1 kontrakt po np. 1650 pkt, do systemu trafiało zlecenie sprzedaży 1650 kontraktów po 1 pkt. W efekcie notowania w jednej chwili spadały o około 10%. Więcej na szczęście nie mogły, bo nie pozwalał na to system giełdowy.

Reklama

To raczej nie pomyłka

Tym razem jednak 145-pkt spadek marcowej serii niekoniecznie musiał być wynikiem pomyłki. O godz. 15.49 seria zleceń sprzedaży zepchnęła kurs kontraktu do poziomu 1685 pkt. Tutaj, jak twierdzi Mirosław Szczepański z GPW, aktywowane zostało zlecenie stop-loss 350 kontraktów. Zepchnęło ono notowania jeszcze kilka punktów, uruchamiając po drodze inne zlecenia tego typu. Poniżej 1680 pkt nie było jednak wystarczającego kupna, by odebrać całą podaż. W efekcie notowania spadały coraz niżej, aktywując kolejne stop-lossy. Powstała reakcja łańcuchowa, która została zatrzymana dopiero przy poziomie 1540 pkt. Gdyby nie procedury systemu WARSET, spadek z całą pewnością trwałby dalej. W zanadrzu było jeszcze bowiem ponad 600 kontraktów do sprzedaży po każdej cenie. Gdy przecena na kontraktach sięga -10% (tak stało się wczoraj) notowania zostają zawieszone i następuje równoważenie rynku. Dzięki temu pięć minut później notowania zostały wznowione już na wysokości 1680 pkt.

Duże zyski, duże straty

Takie wydarzenie wywołało nie tylko zamieszanie na samej giełdzie, ale także w portfelach uczestników rynku. Inwestor, który nabył trzy kontrakty po najniższej cenie dnia (1540 pkt), do końca sesji zarobił 1420 zł na jednym. Oznacza to, że w stosunku do depozytu zabezpieczającego zyskał około 120%. Niestety, ktoś musiał mu sprzedać te instrumenty. Ten pechowy inwestor, w stosunku do środowego zamknięcia, stracił 1690 zł, czyli więcej niż wniesiony depozyt zabezpieczający. Może więc spodziewać się dziś telefonu od maklera, z prośbą o dodatkowe pieniądze.

Parkiet
Dowiedz się więcej na temat: notowania | WIG20 | zlecenie
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy
Finanse / Giełda / Podatki
Bądź na bieżąco!
Odblokuj reklamy i zyskaj nieograniczony dostęp do wszystkich treści w naszym serwisie.
Dzięki wyświetlanym reklamom korzystasz z naszego serwisu całkowicie bezpłatnie, a my możemy spełniać Twoje oczekiwania rozwijając się i poprawiając jakość naszych usług.
Odblokuj biznes.interia.pl lub zobacz instrukcję »
Nie, dziękuję. Wchodzę na Interię »