Orlen może rozwinąć swój biznes w Niemczech. Ale polityka nie pomaga
Orlen wymieniany jest jako możliwy udziałowiec niemieckiej rafinerii Schwedt. Niemcy chcą współpracować z Polską, liczą na dostawy ropy do rafinerii poprzez Naftoport. Powiązania właścicielskie by to ułatwiły. Orlen z kolei ma prawie 600 stacji paliw w Niemczech, zakup rafinerii biznesowo mógłby mieć sens. Warunki do rozmów nie są jednak łatwe. W tle wybrzmiewają echa antyniemieckiej kampanii PiS, którą próbuje łagodzić prezydent Andrzej Duda.
Niemcy i Polska na szczycie UE zadeklarowały, że od nowego roku nie będą sprowadzać rosyjskiej ropy rurociągiem Drużba. Drużba nie została objęta sankcjami, by zapewnić dostawy na rynek węgierski, słowacki i czeski. Od 5 grudnia ropy nie można sprowadzać rosyjskiej ropy drogą morską.
Przed wybuchem wojny na Ukrainie import ropy z Rosji do Niemiec stanowił ok. 35 proc. potrzeb tego kraju. Jedna trzecia dostaw płynęła tankowcami, a dwie trzecie rurociągiem Drużba (do rafinerii we wschodnich Niemczech - Leuna i Schwedt). Leuna, należąca do Totalenergies, już w marcu zapowiedziała, że od 2023 r. nie będzie kupować surowca z Rosji. W przypadku Schwedt sytuacja jest bardziej skomplikowana. Zakład ten przerabiał prawie wyłącznie ropę rosyjską. Jego głównym udziałowcem jest Rosnieft. We wrześniu Berlin odebrał Rosjanom kontrolę nad tymi aktywami, są pod zarządem powierniczym Federalnej Agencji Sieci.
Jak informował niedawno wiceminister gospodarki Niemiec Michael Kellner, Niemcy negocjują dostawy surowców do rafinerii z Polską i Kazachstanem. Istotną rolę miałby w tych planach odegrać gdański Naftoport. Kellner określił rozmowy jako konstruktywne. Podkreślał, że pierwsza próbna dostawa ropy z Gdańska do Schwedt, którą zrealizowano miesiąc temu, to ważny sygnał. - Polska ma również swój interes w produkcji w Schwedt, ponieważ tamtejsza rafineria w znacznym stopniu przyczynia się do bezpieczeństwa dostaw w zachodniej Polsce - mówił.
Warszawa domaga się wprowadzenia odgórnych sankcji, by nie narazić się na kary za zerwanie kontraktów długoterminowych z rosyjskimi dostawcami. Ale i w Niemczech nie brakuje obaw związanych z odcięciem dostaw Drużbą. Część niemieckich polityków ostrzega, że po wprowadzeniu embarga na ropę, rafineria będzie wykorzystywać zaledwie połowę swoich mocy, co nie pozostanie obojętne dla cen paliw we wschodnich Niemczech. Obawiają się też zwolnień. Oficjalnie jednak Berlin podtrzymuje stanowisko, że z początkiem roku zaprzestaje dostaw z Rosji.
Na początku miesiąca niemiecki minister gospodarki Robert Habeck i minister klimatu i środowiska Anna Moskwa podpisali wspólną deklarację o pogłębieniu współpracy w zakresie bezpieczeństwa dostaw ropy. - Nie ma żadnego porozumienia na przesyłanie ropy czy produktów rafineryjnych między Polską a Niemcami - wyjaśniała podczas poniedziałkowej konferencji prasowej minister klimatu i środowiska Anna Moskwa. - Gdyby takie porozumienie było, musiałoby zostać podpisane na poziomie spółek. To, co podpisaliśmy z kanclerzem Habeckiem w ostatnim tygodniu, to intencje współpracy przy szeroko pojętych tematach rafineryjno-paliwowych. Dalsza analiza tej potencjalnej współpracy będzie się dokonywała na poziomie rządu i spółek - dodała.
Zaznaczała, że dla resortu priorytetem jest zaspokojenie potrzeb polskiego rynku. Jeśli doszłoby do jakiegoś porozumienia, to na poziomie firm. - My nie mamy kompetencji, by tego typu porozumienia narzucać - podkreślała. I wyjaśniła, że dokument jest bardziej listem intencyjnym, który wyraża chęć prowadzenia dalszego dialogu ze stroną niemiecką.
We wrześniu niemiecki rząd przejął kontrolę nad rafinerią w Schwedt, wprowadzając tymczasowy zarząd powierniczy. W świetle prawa rosyjska spółka Rosnieft pozostaje jednak nadal większościowym udziałowcem rafinerii (54,2 proc.). Pozostałymi właścicielami są: Shell (37,5 proc.) i włoska Eni (8,3 proc.). W mediach pojawiają się informacje, jakoby do akcjonariatu rafinerii miał wejść Orlen. Polska strona sygnalizowała, że aby można było cokolwiek planować, Rosnieft musiałby zostać wywłaszczony. Choć część lokalnych niemieckich polityków i związków zawodowych nie jest przychylna takiemu scenariuszowi. Woleliby, by rafineria trafiła w ręce niemieckiego Skarbu Państwa.
Prezes Orlenu Daniel Obajtek nie komentuje wprost doniesień medialnych. - Zawsze podkreślam, że budowa tego koncernu ma cele inwestycyjne i akwizycyjne. To jest normalną rzeczą, że w regionie Europy Środkowej jesteśmy najsilniejszą spółką. I jeżeli coś spina się z naszym biznesem w kontekście logistyki, rafinerii czy innym, to nigdy nie możemy zostać w tyle. Musimy w takich rozmowach i przetargach uczestniczyć. Ale jesteśmy spółką giełdową i nie mogę wypowiadać się bez umów i raportów. Uważam, że każda okazja biznesowa związana z petrochemią musi być przez nas analizowana. Na wszystkie te okazje patrzymy z nadzieją - mówił w wywiadzie dla portalu Biznes Alert na początku listopada. Tylko tyle i aż tyle...
Orlen ma w Niemczech 587 stacji paliw, co stanowi 6,2 proc. rynku. Teoretycznie udziały w lokalnej rafinerii pasowałyby do tamtejszego biznesu grupy. Także z punktu widzenia zakładu w Schwedt udział polskiej spółki w akcjonariacie mógłby umożliwić sprowadzanie ropy do rafinerii poprzez gdański Naftoport.
To, czego brakuje, to sprzyjający klimat polityczny. PiS wciąż podsyca nastroje antyniemieckie, co nie pozostaje bez echa za Odrą. Niemcy mają świadomość, że to paliwo dla partii rządzącej do walki politycznej na krajowym rynku. Jarosław Kaczyński jeździ po Polsce i w ramach kampanii przedwyborczej straszy Polaków niemieckim wrogiem, ostrzegając, że możemy dostać się "pod niemiecki but". Wtórują mu inni politycy. Pojawiają się hasła o możliwej utracie niepodległości przez Polskę, o tym, ze Niemcy chcą "w jakiejś formie" odzyskać ziemie należące do Polski.
Doszło do tego, że Kaczyński odmówił przyjęcia rakiet Patriot, które po wypadku w Przewodowie zaoferowały polskiej stronie Niemcy. Zasugerował, by Berlin przekazał je Ukrainie. Przyjmowanie tego typu pomocy nie wpisywało się w całokształt retoryki obozu władzy, która wymierzona jest przeciwko Niemcom. Taki unik pozwoliłby PiS-owi wyjść z rozgrywki górą. Sprawy jednak potoczyły się inaczej. Co stało za zmianą decyzji - nie wiemy. Ostatecznie jednak Mariusz Błaszczak, szef MON, poinformował, że rozpoczyna robocze przygotowania do rozmieszczenia niemieckich zestawów Patriot w Polsce. W najbliższych dniach grupy polskich i niemieckich ekspertów mają spotkać się, by ustalić miejsca dyslokacji baterii.
W poniedziałek wizytę w Berlinie odbył natomiast prezydent Andrzej Duda. Spotkał się z prezydentem Niemiec Frankiem-Walterem Steinmeierem. Rozmawiano m.in. o Ukrainie, polsko-niemieckiej współpracy gospodarczej, o zaszłościach historycznych. Pytany o nastroje antyniemieckie w polskiej polityce uspokajająco wyjaśniał, że każda kampania wyborcza w krajach demokratycznych powoduje wzrost politycznych napięć. I zaznaczył, że prezydenci nie biorą w niej udziału. - My budujemy dobrą relację pomiędzy naszymi narodami - podkreślał. Niemiecka prasa pozytywnie oceniła wizytę polskiego prezydenta. Komentatorzy zwracają uwagę na dystans, z jakim podchodził do antyniemieckich haseł polityków sprawujących władzę.
Dobre relacje z najbliższymi sąsiadami, szczególnie w dobie wojny za wschodnią granicą Polski, powinny być podstawą polityki zagranicznej. Jest ogromna przestrzeń do współpracy politycznej i gospodarczej. Borykamy się z tymi samymi problemami, jesteśmy w środku kryzysu energetycznego. Należałoby działać wspólnie, by rozwiązać palące problemy, nie unikając oczywiście trudnych dyskusji. Zaostrzanie animozji między społeczeństwem polskim i niemieckim w tak niełatwym czasie jest bardzo niebezpieczne. Dlatego kurs, który podjął prezydent, powinien być kontynuowany. Pytanie tylko, czy to możliwe, biorąc pod uwagę obecną sytuację polityczną w kraju.
Monika Borkowska