Premier: Orlen wydał milion na śledzenie posłów. Jest komentarz byłego prezesa koncernu
Orlen z inicjatywy Daniela Obajtka wydał milion złotych na prywatnego detektywa, który miał śledzić posłów opozycji - podał na wtorkowej konferencji prasowej premier Donald Tusk. - Ta informacja byłaby zabawna, gdyby nie dotyczyła publicznych pieniędzy - wskazał premier. Były prezes koncernu w mediach społecznościowych zaprzeczył doniesieniom premiera. Szef rządu na podał także, że w związku z działalnością jednej ze spółek-córek Orlenu "istnieją uzasadnione obawy, że Polska będzie narażona na bardzo poważne kłopoty".
Premier Donald Tusk na konferencji prasowej po posiedzeniu rządu mówił o dwóch sprawach związanych z Orlenem. Jak wskazał, mówi o tym, mimo "że w sumie może to zabrzmieć trochę sensacyjnie, trochę anegdotycznie", ale po to aby "uzmysłowić, z jakim bagnem mamy do czynienia, ile zajmuje czasu naszym służbom sprzątanie po poprzednikach". - Tylko dzisiaj dostałem dwie informacje, jedna jest bardzo poruszająca, druga byłaby zabawna, gdyby nie dotyczyła publicznych pieniędzy - wskazał premier.
Pierwszą z kwestii była spółka, co do której istnieją obawy, że jej działalność może zaszkodzić Polsce.
- Jest taka spółka OTS założona przez Orlen. Mimo ostrzeżeń kierowanych pod adresem członków rządu Mateusza Morawieckiego, jeśli chodzi o charakter, działalność i obsadę tej spółki, nie zdecydowano się na skuteczną interwencję i pan Obajtek to, co zamierzał, przeprowadził. Istnieją uzasadnione obawy, że w związku z działalnością tej spółki Polska będzie narażona na bardzo poważne kłopoty. Natomiast nie będą narażeni na kłopoty członkowie władz tej spółki. Zagwarantowali sobie wynagrodzenie dla każdego członka zarządu na koniec lutego 2024 roku dwa miliony rocznie na każdego członka zarządu. Ci, którzy ostrzegali w sprawie tej spółki, stracili od razu pracę. Ich obawy będą w najbliższych dniach przedmiotem poważnych analiz i poważnego działania.
Premier nie zdradził więcej szczegółów sprawy, w tym jak działalność może zaszkodzić państwu.
- Pan prezes Obajtek miał też zainteresowania bardzo podobne do funkcjonariuszy PiS - powiedział na konferencji premier. Tusk pokazał kopię dokumentu, który miał podpisać były prezes Orlenu. - Podpisał on zlecenie dla detektywa, którego zadaniem było jako to nazwano w tym piśmie identyfikacja i udokumentowanie nieuczciwej konkurencji wobec PKN Orlen, w tym identyfikacja źródeł ujawniania informacji dotyczących funkcjonowania koncernu. Mamy dokumentację pokazującą, czym zajmował sie detektyw wynajęty przez Daniela Obajtka, czyli głównie nieustannym śledzeniem posłów opozycji - powiedział premier. - W tym przypadku pana Kierwińskiego, pana Grabca, dzisiejszych ministrów rządu. Pana eurodeputowanego Halickiego. Na te usługi detektywistyczne Orlen wydał decyzją Daniela Obajtka milion złotych. To już nie tylko Hermesy, Pegasusy, Ziobry, ale nawet spółki Skarbu Państwa uczestniczyły w tym procesie totalnej inwigilacji posłów opozycji.
Być może te materiały ujrzą światło dzienne, bo momentami są rzeczywiście bardzo zabawne, gdyby nie ten brudny kontekst całej sytuacji. Efektem pracy detektywa było ujawnienie, że zachodzą relacje między Maciejem Kierwińskim a jego ojcem. To był jeden z efektów pracy, za którą Orlen zapłacił ponad milion złotych. I więcej takich kwiatków właściwie każdego dnia ląduje na moim biurku.
Do wypowiedzi premiera odniósł się Daniel Obajtek. Były prezes Orlenu zaprzeczył w mediach społecznościowych doniesieniom. "Kategorycznie zaprzeczam doniesieniom, żebym wynajmował jakiegokolwiek detektywa do śledzenia jakichkolwiek posłów. To kłamstwo Panie Premierze Donald Tusk" - napisał na portalu X/Twitter.
Wskazał także, że kwota podana przez premiera dotyczy ochrony przyznanej Obajtkowi. Z podobnej miał korzystać w przeszłości także inny były prezes Orlenu, Jacek Krawiec.