Ropa najtańsza od 2009 r.

W poniedziałek ropa WTI na giełdzie paliw w Nowym Jorku staniała do nieco ponad 51 dol. za baryłkę. W miniony piątek kosztowała 52,69 dol. za baryłkę - najmniej od kwietnia 2009 r. Od czerwca 2014 r. ropa staniała średnio o 45 proc.

To dobre wiadomości dla konsumentów i państw importerów ropy, gorsze dla jej eksporterów i branży naftowej. Analitycy nie mają bowiem wątpliwości, że ceny w okolicach 100 dol. za baryłkę długo nie zobaczymy.

"W 2015 roku średnia cena baryłki ropy Brent wyniesie 68 dolarów, w porównaniu ze 100 dolarami w 2014 roku i 109 dolarami w 2013 roku" - prognozuje U.S. Energy Information Administration.

Analitycy banku Morgan Stanley zakładają, że cena będzie rosła począwszy od II kwartału 2015 r., także w 2016 r. (w ujęciu średniorocznym sięgając 88 USD) oraz w 2017 r. (średnio 100 dol .). W 2018 r. trend cenowy znów się odwróci, a średnia cena baryłki ropy Brent spadnie do 92 USD.

Tania ropa - jak twierdzą - pobudzi globalny wzrost i zmniejsza inflację, na czym najbardziej skorzystają importerzy: Japonia, kraje Azji Południowo-Wschodniej (Tajlandia, Korea, Taiwan), Turcja i eurostrefa. Stratne będą kraje Ameryki Łacińskiej i rynki wschodzące uzależnione od eksportu paliw, czyli przede wszystkim Rosja, Kolumbia, Brazylia, Meksyk, Nigeria.

Reklama

Według Morgana Stanleya, globalny PKB może być wyższy o 0,2-0,3 proc. w stosunku do zakładanego 3,5 proc., skalkulowanego przy założeniu, iż średnia cena baryłki ropy Brent w 2015 r. wyniesie 88 USD.

Analitycy wskazują na kilka przyczyn tak dużej przeceny surowca od połowy roku. Po pierwsze spowolnienie gospodarek europejskich i chińskiej, po drugie, nadpodaż surowca związana z łupkową rewolucją w USA, na którą dodatkowo nałożyła się listopadowa decyzja OPEC, które dostarcza na światowy rynek jedną trzecią produkcji, o jej utrzymaniu na poziomie 30 milionów baryłek dziennie.

Część ekspertów zwraca też uwagę na działania czynników finansowych. - Ropa przez ostatnie kilka lat była jedną z kilkunastu baniek spekulacyjnych, które zostały wykreowane przez programy QE (ang. quantitative easing, luzowanie ilościwe, czyli zwiększenie podaży pieniądza - PAP). Jej cena nie miała nic wspólnego z fundamentami. Nie ma bowiem na świecie takiej ropy, która kosztowałaby 110 dol. za baryłkę, chyba żeby ją wiercić złotymi wiertłami. Dziś cena równowagi ropy wynosi ok. 40 dol. za baryłkę i ku temu to szybko zmierza - powiedział niezależny analityk rynku paliw Andrzej Szczęśniak.

Jako dowód na działania spekulacyjne inwestorów finansowych przytacza dane nowojorskiej giełdy paliw. - Na jeden obrót fizyczny, tzw. wet oil (mokrej ropy) jest 2 do 2,5 tys. operacji sprzedaży paper oil, czyli ropy papierowej. O cenie decydowały więc instrumenty finansowe. Teraz mamy do czynienia z ucieczką z rynku, stąd tak wysokie spadki - twierdzi Szczęśniak.

Podobnego zdania jest ekspert w dziedzinie energetyki Tomasz Chmal z kancelarii White and Case. - Wydaje się, że w ostatnich latach na rynku ropy mieliśmy do czynienia z bańką spekulacyjną. Teraz ona pęka. Bańka ta wywindowała ceny do niebotycznych rozmiarów, jej szczyt przypadł na 2008 r., potem były spadki i korekty, ale średnia cena baryłki utrzymywała się na poziomie powyżej 80 dol. Tymczasem 10 lat temu, średnia cena baryłki wynosiła ok. 34 dol., a wcześniej było jeszcze taniej. Oznacza to, że w ciągu ostatnich 10 lat mieliśmy trzykrotny wzrost cen. To spowodowało wzrost inwestycji i produkcji, podjęto próby eksplorowania bardzo trudnych obszarów jak Arktyka. Nie można wykluczyć, że teraz będziemy mieli do czynienia z odwrotem z tego rynku - powiedział PAP Chmal.

Jego zdaniem cena 100 dol. za baryłkę jest nieracjonalna. Podobnie jak Szczęśniak, zwraca on uwagę na nadpodaż pieniądza, jaka powstała w wyniku programów QE, i która musiała być gdzieś inwestowana. - Trafiło na surowce i ropę, inwestycje przyspieszyły, była koniunktura. Teraz okazuje się, że nie ma takiego zapotrzebowania. Działa mechanizm psychologiczny, który powoduje, że wielu puszczają nerwy - dodaje.

Co do prognozowanej ceny za baryłkę Chmal jest ostrożny, ale - jak podkreśla - nie może ona "spaść do granic absurdu", bo nikt nie będzie produkował.

- Trzeba pamiętać, że koszty produkcji, w zależności od złoża i kraju, są zróżnicowane. Saudowie mają najtańsze złoża - koszty wydobycia to kilka, kilkanaście dolarów za baryłkę. Dla nich 40 dol. za baryłkę będzie opłacalne. Ale oprócz Saudów są przecież inni - choćby firmy operujące na szelfie Morza Północnego, którzy produkują znacznie drożej. Może się zdarzyć, że te złoża okażą się przewartościowane - mówi.

Takie rzeczy już się dzieją. Jak mówił niedawno w BBC szef branżowego stowarzyszenia Brindex, skupiającego niezależnych producentów ropy i gazu działających na brytyjskim szelfie kontynentalnym Robin Allan, spadki cen ropy na świecie sprawiają, że brytyjski sektor naftowy stoi na skraju załamania. Wiele spółek, jak choćby BP czy ConocoPhillips już ogłosiło redukcje zatrudnienia. Zdaniem ekspertów w najbliższych miesiącach można spodziewać się znaczącej redukcji zatrudnienia w całym sektorze, który obecnie zatrudnia w Wielkiej Brytanii ok. 375 tys. osób.

Koszty tną nie tylko Brytyjczycy. Jak donosił w połowie grudnia "Financial Times", również Shell, Chevron tną płace dla samozatrudnionych pracowników. FT zauważył, że produkcja na Morzu Północnym maleje, badania mające na celu rozpoznanie nowych złóż nie przynoszą oczekiwanych wyników, a rosnące koszty wydobycia, idące w parze ze skomplikowanym systemem podatkowym spowodowały, że niektóre pola stają się coraz bardziej ryzykowne.

Starszy analityk (senior analyst) w NRG Expert Edgar van der Meer w rozmowie z PAP nie ma wątpliwości, nie należy spodziewać się znaczących projektów w rejonach, w których wydobycie ropy już teraz jest stosunkowo drogie, a więc w północnoamerykańskich złożach łupkowych czy na obszarach głębokomorskich.

- Przy obecnych prognozach popytu na ropę i zapowiedziach utrzymania obecnego poziomu wydobycia, wiele wskazuje na to, że trend spadkowy cen ropy może się utrzymywać. Przy niższych cenach naturalną rzeczą będzie wzrost popytu na ropę i jeśli producenci będą chcieli za nim nadążyć zwiększając produkcję możemy być świadkami dalszych obniżek cen - powiedział van der Meer.

Jego zdaniem obniżka cen na światowych rynkach może nadal postępować i możemy doświadczyć cen na poziomie nawet 45-50 dolarów za baryłkę w ekstremalnych sytuacjach. Nie jest jednak wykluczone, że w tak niestabilnym otoczeniu ceny mogą odbijać się w górę do poziomu 70 dolarów. - W średnim horyzoncie czasowym spodziewałbym się jednak ukształtowania średniego poziomu cen w granicach 65-75 dolarów za baryłkę - prognozuje.

PAP
Dowiedz się więcej na temat: ceny ropy | surowce | ropa naftowa | kryzys w Rosji | surowce naturalne
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy
Finanse / Giełda / Podatki
Bądź na bieżąco!
Odblokuj reklamy i zyskaj nieograniczony dostęp do wszystkich treści w naszym serwisie.
Dzięki wyświetlanym reklamom korzystasz z naszego serwisu całkowicie bezpłatnie, a my możemy spełniać Twoje oczekiwania rozwijając się i poprawiając jakość naszych usług.
Odblokuj biznes.interia.pl lub zobacz instrukcję »
Nie, dziękuję. Wchodzę na Interię »