Spółki muszą płacić

Na "pierwotnym", rynek jest trudniejszy, więc koszty emisji powoli rosną. doradcy żądają więcej, promocja też kosztuje.

Koszty kapitału zebranego na giełdzie w pierwszym półroczu okazały się wyższe, niż w ubiegłym roku. Wciąż są jednak niższe od kredytu bankowego. Nadal są jednak spółki, które potrafią na tym oszczędzać. Tu najlepszym przykładem jest Lena Lighting, która pozyskała kilkadziesiąt milionów złotych można pozyskać wydając niespełna 0,6 mln zł.

Lena Lighting, producent i dystrubutor sprzętu oświetleniowego, która z tegorocznych, małych debiutantów wybrała najtańszą ścieżkę na warszawską giełdę. Udział kosztów w wartości emisji sięgnął 1,3 proc. Na tańsze zdobywanie środków na rynku pierwotnym mogą sobie pozwolić jedynie ci, którzy oferują akcje za przynajmniej 150 mln zł. Im emisja większa, tym udział kosztów jest niższy część z nich ma bowiem charakter stały. Zaliczyć do tego trzeba przede wszystkim koszty administracyjne (opłaty na rzecz GPW, KPWiG i KDPW), a także w przygotowanie prospektu, które rzadko kosztuje więcej, niż 300-400 tys. zł.

Reklama

Najbardziej oszczędny w grupie dużych emitentów był Polmos Białystok, którego przeprowadzenie sprzedanej na pniu oferty wartej 303 mln zł kosztowało niespełna 1 mln zł (0,3 proc.). To także zasługa bardzo wstrzemięźliwego gospodarowania budżetem na promocję. Przeznaczono na nią tylko 290 tys. zł. Dla porównania Polmos Lublin, branżowy konkurent, wydał na ten cel prawie 4,5 mln zł. To zwiększyło jego koszt pozyskania kapitału z 4 do 7,5 proc. wartości emisji. Spółka kontrolowana przez Janusza Palikota połączyła jednak reklamę oferty z kształtowaniem wizerunku całej firmy, więc ten wydatek na pewno miał swoje uzasadnienie. To zresztą nie nowość promowanie produktu i sprzedaż akcji skutecznie łączyły m.in. Śnieżka i Atlanta Poland.

Z porównania kosztów emisji w tym i w ubiegłym roku wynika, że giełdowy debiut nieco zdrożał, biorąc pod uwagę wartości średnie. Dla małych spółek (oferty o wartości do 50 mln zł) wskaźnik wzrósł z 3,8 aż do 6,3 proc. Przyczyniły się do tego przede wszystkim relatywnie drogie emisje Compu (9,9 proc.) i Biotonu (8,8 proc.). W przypadku spółki biotechnologicznej aż połowę pochłonęła promocja. Dodatkowym wydatkiem było wynagrodzenie subemitenta (416,5 tys. zł). Z zabezpieczenia emisji korzystało podobnie jak w ubiegłym roku niewiele spółek. Co ciekawe w większości były to spółki, których akcje oferowało biuro maklerskie CA IB.

Dla dużych emisji średni wskaźnik udziału kosztów w ich wartości wzrósł z 2,4 do 3,7 proc. Tu najbardziej zaważyła zwyżka wydatków na doradztwo i przygotowanie oferty, co np. przy emisji Polmosu Lublin i Ambry pochłonęło odpowiednio 3,5 i 4,5 mln zł. Gdzie szukać przyczyn? Nikt nie ma wątpliwości, że rynek stał się trudniejszy, a na sukces emisji trzeba się teraz bardziej napracować, niż rok temu. Stąd więcej spotkań z inwestorami i większe wydatki na promocję. Specjaliści przyznają także nieoficjalnie, że w ubiegłym roku oferujący i doradcy walczyli o klienta obniżając ceny. Teraz najwyraźniej mogą sobie pozwolić na negocjowanie z wyższego pułapu.

Wszystko, co chcielibyście wiedzieć się o rynku pierwotnym, znajdziecie tutaj

Puls Biznesu
Dowiedz się więcej na temat: promocja | powoli | doradcy | mus
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy
Finanse / Giełda / Podatki
Bądź na bieżąco!
Odblokuj reklamy i zyskaj nieograniczony dostęp do wszystkich treści w naszym serwisie.
Dzięki wyświetlanym reklamom korzystasz z naszego serwisu całkowicie bezpłatnie, a my możemy spełniać Twoje oczekiwania rozwijając się i poprawiając jakość naszych usług.
Odblokuj biznes.interia.pl lub zobacz instrukcję »
Nie, dziękuję. Wchodzę na Interię »