Wesołych Świąt i łagodnej recesji

Tradycyjne podsumowania najważniejszych wydarzeń z pogranicza gospodarki i rynków finansowych w tym roku najprawdopodobniej nie zadowolą przeciętnego inwestora, który od ekspertów oczekuje precyzyjnych odpowiedzi na pytania: czy było dobrze czy źle lub czego konkretnie powinniśmy się spodziewać w 2013 r. Świat dawno przestał być czarno-biały. Obecnie bez trudu możemy znaleźć argumenty popierające zarówno skrajnie optymistyczne, jak i pesymistyczne oceny kondycji światowej i polskiej gospodarki, dlatego miejmy świadomość, że ekonomiści przedstawiający zbyt spójną wizję prawdopodobniej prezentują nam tylko jedną stronę medalu.

Chcąc pokazać, że w kończącym się roku światowa gospodarka wracała na ścieżkę wzrostu, mógłbym pokazać wykres stabilizujących się w cen nieruchomości w USA, rosnącej w przyzwoitym tempie 4-6 proc. rok do roku produkcji przemysłowej czy sprzedaży detalicznej w USA, opisalibyśmy kolejne inicjatywy największych banków centralnych (Operacja Twist i QE3 ze strony Fed, programy LTRO i OMT uruchomione przez EBC i zwiększenie programu wykupu obligacji przez Bank Anglii i Bank Japonii), które zmniejszyły skalę niepewności panującej wśród inwestorów, a jako oznakę pozytywnej oceny Polski przez inwestorów zaprezentowałbym przykładowo wykres obniżających się rentowności naszych obligacji skarbowych (niższy koszt obsługi i rolowania długu).

Reklama

Reprezentując taki punkt widzenia i nie chcąc osłabiać siły powyższych argumentów, prawdopodobnie przemilczałbym znacznie gorsze zachowanie indeksów z GPW od konkurencyjnych wskaźników z zagranicznych giełd, uporczywie wysoką inflację powstrzymującą do ostatniej chwili Radę Polityki Pieniężnej przed obniżkami stóp procentowych i hamującą dynamikę wzrostu PKB w Polsce, natomiast przedstawiając sytuację w światowej gospodarce nieszczególnie na rękę byłoby mi omawiać upadek Grecji, który kosztował posiadaczy jej obligacji ok. 130 mld euro, cięcie ratingów większości członków strefy euro, którzy wpadali w recesję, twarde lądowanie Chin czy zadłużenie Stanów Zjednoczonych przekraczające 16 bilionów dol.

Naszą przewodnią hipotezą na 2012 r. było "tonięcie bezpiecznych wysp". Rok temu oczekiwaliśmy, że jednoczesny wzrost ilości pieniądza w systemie finansowym i coraz gorsze fundamenty ostatnich gospodarek posiadających ratingi AAA sprawią, że inwestorzy instytucjonalni - szukając schronienia przed licznymi zagrożeniami - będą przenosić kapitał amerykański i niemiecki rynek obligacji oraz poszukiwać alternatywy dla tych najbezpieczniejszych rynków. Między innymi dlatego, że duże zagraniczne fundusze nie zadowalają się odsetkami tych papierów nieznacznie przekraczającymi 1 proc., długoterminowe polskie obligacje skarbowe pod koniec roku są najdroższe w historii, a w strefie euro i USA padły rekordy wielkości emisji obligacji korporacyjnych.

Wybiegając kilka miesięcy w przyszłość zaryzykuję tezę, że 2013 r. będzie rokiem podwójnego klifu w USA i końca zerojedynkowego inwestowania na świecie.

Po zwycięstwie wyborów prezydenckich w USA przez Baracka Obamę, politycy obu amerykańskich partii muszą wrócić do stołu negocjacyjnego i szybko dojść do porozumienia w sprawie kluczowych dla budżetu państwa. Pierwszy klif, o którym pod koniec tego roku dudnią media ekonomiczne, to tzw. klif fiskalny.

Po kilku latach funkcjonowania preferencyjnych stawek podatkowych dla większości grup społecznych w 2013 r. zostają one automatycznie zniesione, co będzie skutkować wyższymi podatkami zarówno dla gospodarstw domowych, przedsiębiorstw, jak również inwestorów. Szacuje się, że tylko ten jednorazowy czynnik może w ciągu czterech kolejnych kwartałów odjąć od dynamiki wzrostu PKB USA ok. 2 pkt proc., co oznaczałoby ponowne wpadnięcie największej gospodarki świata w recesję.

Sądzę, że Republikanie i Demokraci osiągną konsensus odnośnie przedłużenia ulg dla gospodarstw domowych o najmniejszych i przeciętnych dochodach, ale podatki dla najzamożniejszych obywateli USA i firm będą musiały wzrosnąć, a jednocześnie wydatki budżetowe będą musiały być zmniejszone, aby Stany Zjednoczone uniknęły obniżki ratingu i przekroczenia limitu zadłużenia ustanowionego przez Kongres. Dla przeciętnego inwestora oznacza to, że dolar i amerykańskie obligacje skarbowe w pierwszych dwóch kwartałach mogą znaleźć się pod silną presją sprzedających.

Drugi klif, o którym praktycznie się nie mówi, to klif wyników spółek, a mówiąc precyzyjnie - nieunikniona korekta wygórowanych oczekiwań analityków giełdowych. Najprawdopodobniej na przełomie III i IV kwartału 2012 r. globalne spółki, w większości notowane na Wall Street, osiągnęły cykliczny szczyt zysków i marż, które rosnąc od trzech lat osiągnęły historyczne rekordy.

W przyszłym roku, bez względu na rozwiązanie problemu klifu podatkowego, dotkliwie odczują pogłębienie recesji w strefie euro, Japonii i hamowanie wszystkich dużych rynków wschodzących z Chinami i Brazylią na czele. Dla giełdowego inwestora kluczowy jest fakt, że analitycy z Wall Street, którzy w III kw. 2012 r. znacznie obniżali oczekiwania wobec spółek, w kolejnych kwartałach oczekują powrotu dwucyfrowej dynamiki poprawy przychodów i zysków netto spółek z nowojorskiej giełdy, co praktycznie skazuje ich na rozczarowanie i stwarza ryzyko spadków indeksów.

Przez koniec zerojedynkowego inwestowania rozumiem zmianę dominującego w 2012 r. przełączania się inwestorów między trybem "wysoka skłonność do ryzyka" (wzrost cen akcji, surowców, walut rynków wschodzących) a trybem "ucieczka od ryzyka" (kupno bezpiecznych obligacji, wyprzedaż papierów peryferyjnych gospodarek strefy euro, przecena euro). Pamiętając o dwóch opisanych wyżej klifach, przed katastroficzną wizją krachu na amerykańskiej giełdzie powstrzymuje mnie myśl od której zacząłem: świat inwestycji nie jest już czarno-biały.

Biznes INTERIA.PL na Facebooku. Dołącz do nas i czytaj informacje gospodarcze

Branża produkcyjna w USA jest obecnie bardziej konkurencyjna od tej sprzed 30 lat, energetyczny boom i eksploatacja złóż gazu łupkowego zmniejszają uzależnienie Stanów Zjednoczonych od zewnętrznych źródeł (mniejszy import ropy naftowej), rynek nieruchomości największe załamanie ma już prawdopodobnie za sobą, sektor prywatny zmniejszył zadłużenie do poziomów sprzed dekady, a korporacje posiadają rekordowe ilości gotówki w swoich bilansach i tylko czekają na odpowiednie warunki do rozpoczęcia inwestycji.

Ponadto, rentowności obligacji są już na tak niskich poziomach, że długoterminowo nabywanie ich po obecnych cenach niemal na pewno okaże się gorszą inwestycją niż kupno akcji stabilnych spółek wypłacających co roku kilkuprocentowe dywidendy.

Chciałbym mieć prostą odpowiedź na pytanie, które instrumenty finansowe dadzą najwięcej zarobić w 2013 r., ale świadomość wielowątkowości obecnej sytuacji największej gospodarki świata (pomijając nawet cały chaos strefy euro) nie pozwala mi ze spokojnym sumieniem powiedzieć, które argumenty będą miały większe znaczenie dla inwestorów w najbliższych kwartałach.

Łukasz Wróbel

Główny analityk Noble Securities

Gazeta Małych i Średnich Przedsiębiorstw
Dowiedz się więcej na temat: kryzys gospodarczy | świata | świat
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Finanse / Giełda / Podatki
Bądź na bieżąco!
Odblokuj reklamy i zyskaj nieograniczony dostęp do wszystkich treści w naszym serwisie.
Dzięki wyświetlanym reklamom korzystasz z naszego serwisu całkowicie bezpłatnie, a my możemy spełniać Twoje oczekiwania rozwijając się i poprawiając jakość naszych usług.
Odblokuj biznes.interia.pl lub zobacz instrukcję »
Nie, dziękuję. Wchodzę na Interię »