Wydatki i dochody Amerykanów stanęły w miejscu
Poniedziałkowa euforia giełdowa okazała się na razie niezbyt trwała. Dobry dla byków początek miesiąca to nie wszystko. Teraz stoi przed nimi zadanie przynajmniej utrzymania sporych zdobyczy.
Dane makroekonomiczne nie są zbyt sprzyjające. Wydatki i dochody Amerykanów ani drgnęły. Zamówienia w przemyśle zmniejszyły się o 1,2 proc., podczas gdy spodziewano się, że spadną o 0,5 proc. To z pewnością nie daje powodów do radości i ufnego spoglądania w przyszłość.
Notowania na Wall Street zaczęły się dziś od spadku indeksów o 0,4 proc. Optymiści powiedzą, że to normalna korekta i realizacja zysków po poniedziałkowym wyskoku. Pesymiści uznają, że wczoraj optymiści się pomylili i indeksy pójdą w dół. Na rozstrzygnięcie, kto ma rację, wypada jeszcze poczekać. Byki zdają się być wciąż w nieco lepszej sytuacji.
Wtorkową sesję na warszawskiej giełdzie inwestorzy zaczęli dość asekuracyjnie. Po wczorajszej mocnej zwyżce oba główne indeksy wystartowały nieznacznie pod kreską, zaś wskaźniki małych i średnich spółek rosły po 0,1-0,2 proc. Widać gracze uznali, że warto poczekać z poważniejszymi decyzjami do czasu "rozpoznania" nastrojów na rynkach europejskich.
Stamtąd też jednak początkowo wielkiego wsparcia nie było. Gdy jednak DAX ruszył do góry, także u nas indeksy drgnęły, powielając później ruchy przewodnika. Zakres zmian wartości indeksów był jednak dość skromny. WIG20 poruszał się w wąskim, zaledwie 25 punktowym przedziale. W pierwszych minutach sesji cztery spośród sześciu tuzów naszego parkietu zniżkowały po około 0,5 proc. Jedynie walory PZU i Telekomunikacji Polskiej notowane były w okolicach poniedziałkowego zamknięcia.
Po południu rolę obrońcy byków przejęły walory Pekao, które zyskiwały 0,9 proc. Nieznacznie dokładały się do tego papiery PKN Orlen, PZU i Telekomunikacji. Ostatecznie WIG20 zyskał 0,12 proc., WIG wzrósł o symboliczne 0,03 proc., sWIG80 zwyżkował o niecałe o,1 proc., zaś wskaźnik średnich spółek spadł o 0,26 proc. Obroty wyniosły niecałe 1,4 mld zł.
Sierpień na Wall Street rozpoczął się od mocnego uderzenia byków. Wzrost Dow Jones'a o ponad 200 punktów, czyli o 1,9 proc. i przekraczająca 2 proc. zwyżka S&P500 mogła zrobić wrażenie. Tym bardziej, że ta prawie euforia nie miała silnych podstaw fundamentalnych.
W piątek mieliśmy niewielkie rozczarowanie tempem wzrostu amerykańskiej gospodarki, zaś poniedziałkowe nieco lepsze niż się spodziewano informacje o spadku wskaźnika aktywności gospodarczej z łatwością zatarły wcześniejsze niemiłe odczucie. Radość z tego, że indeks spada wydaje się nieco podejrzana i może mieć "krótkie nogi". Ale chęć do wzrostu indeksów była bardzo wyraźna. S&P500 dotarł do poziomu najwyższego od 17 maja.
Na giełdach azjatyckich dziś nastroje były mocno zróżnicowane. Nikkei zwiększył swoją wartość o 1,3 proc., poprawiając nieco swoją sytuację. Zdecydowanie gorzej natomiast działo się na giełdzie chińskiej. Shanghai B-Share zniżkował o 0,9 proc., zaś Shanghai Composite stracił aż 1,7 proc. Obraz tych wykresów nie wygląda najlepiej. Prawdopodobna jest nieco większa korekta. Po niedawnym osiągnięciu szczytów dalszy marsz w górę napotkał na spore trudności.
Główne giełdy europejskie zaczęły dzisiejszą sesję od niewielkich spadków, sięgających 0,2 proc. W ciągu pierwszych godzin handlu niewiele się działo. Można więc mówić o nieznacznym ostudzeniu wczorajszego zapału byków. A było co studzić po tym, jak CAC40 zyskał 3 proc., a w Londynie i Frankfurcie zwyżki przekroczyły 2 proc. Na parkietach naszego regionu było dość spokojnie, choć sytuacja była zróżnicowana. W Budapeszcie, Bukareszcie i Sofii indeksy rosły rano po 0,2-0,4 proc., zaś moskiewski RTS i praski PX traciły po niemal 0,5 proc. Przed południem jedynie DAX wyrwał się nad kreskę, ale spotkał się z niebawem z kontratakiem podaży. Tuż po godzinie 16.00 tracił 0,1 proc, CAC40 zniżkował o 0,8 proc., a FTSE o 0,5 proc.
Wszystko zdaje się sprzyjać wspólnej walucie - poprawa sytuacji na giełdach, gorsze i lepsze dane makroekonomiczne w Stanach Zjednoczonych, brak złych wieści z Europy. Już w poniedziałek wieczorem kurs euro rósł wraz z indeksami na Wall Street, dochodząc z łatwością do poziomu niemal 1,32 dolara. Dziś po porannej stabilizacji pękła bariera 1,32 dolara. Pokonywanie kolejnych "schodków" odbywa się przy sporej dynamice, co sugeruje, że "wymiękają" kolejni zwolennicy gry na spadek europejskiej waluty, w pośpiechu zamykając pozycje.
Złoty w tej atmosferze ma się coraz lepiej. Dziś rano dolara można było kupić na rynku międzybankowym już za 3 zł. A jeszcze nie tak dawno ceniono go na 3,5 zł. Wobec euro nasza waluta zachowuje się znacznie spokojniej.
Po spadku w poniedziałkowy poranek kursu wspólnej waluty do poziomu poniżej 4 zł przebywała ona w tych okolicach do dzisiejszego południa. Drożeć euro "nie chciało". Nieźle radziliśmy sobie z frankiem, ku zadowoleniu posiadaczy kredytów w tej walucie. Kurs "szwajcara" od kilku dni dążył do poziomu 2,9 zł i dziś przed południem tyle właśnie osiągnął. Do końca dnia zmiany kursów były jedynie kosmetyczne.
Utrzymanie przez byki w trakcie dzisiejszej sesji zdecydowanej większości zdobytego w poniedziałek terenu trzeba zaliczyć im na plus. Nawet powrót WIG20 do poziomu 2500 punktów nie zmieniałby korzystnej dla posiadaczy akcji sytuacji. Dopiero spadek poniżej mógłby zacząć ich lekko niepokoić.
Atak na szczyt z połowy kwietnia wciąż jest bardzo prawdopodobny, jednak trudno oczekiwać, że pokonanie tego poziomu będzie możliwe "z marszu" oraz że będzie lekkie, łatwe i przyjemne. Indeksy mają już za sobą trwający ponad cztery tygodnie marsz w górę, więc jakiejś korekty można się spodziewać.
Roman Przasnyski