Zawód analityk

W Polsce pracuje ok. 150 analityków. W przeciwieństwie do doradcy inwestycyjnego i maklera, by zostać analitykiem nie trzeba zdawać odpowiednich egzaminów. Podjęcie tego zawodu jest więc sprawą umowną.

W Polsce pracuje ok. 150 analityków. W przeciwieństwie do doradcy inwestycyjnego i maklera, by zostać analitykiem nie trzeba zdawać odpowiednich egzaminów. Podjęcie tego zawodu jest więc sprawą umowną.

Na pytanie o ludzi kojarzących się z rynkiem kapitałowym, każdy odpowie bez wahania: inwestor, makler, doradca inwestycyjny i analityk. Kim jest inwestor, nie ma wątpliwości. By zostać maklerem lub doradcą, należy zdobyć licencję, zdając odpowiedni egzamin. Pozostaje pytanie, kto to jest analityk? Jak nim zostać? I kto w Polsce kryje się za zaleceniami kupuj czy sprzedaj.

Obecnie zarejestrowanych jest ponad 1754 maklerów, 173 doradców inwestycyjnych, liczba analityków nie jest znana. Szacuje się, że zawód ten wykonuje około 100-150 osób i na razie nie ma większych perspektyw, by grono to szczególnie się powiększyło. - Na rynku pracy panuje stagnacja i to zarówno jeśli chodzi o analityków, jak i maklerów oraz doradców inwestycyjnych - twierdzą zgodnie ludzie rynku kapitałowego. Kłopoty ze znalezieniem pracy mogą mieć nawet analitycy z kilkuletnim doświadczeniem. Według Marcina Sadleja, dyrektora Departamentu Analiz i Doradztwa w CDM Pekao, szanse zostania analitykiem przez osobę bez stażu są już zupełnie znikome.

Reklama

Możliwość zrobienia błyskotliwej kariery tuż po ukończeniu studiów, która była udziałem wielu znanych obecnie analityków i doradców inwestycyjnych, jest już nie do powtórzenia. Magiczne słowo - doświadczenie, zamyka niejedne drzwi, podczas gdy na początku wystarczały pewne podstawy i chęć do pracy. - Może nie było aż tak idealnie, bo początkowo analityków po prostu nawet nie potrzebowano - przypomina Rafał Gębicki, wcześniej analityk, a od kilku miesięcy kontroler finansowy w Elektrimie. Przez pierwsze lata istnienia giełdy inwestorzy byli przekonani, że sami wiedzą najlepiej, co robić. Analityków prawie od początku działania GPW zaczęły zatrudniać jedynie zagraniczne banki inwestycyjne. Z polskich biur jako pierwsze dział doradztwa stworzyło BM BGŻ w 1994 r., drugie było COK BH w 1995 r. Na szerszą skalę polskie biura większą wagę do tej funkcji zaczęły przywiązywać cztery lata temu. - Od końca 1996 r. można było zauważyć, że klientów przestały już zadowalać wyłącznie kontakty z "salesmanami". Wielu z nich chciało też porozmawiać z analitykiem. Rozpoczęła się też era road show. Na potrzebę zatrudnienia analityków zaczęto zwracać coraz większą uwagę - dodaje Rafał Gębicki.

Pierwsze analizy nie są wspominane najlepiej. Ich poziom pozostawiał wiele do życzenia. Choć, jak twierdzą złośliwi, wybiegały naprzeciw wiedzy inwestorów. A ci nieszczególnie zwracali uwagę na zawartość raportów. Najistotniejsze było zalecenie - kupuj, akumuluj czy sprzedaj.

Rekomendacje zamiast recept

Nadmiar chętnych do pracy nad potrzebami rynku kapitałowego spowodował, że wśród analityków jest też wielu doradców inwestycyjnych, którzy nie znaleźli miejsca w departamentach zarządzania aktywami lub po prostu nie chcą tam pracować. Zdarzają się także analitycy maklerzy. W tym przypadku najczęściej jest to chęć wykonywania przez nich atrakcyjniejszego zajęcia. - Praca maklera w obecnych warunkach wydaje się na tyle odtworzeniowa, że wielu ludzi to nie satysfakcjonuje - podkreśla Flawiusz Pawluk, dyrektor Departamentu Doradztwa i Analiz w BM BGŻ, który przez około trzy lata był maklerem, a od niecałych dwóch lat pracuje jako analityk.

Zdaniem szefów departamentów analiz, jest jednak pewna szansa, by analityków było więcej, bowiem brokerzy zaczęli przywiązywać coraz większą wagę, do zaoferowania klientom dodatkowych usług.

Na pytanie, kto może zostać analitykiem, najczęściej pada odpowiedź, że każdy. I tu sypią się przykłady analityków: geologów, absolwentów ogrodnictwa, szkoły morskiej, medycyny czy prawa. Jednak gdy się bliżej przyjrzeć zespołom analiz różnorodność ta stanowi margines. Normą są osoby z wykształceniem ekonomicznym i ścisłym, takim jak: matematyka, fizyka czy też kierunki politechniczne. Okazuje się, że ludziom z tymi dyplomami najłatwiej się odnaleźć i poradzić sobie w tym zawodzie. Zdecydowana większość poza sprzyjającym wykształceniem ma za sobą po prostu zafascynowanie giełdą. Niejeden analityk rekrutuje się spośród bardzo aktywnych graczy, którzy pod bramami zakładów pracy skupowali akcje pracownicze. Często obracali się oni też w otoczeniu, dla którego giełda była jednym z filarów życia towarzyskiego. Robili więc prawie wszystko, by właśnie z rynkiem kapitałowym powiązać swoje przyszłe życie zawodowe.

Poszukiwany bardzo dobry

Panująca obecnie stagnacja na rynku pracy analityków i tak jest niezłym stanem, biorąc pod uwagę, że pod koniec 1998 r., po kryzysie azjatyckim, a także w początkach kryzysu rosyjskiego zagraniczne banki inwestycyjne zdecydowały się na poważne zwolnienia. Niewiele nowych miejsc pracy pojawiło się po powstaniu funduszy emerytalnych w 1999 r., choć oczekiwania były znaczne. Miejsca dla siebie w funduszach emerytalnych szukało bardzo wielu analityków jeszcze zanim rozpoczęły one działalność. W Powszechnych Towarzystwach Emerytalnych od podań poszukujących pracy analityków uginały się biurka, podczas gdy ze ściągnięciem doradców inwestycyjnych fundusze miały duże trudności.

Brak nowych miejsc pracy dla analityków nie oznacza, że nie ma zapotrzebowania na ludzi. - Poszukiwani są jednak tylko bardzo dobrzy, a tych na rynku jest wyjątkowo niewielu - podkreśla Marcin Sadlej. Potwierdzają to też zarządzający aktywami, korzystający z zewnętrznych analiz. Kiedy prosi się o wymienienie "dobrych" nazwisk, podają dwa lub trzy. Reszta wyjechała do Londynu, bo tak m.in. wygląda ścieżka awansu. - Różnica prezentowanego poziomu w tej branży jest ogromna. Część wybijających się ściąga City. Natomiast pozostający w Polsce to w dużej części nie analitycy, lecz osoby, które mają ambicje, by nimi być - uważa jeden z rozmówców, chcący zachować anonimowość.

Co jest powodem takiej sytuacji? - Mam wrażenie, że generalnie w Polsce w każdej branży jest niewielu dobrych ludzi - uważa - szef zespołu analityków w CDM Pekao.

Zmiana pracy, bardzo chętnie

Można się zastanowić, skąd na biurkach członków zarządu PTE wzięły się sterty podań o pracę od analityków? Lojalność, jeśli chodzi o miejsce pracy, jest w tym środowisku raczej niewielka. Nikt tego nie ukrywa. Zmiana miejsca zatrudnienia jest w Polsce właściwie jedynym sposobem na awans i znaczący wzrost zarobków. O ile podwyżkę można jeszcze jakoś wywalczyć, o tyle pomysłów na awansowanie dobrych pracowników po prostu nie ma. Jedyna nadzieja kryje się w odejściu szefa zespołu czy jego zastępcy. Nierzadko zmiana jest też próbą podjęcia się analizowania atrakcyjniejszej branży, podczas gdy na zajęcie się nią w dotychczasowym biurze nie byłoby szans. Jest także na rynku kilka biur, w których ze względu na oferowane płace, analitycy pracę traktują jako drogę do zdobycia doświadczenia. Po pewnym czasie pukają tam, gdzie zarobki są wyższe. Zmiany są więc permanentne.

Odejścia stymulują też przeprowadzane fuzje banków lub też nawet ich plany. Wiadomo bowiem, jaki będzie ich ostateczny efekt. Zamiast więc czekać na rozwój wypadków, niektórzy analitycy postanawiają szukać nowej pracy. A w ostatnich miesiącach ogłaszano wyjątkowo wiele tego typu planów.

Dla części osób zajęcie to jest też odskocznią. Poza pogłębianiem wiedzy, doskonale nadaje się do zdobywania szerokich kontaktów. Efekt - przechodzenie do przemysłu lub dalej - do świata finansowego. Rafał Gębicki od kilku miesięcy jest w Elektrimie kontrolerem finansowym spółek telekomunikacyjnych i IT, a jeszcze niedawno szefował zespołowi analiz w Raiffeisen Capital&Investment. Zajmował się tam również analizą Elektrimu i branży telekomunikacyjnej. Jego historia potwierdza, że ruch w branży to norma. Jako absolwent SGH zaczynał od Creditanstalt, później był w Wood &Company, by zakończyć karierę analityka w RCI. Szefa zespołu analiz stracił też ostatnio COK BH. Andrzej Tabor przeszedł do prywatnego funduszu. Z kolei dla Flawiusza Pawluka, absolwenta SGH, BM BGŻ jest trzecim miejscem pracy. Jako makler rozpoczynał w IDM, później był w Erste Securities.

Za ile?

Ile zarabia analityk, to oczywiście najbardziej drażliwe pytanie. Jednak z pozoru banalna odpowiedź - bardzo różnie - jest w tym przypadku wyjątkowo uzasadniona. Dysproporcje są ogromne. Z reguły, w polskich dużych bankach i ich biurach maklerskich płace są najniższe. Więcej skłonne są zapłacić instytucje mniejsze. W kolosach część wynagrodzenia ma rekompensować prestiż instytucji. Płace wraz z premiami, kształtują się tu w granicach 10-13 tys. zł brutto. Banki zagraniczne są zdecydowanie bardziej hojne. Dobry, znany analityk może otrzymać tam ok. 4-4,5 tys. USD miesięcznie, czyli do 20 tys. zł brutto.

Natomiast propozycja z Londynu może oznaczać dla uznanego analityka "podciągnięcie" płacy do 80 tys. funtów rocznie, czyli ok. 40 tys. zł miesięcznie. Jeden z bardziej znanych analityków telekomunikacyjnych w City otrzymuje rocznie 150 tys. funtów.

Przy negocjowaniu płacy ważne jest oczywiście, do której strony należy inicjatywa. Płace podbija pośrednictwo head huntera. Pracodawca robi też rozpoznanie wśród klientów polskich i zagranicznych, czy dana osoba jest im znana i z jakiej strony. Efekty takiej ankiety oczywiście wpływają na ostateczny poziom wynagrodzenia. Regułą w tym środowisku są płace kominowe. Kolega siedzący przy sąsiednim biurku może zarabiać nawet trzy razy więcej.

Vacat - co robić

Przyjmijmy, że - nawet nie dla pieniędzy - analityk odchodzi. Co w takiej sytuacji? Szef działu analiz chwyta za telefon i szuka nowego pracownika u konkurencji, ewentualnie wyręcza go w tym head hunter. Nie ma tu miejsca na nowych niedoświadczonych ludzi - twierdzą zgodnie rozmówcy. Wyszkolenie nowego pracownika zabiera od pół do jednego roku, sama nauka warsztatu zajmuje, w najlepszym razie, kilka miesięcy. A co wówczas będzie się działo z porzuconymi spółkami? Na takie braki w ofercie biuro nie może sobie pozwolić. Tu również tkwi odpowiedź na to, jakie szanse na tę pracę mają dziś nowe osoby.

Chociaż niewielki, napływ nowicjuszy jednak trwa. - Świetnym modelem na wdrożenie do pracy nowych analityków byłby system często stosowany na świecie. Doświadczona osoba - senior ma pod opieką juniora i kształtuje go przez kilka lat. Ale, że nie ma osób bardzo dobrych, trudno taki model stosować. W takiej sytuacji nie można byłoby zaproponować istotnie zróżnicowanych zarobków, a to jest także podstawą takiego tandemu - mówi Marcin Sadlej. Jego zdaniem dobrze by było, aby każdy analityk w Polsce przed rozpoczęciem działalności poterminował w ten sposób co najmniej dwa lata. Pozwoliłoby mu to na pewno przejść pełny cykl naszej giełdy. - Jestem przekonany, że błędem obarczone są rekomendacje wydane przez analityka, który ma w swoim doświadczeniu wyłącznie hossę, albo tylko załamanie rynku - dodaje.

Niezłym sposobem zdobycia fotela analityka, przy obecnych możliwościach, jest zaczynanie od sprzedaży akcji. Jeśli "salesman" potrafi zdobyć klientów i później dobrze sobie z nimi radzi, to jest szansa, że jeśli zechce, zostanie dobrym analitykiem. Będzie wówczas miał jeszcze atut w postaci lepszego zrozumienia drugiej strony.

Zdaniem Flawiusza Pawluka, by zostać analitykiem najważniejsze jest obycie z giełdą. Nie chodzi wyłącznie o staż w biurze maklerskim. Może to być bogate doświadczenie inwestora. Ważne, by na własnej skórze odczuć zachowania rynku.

Dzień analityka/czki

7.00-7.30 - przeglądanie serwisów informacyjnych - zawierających o tej porze dane z poprzedniego dnia, przegląd prasy. Do godz. 8.00 pisanie i przesyłanie do klientów krótkich komentarzy na temat aktualnych wydarzeń w języku polskim i angielskim - klienci w Londynie muszą mieć te informacje przed spotkaniami o godz. 7.00, według tamtejszego czasu. W biurach zagranicznych przed godz. 8.00 odbywają się również telekonferencje z oddziałami biura w innych krajach. Przedstawiciel każdego oddziału w skrócie przedstawia najważniejsze zdarzenia z komentarzem - zajmuje to ok. 15-30 minut. Po godz. 8.00 spotkania z maklerami. Wymiana uwag na temat aktualnej sytuacji w spółkach - około 30 minut. Później rozpoczyna się praca nad głównym projektem czyli gruntowną analizą. Raz na kilka tygodni trzeba przygotować co najmniej jedną. W ciągu dnia należy też reagować na zdarzenia, które mogą wpływać na dotychczas wydane oceny, dokonywać ich aktualizacji i rozsyłać do klientów. Praca nad dużą analizą jest więc cały czas przerywana bieżącymi obowiązkami, m.in. telefonami od klientów oczekujących dodatkowego wyjaśnienia pewnych spraw.

Godz. 17-19 koniec pracy - zależy jednak od instytucji i nawału obowiązków, bowiem czas pracy nie jest normowany. W grę wchodzi głównie wykonanie poszczególnych zadań.

Wyjście z pracy nie oznacza wcale, że analityk przestał pracować. W domu ogląda informacje ze Stanów Zjednoczonych, śledzi też Bloomberga, by rano mieć informacje o aktualnej sytuacji na świecie. Dobrze by było także, aby jego życie towarzyskie toczyło się wokół spraw powiązanych z zawodowymi obowiązkami. Jest to bowiem doskonała okazja do zacieśniania kontaktów i zdobywania nowych informacji.

Do obowiązków należy także dodać kontakty z zarządami spółek i wyjazdy do firm. Są one jednak coraz rzadsze, bowiem wiele spółek otwiera przedstawicielstwa w stolicy. Z opuszczaniem biura związane są też prezentacje spółek, zachęcające klientów biura do kupna ich walorów. Czasami takie tournee może trwać kilka dni.

Zasada jest prosta - ilość pracy zależy głównie od wydarzeń na giełdzie i wokół niej. Koniunktura równoznaczna jest ze zwiększeniem obowiązków. Obecnie, gdy Polska nie jest modna w zagranicznych portfelach i większość rekomendacji brzmi niedoważaj, życie analityka jest spokojniejsze.

Tak długi dzień powoduje zapewne m.in., że w departamentach analiz nie ma zbyt wielu kobiet. - Na pewno jest to praca trudna do pogodzenia z rodzinnymi obowiązkami, szczególnie w przypadku kobiet będących już matkami i takich właśnie nie ma w tym zawodzie prawie wcale - uważa jedna z nich. Niewielka liczba przedstawicielek płci pięknej zajmujących się tą dziedziną to także efekt preferowanego wykształcenia. Na kierunkach ścisłych zdecydowanie mniej jest kobiet. Zdaniem ich kolegów różnica płci nie ma w pracy większego znaczenia, choć wydaje się, że panie mają większe zamiłowanie do porządku.

Czy rzeczywiście warto było kupować?

- Ocena pracy analityka jest prosta. O jej jakości świadczy efektywność rekomendacji. Jeśli ktoś ma 60% trafnych ocen, jest bardzo dobrym analitykiem. Trzeba pamiętać, że nikt nie ma monopolu na rację - uważa Flawiusz Pawluk z BM BGŻ. Według Marcina Sadleja z CDM Pekao oceny tej nie da się sprowadzić wyłącznie do wydanych zaleceń: kupuj, sprzedaj, czy akumuluj i perspektywicznej wyceny papierów. Bardzo ważna jest zawartość raportu. - Nie każdy potrafi wyciągnąć odpowiednie wnioski, ale jeśli treść jego analiz jest na wysokim poziomie, są one bardzo chętnie czytane przez inwestorów - zaznacza Marcin Sadlej.

Panuje zgoda co do tego, że częste zmiany rekomendacji nie najlepiej świadczą o ich autorze. W sytuacji, gdy nie dochodzi do nadzwyczajnych zmian w samej spółce i jej otoczeniu, przyzwoicie byłoby, gdyby wydane zalecenie obowiązywało około 6 miesięcy, no i oczywiście się sprawdziło.

- Szczególnie źle wygląda, gdy ktoś potrafi w ciągu kilku tygodni zmienić wycenę papieru z pięćdziesięciu kilku złotych na ponad 500 zł. Takie zachowanie nie jest już profesjonalne - podkreśla jeden z naszych anonimowych rozmówców. A z tego typu rewaluacją mieliśmy do czynienia bardzo niedawno, podczas wybuchu mody na IT i internet.

W opinii szefa zespołu analityków w CDM Pekao bardzo często problemem nie jest jednak zła, czy nietrafiona rekomendacja, lecz jej brak. Analitycy mają jakieś informacje, lecz zwlekają z ich publikacją, zajmując się mniej istotnymi rzeczami. Gdy zabierają się do pisania, na publikację jest już za późno.

Analityk wie więcej

Przed laty wielu ludzi pracujących dziś na rynku kapitałowym do zdobycia miejsca pracy w otoczeniu giełdy popychała chęć dostępu do szerszego zakresu informacji. W okresie niesamowitej hossy, stało się to motorem do zdobycia niejednej licencji maklera. Jak pod tym względem sytuacja wygląda dziś, trudno powiedzieć i jest to temat tabu. Nie ma jednak wątpliwości, że analitycy często wiedzą więcej niż przeciętni inwestorzy. Taki brak informacyjnego egalitaryzmu wywołał ostatnio wielką burzę w Stanach Zjednoczonych. Spory na ten temat trwały od 8 miesięcy. W tym czasie do urzędników amerykańskiej Komisji Papierów Wartościowych (SEC) wpłynęło ponad 6 tysięcy listów i e-maili, w których drobni inwestorzy domagali się zaostrzenia ograniczeń przyjaznych stosunków między giełdowymi analitykami i spółkami, którymi się oni zajmują.Drobni inwestorzy uważają, że przecieki informacji stawiają w uprzywilejowanej pozycji duże firmy maklerskie, a co za tym idzie także ich klientów. Przeciwni całej sprawie są natomiast prawnicy i stowarzyszenie branży maklerskiej twierdząc, że ograniczenia zamroziłyby komunikowanie się przedsiębiorstw z rynkiem, bowiem spółki powstrzymywałyby się od informacji. W czwartek władze SEC-u przegłosowały ten problem i podjęto decyzję niekorzystną dla analityków (3:1). Amerykańskim spółkom nie wolno pod groźbą kary finansowej ujawniać analitykom informacji wcześniej nieupublicznionych. Ograniczone zostały możliwości spółek co do omawiania z analitykami m.in. takich spraw, jak zyski i nowe produkty. Nowe ustalenia mają zacząć obowiązywać za 60 dni.

Czy takie problemy pojawią się także na polskim rynku, trudno przewidzieć. Na razie właściwie nikt nie dociekał, jak szeroką wiedzę mają analitycy o polskich spółkach i na ile wyprzedza ona publiczne informacje.

Parkiet
Dowiedz się więcej na temat: zawód | bank | zawody | analityk | doradca inwestycyjny | giełdy | pekao | inwestorzy | analitycy | zarobki
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy
Finanse / Giełda / Podatki
Bądź na bieżąco!
Odblokuj reklamy i zyskaj nieograniczony dostęp do wszystkich treści w naszym serwisie.
Dzięki wyświetlanym reklamom korzystasz z naszego serwisu całkowicie bezpłatnie, a my możemy spełniać Twoje oczekiwania rozwijając się i poprawiając jakość naszych usług.
Odblokuj biznes.interia.pl lub zobacz instrukcję »
Nie, dziękuję. Wchodzę na Interię »