Złe dane spychają inwestorów do defensywy
Obniżenie przez Standard & Poor?s ratingu Irlandii, znacznie niższy, niż się spodziewano wzrost zamówień na dobra trwałego użytku za oceanem i spory ich spadek po wyłączeniu środków transportu, niższa sprzedaż nowych domów i wreszcie rozczarowujący spadek cen nieruchomości to zestaw informacji, kształtujący dziś sytuację na giełdach. Trudno się więc dziwić, że znów dominowały spadki. Ich skala była jednak nieco niższa, niż dzień wcześniej. Niewielka to pociecha, ale lepsza taka, niż żadna.
Główne indeksy warszawskiej giełdy zaczęły dzisiejszą sesję w okolicach poziomu wtorkowego zamknięcia. Wskaźniki małych i średnich spółek traciły natomiast po około 0,3 proc. Pierwsze godziny handlu upłynęły pod znakiem niewielkich wahań, w wyniku których WIG20 i WIG na przemian lekko traciły i lekko zyskiwały. Później przybrały już jednoznacznie kierunek spadkowy. Wczesnym popołudniem indeks największych spółek znalazł się poniżej poziomu 2400 punktów, tracąc 0,5 proc. Spośród największych firm na małym plusie zdołały się przez większą część dnia utrzymać jedynie akcje KGHM i Lotosu.
Największym obciążeniem dla indeksów były taniejące po około 1 proc. papiery BZ WBK, Pekao, PKN Orlen, PKO i PZU. Kiepskie dane o zamówieniach na dobra trwałego użytku w Stanach Zjednoczonych doprowadziły do zwiększenia skali przeceny. WIG20 tracił już nawet 1 proc. W końcówce część strat udało się odrobić i ostatecznie zniżka wyniosła 0,7 proc. Indeks szerokiego rynku spadł o 0,58 proc., mWIG40 o 0,28 proc., a sWIG80 o 0,64 proc. Obroty wyniosły niecałe 1,6 mld zł.
Fala spadków na Wall Street wczoraj wyraźnie przyspieszyła. I tak już kiepskie nastroje popsuły fatalne dane z rynku nieruchomości. Dow Jones przez moment znalazł się nieznacznie poniżej 10 tys. punktów. S&P500 tracił już 1,9 proc., choć ostatecznie zakończył dzień spadkiem o 1,45 proc. Od 9 sierpnia stracił na wartości 76 punktów, czyli 6,7 proc.
Nie widać, by w okolicach ważnego wsparcia byki były w stanie podjąć skuteczną próbę obrony przed dalszą przeceną. Jeśli kolejne dane okażą się mniej pesymistyczne, można liczyć na niewielkie odreagowanie, jednak ruch w kierunku dołka z początku lipca, znajdującego się na wysokości 1022 punktów, staje się coraz bardziej prawdopodobny. Niedźwiedziom brakuje do tego zaledwie 30 punktów.
Równie fatalne nastroje panują na giełdach azjatyckich, szczególnie w Japonii. Nikkei spadł dziś prawie 1,7 proc., a od początku kwietnia traci już 22 proc. Także w Chinach mieliśmy spore spadki. Shanghai B-Share skorygował swój wczorajszy 5 proc. wyskok, tracąc dziś 0,9 proc. Shanghai Composite stracił 2 proc. i w odróżnieniu od swego kolegi, znajdującego się w trendzie wzrostowym, od kilku tygodni porusza się w bok, a ostatnio kieruje się coraz bardziej wyraźnie w dół. Indeks na Tajwanie zniżkował o prawie 2,6 proc.
Indeksy w Paryżu i Frankfurcie zaczęły dzisiejszą sesję od spadków o 0,3-0,4 proc. W Londynie handel zaczął się w okolicach wczorajszego zamknięcia. Nastroje dość szybko się poprawiały i po godzinie wskaźniki znalazły się nieznacznie nad kreską. Ale na poważniejszy wzrost nie miały siły. Pomógł lepszy niż się spodziewano odczyt indeksu nastrojów w niemieckiej gospodarce, wyliczany przez instytut Ifo, ale na zbyt wiele to nie starczyło.
Na parkietach naszego regionu panował dziś brak jednomyślności i zdecydowania. W Budapeszcie i Pradze wskaźniki rano zwyżkowały, w Moskwie, Bukareszcie i Sofii nieznacznie traciły. Jeszcze przed południem skala spadków na głównych giełdach wyraźnie się zwiększyła. Nastroje zmroziła informacja o obniżeniu ratingu Irlandii przez agencję Standard & Poor?s oraz kolejne złe dane zza oceanu. Tuż po godzinie 16.00 CAC40 zniżkował o 1,7 proc., DAX tracił 0,9 proc. w FTSE zniżkował o prawie 1 proc.
Na światowym rynku walutowym robi się coraz bardziej nerwowo. Wczoraj do publikacji danych z amerykańskiego rynku nieruchomości euro zdecydowanie traciło na wartości. Jego kurs dotarł do 1,258 dolara. Po fatalnej publikacji wspólna waluta gwałtownie umocniła się do ponad 1,27 dolara, po czym wieczorem znów osłabła. Dziś jej kurs nadal skakał od 1,26 do ponad 1,27 dolara. Po wczorajszych piętnastoletnich rekordach mocy, dziś do południa nieco stracił na wartości jen. To wynik pogłosek, że może jednak dojść do interwencji, mających na celu osłabienie japońskiej waluty. Frank z kolei kontynuował tendencję do umacniania się, ale nie była ona już tak gwałtowana, jak we wtorek.
Zmiany te przekładały się na nasz rynek. Wtorkowe osłabienie złotego zostało dziś nieco skorygowane, jednak nastroje nadal nie sprzyjały naszej walucie. Kurs euro rano spadł do 3,985 zł, czyli o niemal 4 grosze w porównaniu do wtorkowego szczytu, szybko jednak powrócił do 4,01 zł. Podobnie działo się z dolarem, który najpierw staniał do 3,13 zł, by jeszcze przed południem dotrzeć do ponad 3,17 zł. Kurs franka wahał się w przedziale od niemal 3,05 do ponad 3,08 zł.
Na rynek nie przestają napływać złe dane makroekonomiczne, nastroje nie mają szans się poprawić, trudno się więc dziwić, że spadkowa seria trwa nadal. Można się spodziewać co najwyżej niewielkiego odreagowania. Ale i do tego potrzeba byłoby choćby małego sygnału, że z globalną gospodarką nie jest aż tak źle, by wyglądać drugiego dnia recesji. Albo przynajmniej przerwy w ?dostawach? negatywnych informacji. Indeks naszych największych spółek spadł poniżej poziomu 2400 punktów i przymierza się do testowania kolejnych, leżących niżej wsparć. Sierpniowy bilans nie będzie raczej dla posiadaczy akcji zbyt miły, choć sięgający na razie 6 proc. spadek WIG20 wielkim dramatem nie jest.
Roman Przasnyski