100 lat temu Polska pierwszy raz zmierzyła się z hiperinflacją. Wyszła z tego starcia zwycięsko

Wszyscy znają datę 11 listopada, ale dla polskiej historii nie mniej ważny jest 11 stycznia. Za 3 miesiące minie dokładnie 100 lat od rozpoczęcia reformy walutowej Władysława Grabskiego i pierwszego w nowoczesnej historii Polski starcia z inflacją. Nasi przodkowie je wygrali, ale nie było łatwo.

  • Inflacja w Polsce w latach 1920-22 wynosiła 400-500 proc. r/r
  • Hiperinflacja w 1923 r. wzrosła do 35 000 proc. rocznie
  • 11.01.1924 r. premierem i ministrem skarbu został Władysław Grabski
  • Niemal 100 lat temu złoty zajął miejsce marki polskiej
  • Nowa waluta miała pokrycie w złocie i była całkowicie wymienialna

Trudne początki niepodległości i ich cena

Polska odzyskała niepodległość w listopadzie 1918 r., ale pierwsze jej miesiące upłynęły na walce o granice państwa. Dopiero po zakończeniu wojny z sowiecką Rosją - traktat ryski podpisano 18 marca 1921 - można było zająć się gospodarką, której stan był więcej niż opłakany. O ile wszystkie państwa Europy musiały przestawić swoje gospodarki po ogromnym wysiłku wojennym na tryb pokojowy, to w przypadku Polski kłopoty pogłębiał fakt, że dopiero powstawała, pracowicie "zszywana" z trzech bardzo różnych części państw zaborczych. 

Reklama

Rzeczpospolita miała bardzo ograniczone dochody i trudności w ich ściąganiu przez dopiero budowany aparat fiskalny. Wojnę z bolszewikami - wydatki wojskowe pochłaniały w jej trakcie ponad połowę budżetu - finansowano drukując pieniądze coraz bardziej bez pokrycia. Wydatki budżetu dwukrotnie przekraczały jego przychody. Efekt mógł być tylko jeden. O ile jednak inflacja w latach 1920-22 wynosiła 400-500 proc. w skali roku, to już w kolejnych miesiącach jej roczną stopę szacuje się na 35 000 proc.!

- O hiperinflacji mówimy gdy ceny rosną szybciej niż 50 proc. miesiąc do miesiąca. O ile umiarkowana inflacja pobudza gospodarkę, to hiperinflacja ją dusi. W sytuacji gdy wartość pieniądza spada dosłownie w ciągu jednego dnia, każda transakcja handlowa czy udzielony kredyt oznacza stratę, dlatego wszelka aktywność ekonomiczna zamiera - mówi Interii Biznes prof. Wojciech Morawski, historyk i ekonomista, kierownik Katedry Historii Gospodarczej i Społecznej Szkoły Głównej Handlowej w Warszawie.

Czasy były gorące. Kłopoty z hiperinflacją czyli drożyzną dotknęły nie tylko Polskę - miały je też Niemcy, Austria i Węgry. Bez trudu więc w październiku 1923 r. komuniści zorganizowali powstanie w Hamburgu, a w listopadzie narodowi socjaliści próbowali dokonać puczu w Monachium - w obu miejscach padli zabici i ranni. Podobnie było podczas tłumienia przez polskie wojsko wywołanych drożyzną robotniczych zamieszek w Krakowie.

Walka z hiperinflacją i nowa waluta

Odrodzone państwo nie miało też de facto własnej waluty - posługiwano się wciąż marką polską, wprowadzoną przez Niemców na zajętych przez nich terenach jeszcze podczas I wojny światowej. O zmianie waluty myślano już w lutym 1919 r. - wówczas planowano nazwę "lech". Kiedy z końcem 1923 r. kraj znalazł się na skraju niewypłacalności, postanowiono połączyć stabilizację finansów państwa z wprowadzeniem nowej waluty, złotego. Zadanie miał wykonać nowy premier i zarazem minister skarbu Władysław Grabski, który na pół roku dostał od Sejmu prawo wydawania dekretów z mocą ustawy.

Stabilizacja finansów

Nowy premier ograniczył wydatki budżetowe, w tym nakłady na wojsko i administrację. Szczególnie ważne okazało się podniesienie taryf kolejowych - chodziło o to by, dotowane dotąd przez państwo, przewozy kolejowe zaczęły zarabiać na siebie. Na najbogatszych obywateli (o majątku powyżej 10 tys. franków szwajcarskich) nałożono jednorazowy podatek nie od dochodów, a od posiadanego majątku, co miało przynieść 600 mln polskich marek. Skutki bywały dramatyczne.

- Wielu płatników podatku majątkowego nie miało gotówki na zapłatę zobowiązań wobec państwa. Skutkowało to nieraz egzekucjami zakończonymi licytacjami - pisał w 2016 r. w "Polityce" Kamil Wrotkowski, wówczas doktorant w Uniwersytecie Gdańskim.

Bardzo efektywne okazało się też przeliczenie podatków na ich równowartość w szwajcarskich frankach.

- Wcześniej, w warunkach inflacji, opłacało się maksymalnie opóźniać zapłatę podatków, bo ich realna wysokość spadała - to klasyczny efekt Tanziego. Gdy podatki przeliczono na franki, takie uniki przestały mieć sens - mówi prof. Wojciech Morawski.

Podjęte działania bardzo szybko przyniosły efekt - równowagę budżetową udało się uzyskać już po miesiącu. Inflacja wyhamowała, można było przerwać drukowanie pieniędzy. Najważniejsze było przywrócenie zaufania do krajowej waluty - Polacy przestali kupować za wszelką cenę obce waluty, a wręcz zaczęli je odsprzedawać Polskiej Krajowej Kasie Pożyczkowej, która pełniła wtedy rolę banku centralnego.

Złoty polski

Możliwy stał się więc drugi krok - z końcem marca 1924 r. zaprzestano emisji marki polskiej i zlikwidowano Polską Krajową Kasę Pożyczkową. Jej miejsce zajął Bank Polski, a walutą stał się polski złoty, którego kurs zrównano ze szwajcarskim frankiem. Wymianę pieniędzy prowadzono przez ponad rok w parytecie 1 zł = 1,8 mln marek polskich. Nowa waluta miała pokrycie w złocie i innych walutach wymienialnych na złoto.

- Warto podkreślić, że całą operację stabilizowania finansów państwa udało się przeprowadzić własnymi siłami. To bardzo ważne, bo nie brakowało wówczas propozycji pomocy finansowej z zewnątrz, ale za cenę zgody Polski na rewizję przebiegu naszej granicy z Niemcami - podkreśla prof. Wojciech Morawski.

W krótkim czasie zmiany doprowadziły do pogorszenia koniunktury (tzw. kryzys postabilizacyjny), ale w dłuższej perspektywie ożywiły gospodarkę, a złoty aż do 1939 r. pozostawał walutą w pełni wymienialną i jedną z najbardziej stabilnych w Europie.

- Rzadko mówi się o tym, że rząd Grabskiego dobrze wykorzystał czas zyskany dzięki stabilizacji finansów państwa. Polityk kojarzony jest głównie z tą zmianą, a przecież jego rząd zajął się także reformą rolną, konkordatem czy przepisami dotyczącymi mniejszości narodowych - dodaje prof. Morawski.

Grabski i Balcerowicz - próba porównania

Reformy Grabskiego często stawiane są obok planu Balcerowicza z końca XX wieku. Czy słusznie? W końcu w obu przypadkach źródłem problemów była inflacja.

- Balcerowicz miał trudniejsze zadanie. O ile celem Grabskiego była stabilizacja istniejącego systemu, to Balcerowicz musiał go zbudować od podstaw. Kiedy Grabski realizował reformy, ceny towarów były wolnorynkowe, Balcerowicz dopiero musiał je uwolnić, co wtedy było szokiem - uważa prof. Wojciech Morawski.

- W obu przypadkach wyzwanie było podobne - chodziło o przywrócenie wiarygodności pieniądza. O ile jednak Grabski miał łatwe do określenia źródło problemu - nadmierne wydatki państwa - to Balcerowicz stanął głównie w obliczu skutków uwolnienia czyli urealnienia cen po latach ukrywania ich rzeczywistego poziomu w gospodarce niedoboru. Jednocześnie załamała się produkcja - sklepy były puste i samo zrównoważenie finansów jeszcze niczego nie rozwiązywało - mówi Interii Biznes prof. Witold Orłowski, ekonomista, wykładowca uczelni Vistula.

- Grabski też właściwie musiał zbudować gospodarkę od nowa. Wspólnym mianownikiem byłą dramatyczna sytuacja w której obaj politycy dostali nadzwyczajne uprawnienia: Grabski tylko na pół roku, ale bardziej radykalne - dekrety z mocą ustawy - Balcerowicz miał polityczny parasol ochronny wprawdzie dłużej, ale nie aż tak szczelny. Obaj byli też po latach bardzo ostro krytykowani - taki już los reformatorów - podsumowuje prof. Orłowski.

Wojciech Szeląg

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: Władysław Grabski | Leszek Balcerowicz | hiperinflacja | złoty
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Finanse / Giełda / Podatki
Bądź na bieżąco!
Odblokuj reklamy i zyskaj nieograniczony dostęp do wszystkich treści w naszym serwisie.
Dzięki wyświetlanym reklamom korzystasz z naszego serwisu całkowicie bezpłatnie, a my możemy spełniać Twoje oczekiwania rozwijając się i poprawiając jakość naszych usług.
Odblokuj biznes.interia.pl lub zobacz instrukcję »
Nie, dziękuję. Wchodzę na Interię »