Air Polonia w roli skarżącego
Właściciele taniego przewoźnika szybko znaleźli winowajcę. Dziś poskarżą się na niego do prokuratury.
Trzech spośród czterech udziałowców Air Polonii, o której tak było ostatnio głośno, postanowiło złożyć w prokuraturze zawiadomienie o popełnieniu przestępstwa przez Crescent PlainConsult Group (CPCG) - spółkę, która miała doinwestować polskiego taniego przewoźnika.
- Przygotowane dokumenty powinny już dziś rano być w prokuraturze - potwierdza Tomasz Sudoł, jeden z udziałowców Air Polonii.
Dziwne kombinacje
Właściciele zarzucają irlandzkiej firmie celowe działanie na szkodę spółki, oszustwo w celu przejęcia władzy, a w końcu doprowadzenie jej do upadłości. Według nich, pomysł Irlandczyków na przejęcie Air Polonii wydawał się z początku prosty.
- W pierwszej umowie polscy udziałowcy zadeklarowali wniesienie do nowo tworzonej spółki Air Polonia LCC udziałów Air Polonii, a CPCG miało dołożyć do przedsięwzięcia 3,3 mln zł na poczet kapitału zakładowego oraz udzielić do 10 mln USD pożyczki - wyjaśnia Tomasz Sudoł.
Ostatecznie umowy nie podpisał Maciej Waśniewski, czwarty wspólnik, wprowadzono więc bardziej skomplikowany plan.
- Powstał pomysł wniesienia do spółki Air Polonia LCC praw do udziałów posiadanych przez trzech udziałowców, czyli łącznie 91 proc. Air Polonii. W zamian otrzymaliśmy 24 proc. nowej spółki - tłumaczy Tomasz Sudoł.
Zbadali, odeszli
I tak miał wyglądać finał operacji... do feralnej nocy z 4 na 5 grudnia, kiedy Irlandczycy wycofali się z transakcji.
- W uzasadnieniu Irlandczycy podali trzy powody: wzrost cen paliw, wysokie opłaty lotniskowe i koszty obsługi naziemnej oraz dumpingowe ceny stosowane przez innych tanich przewoźników - wylicza udziałowiec.
Według podpisanego przez strony dokumentu, żadna z nich nie była wymieniana jako uprawniający do zerwania umowy. Dodatkowe wątpliwości udziałowców może budzić fakt, że zanim Irlandczycy zdecydowali się na inwestycję, to przeprowadzili siedmiomiesięczny due diligence. I to właśnie po tym badaniu zapadła decyzja o przejęciu.
- Trudno uwierzyć, że po czterech miesiącach sytuacja tak diametralnie się zmieniła - mówi Tomasz Sudoł.
Marta Filipiak