Akcje zaczynają dyskontować najgorsze scenariusze

Utrzymywanie przez nas pesymistycznego nastawienia do rynku i branie pod uwagę pojawienia się kryzysowych/krachowych reakcji na giełdach okazało się słuszne. Takie podejście opieraliśmy na stopniowej utracie zaufania inwestorów do podejmowanych kroków, mających zaradzić problemom amerykańskiej i światowej gospodarki. Można co prawda powiedzieć, że gdyby Kongres przyjął plan ratowania sektora finansowego, to w Ameryce nie doszłoby do załamania.

 Utrzymywanie przez nas pesymistycznego nastawienia do rynku i branie pod uwagę pojawienia się kryzysowych/krachowych reakcji na giełdach okazało się słuszne. Takie podejście opieraliśmy na stopniowej utracie zaufania inwestorów do podejmowanych kroków, mających zaradzić problemom amerykańskiej i światowej gospodarki. Można co prawda powiedzieć, że gdyby Kongres przyjął plan ratowania sektora finansowego, to w Ameryce nie doszłoby do załamania.

Spójrzmy jednak na to, co stało się w Europie zanim plan został odrzucony. DJ Stoxx 600 spadł wczoraj o ponad 5 proc. i przebił wcześniejszy dołek bessy. To nie pozostawiało złudzeń, co do tego, która strona rządzi rynkiem. Na pewno zniżka byłaby mniejsza gdyby plan zaakceptowano, ale i tak byłaby. Inwestorzy po prostu przestali wierzyć w skuteczność pomocy. Kiedy ponad tydzień temu byliśmy świadkami euforii po tym, jak pojawiła się nadzieja na pomoc amerykańskiego państwa dla sektora finansowego, zwracaliśmy uwagę, że tak się bessy nie kończą. Inwestorzy na chwilę znów zawierzyli na wyrost w optymistyczne scenariusze. Konsekwentnie więc taką sesję, jak wczorajsza trzeba przewrotnie traktować w pozytywnych kategoriach. W głowach inwestorów pozostała już tylko niepewność. W krótkim terminie powinna ona dalej zbijać notowania, ale na dłuższą metę pozwoli zdyskontować najgorsze scenariusze. Nawet gdy one będą się realizować, będą mieć już odzwierciedlenie w cenach akcji. Dlatego wczorajsze reakcje oceniamy w kategoriach optymistycznych.

Reklama

Wydarzenia wokół sektora finansowego w największym stopniu determinują notowania, ale z innych obszarów również dochodzą złe informacje. Wczoraj dotyczyły wydatków konsumenckich w Ameryce oraz inflacji. W strefie euro chodziło o słabą sprzedaż detaliczną. Wydatki Amerykanów w ujęciu rocznym zwiększyły się w sierpniu o 4,8 proc., co jest najniższym poziomem od 2003 r. Jednocześnie wzrosła inflacja bazowa odpowiadająca koszykowi wydatków amerykańskiego konsumenta, do 2,6 proc.. Poziom akceptowany przez Rezerwę Federalną to 2 proc.. Okazuje się więc, że wzrost cen żywności i szczególnie paliw z I połowy tego roku zaczyna przekładać się na ceny innych dóbr. To bardzo niekorzystna sytuacja dla władz monetarnych. Dlatego zwracamy uwagę, że przy całej powadze sytuacji w sektorze finansowym, czego kolejnym potwierdzeniem były przejęcie Wachovii i nacjonalizacja Fortisa, kluczowa jest słabość gospodarek. Dlatego to, co dzieje się z bankami, ma tak duże znaczenie dla rynków.

Nasza giełda znów staje dziś wobec ryzyka spadku WIG poniżej 36 tys. pkt. Biorąc pod uwagę jakość i siłę odbicia od tej bariery z poprzednich dni pokonanie tego wsparcia jest prawdopodobne. Zwiększałoby to ryzyko scenariusza, który obrazowo opisujemy: po największej hossie przychodzi największa bessa. To oznaczałoby, że WIG od rekordu wszech czasów spadnie o więcej niż połowę.

Katarzyna Siwek

Expander.pl
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy
Finanse / Giełda / Podatki
Bądź na bieżąco!
Odblokuj reklamy i zyskaj nieograniczony dostęp do wszystkich treści w naszym serwisie.
Dzięki wyświetlanym reklamom korzystasz z naszego serwisu całkowicie bezpłatnie, a my możemy spełniać Twoje oczekiwania rozwijając się i poprawiając jakość naszych usług.
Odblokuj biznes.interia.pl lub zobacz instrukcję »
Nie, dziękuję. Wchodzę na Interię »