Balcerowicz musi powrócić, czyli liberalizm albo śmierć!

Mówi się, że w Polsce ekonomiści wzięli na siebie rolę opozycji.

Z całą pewnością krytyka rządu ze strony prof. Balcerowicza czy prof. Rybińskiego musi mieć swój ciężar gatunkowy. Do wyobraźni ludzi najlepiej przemawiają zawsze liczby, a obydwaj ekonomiści posługują się właśnie wymiernymi liczbami.

Kiedyś prawie na wszystkich stadionach w Polsce śpiewano taką piosenkę: "Gdzie twoja Legia, Szpakowski, gdzie twoja Legia...". Tak na marginesie, Darka Szpakowskiego bardzo lubię i podoba mi się jego komentowanie meczy, bo to prawdziwy profesjonalista. Ale jest tu pewna analogia w sensie działania ostrej, życiowej ironii. Zbliżają się wybory, za kilka miesięcy politycy pojadą na przedwyborcze wiece, przedstawiciele rządu będą zapewne przecinać kolorowe wstęgi, chwalić się swoimi sukcesami (których tak naprawdę nie ma) i polscy wyborcy, gdyby nie zawodziła ich pamięć, gdyby byli konsekwentni, powinni zaśpiewać: "Gdzie twoja Irlandia, Tusk, gdzie Twoja Irlandia...".

Reklama

Imperatyw moralny

Choćby nawet w piekle miał zapanować mróz, choćby minister Rostowski nie wiem jak się starał, choćby dwoił się i troił, to nie wykaże, że mówił ludziom w Polsce prawdę. Bo fakty są takie, że ich oszukiwał, mamił społeczeństwo obietnicami, że państwu nie grożą poważne problemy finansowe, że deficyt budżetowy znajduje się pod kontrolą. Tymczasem dziś pożycza się pieniądze z przyszłości (na tym polega paradoks, że nie te, które zostały zaoszczędzone w przeszłości, tylko z przyszłości), plądruje się portfele przyszłych pokoleń.

W polityce jest wiele cnót. Ale jest jedna podstawowa i fundamentalna. Obowiązkiem polityka jest zawsze mówić prawdę. Nawet w najtrudniejszych chwilach uczciwie komunikować się ze społeczeństwem.Opinia publiczna nie musi czekać, aż konkretnego polityka skażą prawomocnym wyrokiem, aż w ramach skomplikowanych procedur sądowego przewodu zostanie mu dowiedzione kłamstwo. Tu nie działa zasada domniemania niewinności. Tu same wątpliwości są już obciążające. Wystarczy, że ktoś myli się w faktach, nie potrafi racjonalnie wytłumaczyć określonych okoliczności i już powinien zostać skazany na infamię, opuścić służbę publiczną.

W polityce obowiązują wyższe standardy. Te same, o których tak pięknie w poszczególnych kampaniach wyborczych mówiła Platforma Obywatelska. Te same, które miały być kanonem zapowiadanej przez PO odnowy moralnej.

Gdzie pryncypialność i konsekwencja moralna?

W przypadku Tuska i Rostowskiego nie ma mowy nawet o wątpliwościach. Tu są twarde fakty. Oni po prostu oszukali społeczeństwo, podobnie zresztą jak większość poprzednich elit. I to jest właśnie największy dramat całej polskiej polityki. Gdyby ktoś chciał to weryfikować albo pozwać mnie do sądu za pomawianie ważnych funkcjonariuszy publicznych, to proszę bardzo.

Wystarczy sięgnąć do archiwów przejętej niedawno przez przedziwną koalicję PO-PSL-SLD telewizji publicznej, aby udowodnić kłamstwo. Nie będzie to trudne, bo oni nawet w swoich indywidualnych wypowiedziach nawzajem sobie zaprzeczają. Nie trzeba byłoby nawet przedstawiać skomplikowanych, drobiazgowych dowodów.

Kontekst moralny jest ważny. Oczywiście, najbardziej interesuje nas wątek ekonomiczny. Ale czy ktoś, kto jest niewiarygodny moralnie, może być wiarygodny ekonomicznie? W ekonomii właśnie potrzebna jest ta konsekwencja moralna, głęboka pryncypialność, aby przeprowadzić pewne rzeczy, aby dysponować moralnym zaufaniem, niezbędnym do ich przeprowadzenia.

Za słowami muszą iść czyny, a ludzie muszą politykom wierzyć. Zawsze mówię: "rzucać perły przed ludzi". Czyli mówić im prawdę, niezależnie od złożoności sytuacji oraz ryzyka, na jakie wystawia się własną społeczną popularność. Imperatyw moralny potrzebny jest również w polityce i w ekonomii.

Wielokrotnie w polskim dyskursie publicznym odwołujemy się do spektakularnych przykładów Margaret Thatcher czy Ronalda Reagana. Oni osiągali ogromne sukcesy. W politologii czy ekonomi ukuto nawet termin thatcheryzmu. Ale tam była pryncypialność, determinacja w działaniu, konsekwencja moralna, umiejętność pójścia nawet pod prąd, na przekór opinii publicznej, gdy wymagał tego długofalowy społeczny interes czy racja państwa.

W polityce czy gospodarce (tym bardziej, gdy się zarządza pieniędzmi i przyszłością ludzi) może być miejsce jedynie na pragmatyzm. Ale gdzie tu porównywać Tuska czy Rostowskiego do Thatcher czy Reagana. Gdyby Polska miała takich przywódców, jak Tusk i Rostowski, w całej swojej historii, pozostałaby po wsze czasy petentem obcych mocarstw.

Ekonomia i etos

Każdy, kto oglądał kultowy film lat 90. w reżyserii Roba Reinera, pt. "Ludzie honoru", wie, jak ważny w służbie publicznej jest etos. Downey i Dowson - żołnierze elitarnej jednostki marines w amerykańskiej bazie wojskowej w Guantanamo na Kubie w ramach niepisanego kodeksu fali "docierają" swojego kolegę, który złamał niepisane reguły. W wyniku "docierania" żołnierz umiera. Ponieważ w sprawę zamieszany jest płk. Nathan Jessep, wysoki oficer amerykańskiej armii, posiadający koneksje na najwyższych szczeblach administracji państwowej USA, grążącej skandalem sprawie chce się za wszelką cenę ukręcić łeb.

Aby szybko zlikwidować problem, Downeyowi i Dowsonowi proponuje się ugodę, co oznacza, że po dwóch latach odsiadki mogliby wyjść na wolność. W innym przypadku grozi im krzesło elektryczne. Ale oni wolą wybrać właśnie krzesło elektryczne niż splamić swój honor, swój żołnierski mundur. Są przekonani, że w chwili wykonywania rozkazu działali zgodnie z wojskowym etosem i spełniali obowiązek wobec państwa. Wolą umrzeć niż zdjąć żołnierski mundur. Podczas procesu mówią tylko prawdę.

Otóż, dlaczego tak bardzo należy szanować prof. Leszka Balcerowicza? Bo on właśnie był taki, jak ci dwaj żołnierze z bazy Guantanamo. Podejmował najtrudniejsze z możliwych wyzwań. Podjął się trudu przeprowadzenia złożonych reform gospodarczych w okresie największego kryzysu polskiej gospodarki, w momencie ekonomicznego kataklizmu. Był wierny swojemu liberalnemu, reformatorskiemu, propaństwowemu paradygmatowi.

Nigdy nie wypierał się posiadanych liberalnych poglądów, nie przywdziewał socjotechnicznych masek, nie uprawiał taniego populizmu, nie działał według konformistycznego algorytmu zbijania politycznej popularności. Realizował działania niepopularne, politycznie ryzykowne czy społecznie deprecjonowane. Ale taki był interes państwa i tak należało postępować. I oczywiście zapłacił za to wysoką polityczną cenę, ale etosu uczciwego ekonomisty nikt go już nie zdoła pozbawić, a historia w coraz większym stopniu przyznaje mu rację.

Balcerowicz nie boi się prawdy

Jednak jest jeszcze jedna rzecz, o której należy pamiętać w kontekście Leszka Balcerowicza. Chodzi właśnie o ten etos. On mówił ludziom prawdę - nierzadko bardzo trudną, bolesną, niepopularną, ale był do bólu uczciwy w swym przekazie. Nie obiecywał nikomu żadnych Irlandii, gruszek na wierzbie, podatków liniowych czy tysięcy kilometrów autostrad. Nie mamił społeczeństwa łatwymi obietnicami. Nie chował długu publicznego.

Wprost przeciwnie, mówił otwarcie: "Słuchajcie, Polska jest w niezwykle trudnej sytuacji, trzeba podjąć głębokie reformy, zacisnąć pasa, to będzie bolało, ale w przyszłości będzie lepiej". Była to polityka nastawiona na jakiś konkretny kurs, na przyszłość Polski, na dobro wspólne oraz interes przyszłych pokoleń. Tamte chwile stanowiły najlepszy (złoty) czas nurtu pragmatycznego, reformatorskiego.

Oczywiście można nie lubić Leszka Balcerowicza, można się z nim nie zgadzać, na pewno trzeba polemizować (sam mam sporo zastrzeżeń do jego polityki, choć z głównymi liberalnymi aksjomatami się zgadzam), ale należy go szanować za pryncypialność, za etos uczciwego ekonomisty i prawdomówność. I w tym sensie (może niekoniecznie personalnym, aczkolwiek nic przeciwko temu nie mam), w tej ideowej konotacji Leszek Balcerowicz musi powrócić! W końcu w ekonomii powinien przyjść czas na twardą liberalną, thatcherowską pryncypialność i żelazny pragmatyzm.

Ostatnio w ferworze debaty publicznej dużo się mówiło o ewentualnej debacie Rostowskiego z Balcerowiczem. Chciałoby się sięgnąć do słów poety: "Znaj proporcjum, mocium panie". Panie Rostowski, niech się pan nie ośmiesza!

Polityka odnowy "moralnej"

Jak wyglądają szumnie zapowiadane standardy Platformy Obywatelskiej po niespełna czterech latach rządzenia? Pierwszy standard - spotkania na cmentarzach. Hazardowemu lobbyście Chlebowskiemu potrzebne było towarzystwo potentata od tzw. jednorękich bandytów Ryszarda Sobiesiaka, aby się pomodlić nad grobem zmarłej siostry. Sam nie mógł w ciszy i spokoju zebrać w sobie głębszej refleksji. Najgorsze jest jednak to, że tę prymitywną ściemę usiłowano wpuścić w przestrzeń publiczną, robiąc sobie z inteligencji ludzi po prostu drwiny. Teraz, żeby zachować obowiązujący w polityce standard, trzeba spotykać się na cmentarzach z osobami o wątpliwej biznesowej proweniencji.

Po drugie - posługiwanie się grypserą. Czołowy polityk rządzącej partii, do niedawna szef Klubu Parlamentarnego, przewodniczący sejmowej komisji finansów publicznych w rozmowie z hazardowymi przedsiębiorcami rozmawia grypsem. Polityk?! Osoba publiczna?! Przecież to są zachowania rodem z jakiejś gangsterskiej praktyki.

Po trzecie - nepotyzm, bo korupcji nie mogę zarzucić, podejrzewam, że jest, intuicja mi to podpowiada, są nawet pewne przesłanki, ale suma rozmaitych faktów i tak nie wystarczy, aby postawić oskarżenie, a tym bardziej je udowodnić, a więc nikomu zarzutu nie stawiam.

Jednak pewne fakty stają się dla opinii publicznej wymowne. Przed zabraniem się do pisania tego tekstu byłem w warszawskiej restauracji przy ul. Wiejskiej, nieopodal Sejmu. Za mną wszedł minister Grabarczyk w towarzystwie jeszcze jednego pana. Pedancik, elegant, może podobać się kobietom. Los rządził, że obsługiwała nas ta sama kelnerka. W pewnym momencie powiedziałem do niej: "Niech pani uważa, bo obsługuje pani ministra". Odparła coś w stylu: "Wiem, było o nim głośno". To już nawet kelnerki (których absolutnie nie chcę urazić) w restauracjach wiedzą o Grabarczyku. Ale premier Tusk jest głuchy jak pień na argumenty opinii publicznej. Tak wyglądają standardy tego rządu.

Standardy Platformy Obywatelskiej

Należy przypomnieć słowa z exposé prezesa Rady Ministrów sprzed czterech lat. W niewielkim skrócie myślowym wyglądały one mniej więcej tak: osobiście mam na punkcie korupcji jakąś awersję, mój rząd wypali ją gorącym żelazem. Gdyby to miała być prawda, to Grabarczyk powinien już być "wtopiony" w sejmową podłogę, a tymczasem przychodzi sobie bez ochrony, jak gdyby nigdy nic, do restauracji, zamawia piwo.

Oczywiście, nie twierdzę, że Grabarczyk jest skorumpowany, ale jego sposób zatrudniania ważnych urzędników w podległym mu ministerstwie pachnie nepotyzmem. Preferowani są tylko ludzie z jego miasta i uczelni. Ktoś nawet żartował, że aby sparaliżować w Polsce cały transport, wystarczy zatrzymać jeden pociąg z Łodzi do Warszawy, gdyż tylu pracowników przedmiotowego ministerstwa nim jedzie. W taki sposób zarządza się jedną z najważniejszych gałęzi gospodarki, jaką jest infrastruktura. Według takich kryteriów obsadza się najważniejsze stanowiska w państwie. Tak wyglądają standardy Platformy Obywatelskiej.

Gwoli sprawiedliwości: poprzednie ekipy, PiS-u czy SLD, wcale nie były lepsze. Podobnie ważni funkcjonariusze państwowi włóczyli się nocą po hotelach, rozmawiali grypsem, targowali w zaciszu sejmowych pokoi ważnymi stanowiskami państwowymi z ludźmi niskiego pokroju i o obrzydliwie populistycznej, koniunkturalnej mentalności czy (co jeszcze gorsze) próbowano układać się z gangsterami, tak jak w przypadku afery starachowickiej.

Ale jest jedna zasadnicza różnica - wówczas takie sprawy przynajmniej ujawniano, ścigano, czasami rozliczano. Teraz zaś obowiązują "wyższe" standardy, co oznacza, że im ktoś wyżej siedzi, tym bardziej może się czuć nietykalny.

Liberalizm albo śmierć

W życiu gospodarczym jedyną zasadą, jaką można stosować, jest pragmatyzm. Wszelkie próby kunktatorstwa, bierności, utrzymywania stanów inercji, realizowania polityki powierzchownej prowadzą zawsze na manowce. Gdy pojawia się problem, należy potraktować go jako wyzwanie i odważnie je podjąć. A nie uciekać, kupować czas wyborców, kamuflować deficyt budżetowy za pomocą kreatywnej księgowości czy pożyczać pieniądze od przyszłych pokoleń.

Można wyliczać wiele czynników gospodarczego wzrostu, ale w sensie najbardziej ogólnym, ideologicznym jedynie podejście reformatorskie, pragmatyczne jest w stanie zapewnić długofalowy rozwój. I właśnie ukształtowanie czy odrodzenie tego nastawienia w głównym nurcie przestrzeni publicznej staje się obecnie sprawą priorytetową i z punktu widzenia interesów Polski, racji stanu państwa polskiego najważniejszą. To jest wyzwanie dla całej politycznej klasy.

Często powołujemy się na przykłady azjatyckich "tygrysów", próbujemy analizować czynniki ekonomiczne determinujące to tempo rozwoju gospodarczego. Uwypukla się rolę przesłanek demograficznych, całej sfery innowacyjności, waloru nowoczesnej infrastruktury. Ale kluczową rzeczą jest właśnie to psychospołeczne nastawienie do gospodarki, a więc sfera świadomości, mentalności, pewnego rodzaju kultury. Tam jest właśnie pragmatyzm. Tam do gospodarki podchodzi się trzeźwo, racjonalnie i realnie. Jeżeli coś jest nieekonomiczne, nierentowne, generujące starty, musi zostać zlikwidowane.

W prawdziwej gospodarce wolnorynkowej nie ma miejsca na destruktywny konformizm, na polityczną poprawność. Jedynym prawem, które w ekonomii może rządzić, jest rachunek ekonomiczny oraz dbałość o wzrost gospodarczy, bo to w gruncie rzeczy najlepiej służy ludziom, w sposób najbardziej optymalny zabezpiecza społeczne interesy. Nie może być pobłażliwości dla rozmaitych populistycznych, roszczeniowych czy rewindykacyjnych struktur i tendencji.

Jeżeli w interesie państwa jest likwidacja KRUS, to likwidujemy; jeżeli reforma ZUS - reformujemy; jeżeli podwyższenie wieku emerytalnego - podwyższamy; jeżeli ograniczenie prerogatyw grup uprzywilejowanych - zabieramy; jeżeli trzeba uderzyć we wpływową sferę administracji publicznej, przerost zatrudnienia staje się bowiem zbyt kosztowny, a eskalacja etatyzmu państwa tłamsi rozwój gospodarczy - uderzamy; jeżeli trzeba uprościć system podatkowy, wprowadzić podatek liniowy - implementujemy to w sferze prawa.

Zmarnowany potencjał

Rola polityków nie sprowadza się do funkcji św. Mikołajów, czyli uszczęśliwiania wszystkich i rozdawania prezentów. W ten sposób nie pomaga się nikomu. Polityk - gdy zarządza gospodarką - nie może się wahać. Musi być zdecydowany, musi podejmować najważniejsze wyzwania, przeprowadzać reformy. Musi być pragmatyczny i odpowiedzialny. Gdy się jest mandatariuszem społecznego zaufania, należy daleko patrzeć w przyszłość.

Najwyższy czas powiedzieć to prosto w oczy: liberalizm albo śmierć! Innej drogi po prostu nie ma. Wszędzie tam, w różnych miejscach na świecie, gdzie odnotowano największe sukcesy gospodarcze, realizowano twardy paradygmat polityki liberalnej. Pragmatyczne stosowanie liberalizmu (uwypuklam motyw pragmatycznej implementacji, a nie dogmatycznej) potrafiło wyciągać ludzi ze skrajnej biedy, naturalizować obszary ubóstwa i piętrzyć dobrobyt gospodarczy. Bogactwo rozpływało się po cały społeczeństwie.

Cały paradoks polega jednak na tym, że w Polsce siła polityczna, która mieniła się w swych deklaracjach być najbardziej liberalną, zdradziła liberalne imponderabilia. Platforma Obywatelska poszła drogą populizmu, kunktatorstwa, powierzchowności, etatyzmu, uszczęśliwiania grup roszczeniowych, unikania najważniejszych reform w imię taniej, koniunkturalnej kalkulacji, a to niestety nie służy państwu. Liberalny, proreformatorski potencjał lat dwutysięcznych został zmarnotrawiony.

Dziś PO stała się jedynie oportunistyczną partią władzy - nędzną intelektualnie i merytorycznie jałową. Niezdolną do wykreowania jakiejkolwiek konstruktywnej wizji Polski. Zaniedbującą najważniejszą sferę, jaką zawsze dla polityków musi być gospodarka, i uwikłaną w rozmaite patologie. Parafrazując znane literackie powiedzenie, chciałoby się zawołać: "Kończcie panowie, wstydu oszczędźcie". Jedynie polityka liberalna ma sens.

W polityce trzeba mieć wizję

Nigdy nie byłem wędkarzem, aczkolwiek tak naprawdę, gdy idzie o świat polityki, politycy powinni być właśnie wędkarzami, a nie kłusowaniami... Jednak gdybym miał możliwość złapania złotej rybki, to poprosiłbym ją o spełnienie tylko jednego życzenia: aby ludzie, tacy jak prof. Leszek Balcerowicz, prof. Krzysztof Rybiński czy prof. Stanisław Gomułka, spotkali się w ramach jednej formacji politycznej. Aby powstał w Polsce wreszcie nurt odpowiedzialności za państwo - pragmatyczny, proreformatorski, liberalny. Aby w gospodarce rządziły trzeźwe, racjonalne reguły.

Polityka nie cierpi próżni, a każdy okres przestoju czy impasu jest tak naprawdę cofaniem się, traceniem szans rozwojowych i przegrywaniem przyszłości. W polskiej polityce należy zbudować etos odpowiedzialności za państwo, wykształcić usposobienie podejmowania reform niezależnie od istniejącej koniunktury czy politycznej kalkulacji.

Urzekł mnie kiedyś jeden z anonimowych, w ogóle nieznanych polityków lokalnych. Powiedział jakże mądre słowa: "W polityce najważniejsza jest wizja". Trzeba antycypować wielkie, globalne procesy i spróbować wyobrazić sobie, jak powinno wyglądać państwo polskie za 50 lat, w jakiej rzeczywistości oraz uwarunkowaniach przyjdzie mu działać. Brak wizji, niezdolność do reform, deficyt usposobienia pragmatycznego dyskwalifikują każdego polityka. Historia takich ludzi nie ocali od zapomnienia. Zostają oni zazwyczaj skazani na społeczną infamię.

Proszę mi wybaczyć momentami ostry język - wszystko to, co napisałem, zostało sformułowane z pozycji pozapolitycznych. Tak naprawdę nie chciałbym być członkiem żadnej z istniejących w Polsce partii, bo żadna z nich nie jest warta funta kłaków.

Roman Mańka

Gazeta Finansowa
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy
Finanse / Giełda / Podatki
Bądź na bieżąco!
Odblokuj reklamy i zyskaj nieograniczony dostęp do wszystkich treści w naszym serwisie.
Dzięki wyświetlanym reklamom korzystasz z naszego serwisu całkowicie bezpłatnie, a my możemy spełniać Twoje oczekiwania rozwijając się i poprawiając jakość naszych usług.
Odblokuj biznes.interia.pl lub zobacz instrukcję »
Nie, dziękuję. Wchodzę na Interię »