Banki mogą przestać sprzedawać kredyty hipoteczne
Banki ostrzegają, że niedługo przestaną udzielać kredytów hipotecznych. Sprzedając hipoteki wplątują się w zbyt duże ryzyka i to się nie opłaca. Jest pewne rozwiązanie, które mogłoby ryzyko zmniejszyć. Byłaby nim wystandaryzowana, jednolita umowa kredytowa, pobłogosławiona przez odpowiednie instytucje państwa. Żeby trudno było ją podważyć.
Andrzej Reich, lider działającego przy Europejskim Kongresie Finansowym Klubu Odpowiedzialnych Finansów, a wcześniej dyrektor w Komisji Nadzoru Finansowego przedstawił podczas konferencji "Zarządzanie Ryzykiem i Kapitałem w Bankach" koncepcję takiej umowy. Wcześniej przeprowadził sondę wśród kilkudziesięciu ekspertów od polskiego rynku hipotecznego i 92 proc. specjalistów opowiedziało się za takim rozwiązaniem.
- Dobrym rozwiązaniem byłaby standardowa umowa, która byłaby niepodważalna. Byłaby to cenna rzecz i uspokajająca sytuację. Ale w Polsce taką umowę "nie do podważenia" bardzo trudno byłoby skonstruować - mówił Andrzej Reich podczas konferencji.
Leszek Pawłowicz, emerytowany profesor bankowości i koordynator EKF mówi, że banki są przygniecione jarzmem ryzyka z przeszłości (jak kredyty we frankach) i ryzyka, które może się zmaterializować w przyszłości. I właśnie jednolita, wystandaryzowana umowa miałaby szansę chronić banki przed przyszłym ryzykiem.
- Ryzyko prawne można rozdzielić na dwie części - ex post i ex ante. Jeśli chodzi o ryzyko ex post, czyli związane z kredytami we frankach, jest ono ryzykiem systemowym, żaden bank go samodzielnie nie rozwiąże. Zastraszająca jest wobec tego bezczynność odpowiedzialnych organów, jak Komitet Stabilności Finansowej - mówił Leszek Pawłowicz.
Przypomnijmy, że lutowa opinia rzecznika generalnego Trybunału Sprawiedliwości Unii Europejskiej była dla banków skrajnie niekorzystna, bo uznał on, że instytucje nie mogą się domagać jakiegokolwiek wynagrodzenia za udostępniony kapitał kredytu, jeśli umowa została uznana przez sąd za nieważną z powodu niedozwolonych klauzul. Klienci natomiast do tego, żeby dostać coś więcej poza zwrot rat i opłat w wysokości nominalnej mają otwartą drogę prawną. Jeśli wyrok TSUE nie będzie się zasadniczo różnił od opinii rzecznika, banki będą musiały tworzyć kolejne rezerwy na ryzyko związane z kredytami we frankach.
Biznes INTERIA.PL na Twitterze. Dołącz do nas i czytaj informacje gospodarcze
Jakie to są koszty? Wyliczył je partner w Deloitte Paweł Spławski. Według jego szacunków banki w ubiegłym roku utworzyły na ryzyko związane z kredytami we frankach 10-13 mld zł rezerw co zwiększyło saldo utworzonych rezerw na kredyty walutowe do 34-37 mld zł.
- Pozostaje nam ok. 63-67 mld zł strat do rozpoznania plus kwestie roszczeń kredytobiorców z tytułu spłaconych kredytów walutowych - powiedział. Straty wynikające z możliwości wnoszenia dodatkowych roszczeń przez kredytobiorców szacowane są aktualnie na 10-15 mld zł.
- Mamy scenariusz negatywny, średnio negatywny lub katastroficzny - powiedział Piotr Mazur, wiceprezes od zarządzania ryzykiem PKO Banku Polskiego.
I dodał, że banki wciąż nie wyceniają ryzyka prawnego w swoich produktach, traktując je jako przejściowe.
- Jeśli spojrzeć na wszystkie koszty, jakie sektor już poniósł, i jakie poniesie z powodu ryzyka prawnego, to jest tyle, ile przez 15 lat skumulowanych kosztów ryzyka. Te ryzyka nie zginą, odpowiedzialne zarządzanie i stabilność banku będzie od nas ich wyceny wymagały. Nadmierna ochrona konsumentów się w końcu przeciwko konsumentom obróci - powiedział Piotr Mazur.
Dlatego nie ma wątpliwości, że banki zaczną - kroczek po kroczku - wyceniać w swoich produktach koszty ryzyka nie tylko tego, które wzięły na siebie w przeszłości a dziś się materializuje, ale też tego, które może się zmaterializować w przyszłości, w związku z udzielanymi dziś kredytami hipotecznymi. I coraz częściej dochodzą do przekonania, że nie powinny udzielać tego rodzaju finansowania. W ogóle.
- Możliwość podważenia każdego elementu umowy kredytów hipotecznych powinna spowodować, że nie powinniśmy sprzedawać takich kredytów - powiedziała Bożena Graczyk, wiceprezes ING Banku Śląskiego.
Tymczasem kancelarie prawne, które widzą swoją biznesową szansę w pozywaniu banków - teraz już o kredyty w złotych oprocentowane na podstawie stawki WIBOR - rekrutują pracowników. Wśród doradców bankowych, którzy podpisywali z klientami umowy kredytowe. Jeden z bankowców wcielił się w tajemniczego poszukującego pracy. "Nie ma takiej umowy, której nie da się podważyć" - usłyszał.
Propozycja wystandaryzowanej umowy o kredyt hipoteczny ma temu zapobiec, a przynajmniej ryzyko prawne ograniczyć. Taki "wzorzec" napisać byłoby stosunkowo łatwo, ale najtrudniejsze pytanie jest o to, kto miałby taką umowę pobłogosławić, certyfikować, uznać - swoim autorytetem - za nie budzącą wątpliwości prawnych.
Oczywiście - KNF, zapewne też Urząd Ochrony Konkurencji Konsumenta, być może także Rzecznik Finansowy. Andrzej Reich proponuje, że opinię o zgodności z obowiązującym prawem wystandaryzowanej umowy mogłaby wydać Izba Cywilna Sądu Najwyższego. Zmniejszałoby to ryzyko, że jakiś sąd zechce ją podważyć.
- Ryzyko prawne ex ante narasta jak kula śnieżna. Jednym ze sposobów jego ograniczenia byłaby standardowa umowa kredytowa. Taka umowa nie mus być obligatoryjna dla banku, ale jeśli bank ją stosuje, niweluje ryzyko prawne prawie do zera - mówił Leszek Pawłowicz.
Inną możliwością jest wprowadzenie wzoru takiej umowy na mocy ustawy. Nie znaczy to, że byłaby ona niepodważalna, ale gdyby została podważona, bank spełniający taką umowę mógłby mieć regres do Skarbu Państwa. Byłby zatem tez przed ryzykiem prawnym zabezpieczony. Jednolite wzorce umów o produkty finansowe nie są całkowitą nowością, bo funkcjonują np. w USA i w Holandii.
Doświadczenia z frankowiczami i skala ryzyka, które wybuchło jak mina kasetowa, powodują, ze banki są skłonne są coraz częściej myśleć, jak zabezpieczyć przez ryzykiem klientów, ale także swoją przyszłość.
- Prawo konsumenckie nie jest adekwatne do produktów finansowych, przede wszystkim długoterminowych. Niemożliwe jest ryzyko regulacyjne otwarte na 25 lat Żaden biznes nie może funkcjonować w takich realiach - powiedział Piotr Mazur.
I dodał propozycję, by banki wprowadziły rodzaj testu na zrozumienie przez klienta tego, jakie mogą być konsekwencje zawieranej przez niego umowy na wiele lat do przodu. Byłby to rodzaj testu podobnego, jak przechodzą klienci zamierzający powierzyć środki np. funduszom inwestycyjnym, wprowadzony przez dyrektywę MiFID II. Jest to test na zrozumienie i apetyt na ryzyko związane z możliwością utraty powierzonych środków.
- Popełniliśmy błąd. Uprzedzaliśmy klientów (zaciągających kredyty we frankach - red.), że raty kredytowe mogą wzrosnąć, ale nie uprzedziliśmy ich, że mogą spłacać kredyty przez długi czas, a ich kapitał nie będzie spadał (...) Musimy poświęcać znacznie więcej czasu, by uprzedzać klienta o konsekwencjach kupowanych przez niego produktów. Powinno to być coś w rodzaju MiFID III - powiedział Piotr Mazur.
Pewne jest jedno. Banki już zastanawiają się, w jaki sposób wycenić ryzyka i te z przeszłości i mogące zmaterializować się w przyszłości. A to znaczy, że wszystko to zostanie odzwierciedlone w cenie ich usług i produktów.
Jacek Ramotowski