Banki nie doceniły frankowiczów. Rynek pozwów to nawet 3 mld złotych. "Dynamicznie się rozpędza"
Przed bankami rysuje się teraz najczarniejszy z czarnych scenariusz. Byłaby to lawina pozwów o zakwestionowanie kredytów hipotecznych w złotych oprocentowanych o stawkę WIBOR. Na razie optymiści są przeświadczeni, że do tego nie dojdzie. Ale realiści powtarzają: nie docenialiśmy kiedyś frankowiczów. Banki szacują wartość rynku pozwów o kredyty we frankach na - bagatela - 3 mld zł.
- Mamy rynek wart 3 mld zł, który dynamicznie się rozpędza i próbuje zagospodarować kwestie związane z pozostałymi kredytami hipotecznymi - mówił prezes Związku Banków Polskich Tadeusz Białek podczas Europejskiego Kongresu Gospodarczego w Katowicach.
Nie będziemy - rzecz jasna - przypominać tu całej historii kredytów we frankach, która niebawem będzie mieć 20 lat. Bankowcy zwracają uwagę na jeden fakt - nie potoczyłaby się w taki sposób, gdyby na powstał rynek na pozwy, a ten wykreowały kancelarie prawne dostrzegając żyłę złota. I stało się zgodnie z ich oczekiwaniami, tym bardziej, że frankowicze od prawników często otrzymują domniemaną obietnicę - bank zwróci ci wszystko, co wpłaciłeś i będziesz miał mieszkanie za darmo.
Ile jest warte mieszkanie, skoro ma być "za darmo"? To zależy. Ale jeśli ciułasz grosz do grosza na ratę wciąż spłacanego kredytu we frankach na mieszkanie, w którym wciąż mieszkasz, i jak kurs wzrośnie nie starcza ci do pierwszego, to nie masz szans, żeby bank pozwać. Na to trzeba mieć naprawdę spore pieniądze. "Na wejście" prawnicy żądają od 25 do 30 tys. zł. Oprócz tego uzgadniają wysokość success fee w zależności od wielkości kredytu lub wartości mieszkania.
Na marginesie dodajmy - umowom niektórych kancelarii z frankowiczami przyjrzał się już Urząd Ochrony Konkurencji i Konsumenta i znalazł już pięć takich klauzul. Bankowcy twierdzą jednak, że przeciętna umowa kredytobiorcy z prawnikiem jest nimi po prostu naszpikowana i zawiera ok. 10 niedozwolonych zapisów.
- Przeciętna umowa którą klient zawiera z kancelarią liczy ok. 10 klauzul abuzywnych - mówił Tadeusz Białek.
Jeśli już same opłaty "na wejście" pomnożymy przez ok. 130 tys. pozwów będących na różnych etapach w sądach, to mamy kwotę rzędu 3-4 mld zł. Trzeba tu zrobić jednak korektę w dół, bo jeszcze przed pandemią ale już po nadinterpretowywanym wyroku Trybunału Sprawiedliwości Unii Europejskiej w sprawie państwa Dziubaków (C-260/18) z jesieni 2019 roku kwoty za rozpoczęcie sprawy sięgały jeszcze ok. 20 tys. zł.
Średnio postępowanie w sprawie frankowej trwa 4-5 lat, a w samym warszawskim sądzie jest teraz ok. 50 tys. spraw. Te, które napływają, mają szansę być rozpatrzone po raz pierwszy w 2026 roku. Niemniej efektem sporów - w lwiej części, bo w ok. 94 proc. - jest unieważnienie umowy z powołaniem się na klauzule abuzywne.
Unieważnienie umowy to jednak tylko połowa drogi, bo - choć sądy unieważniają umowy niemal z automatu - po takiej decyzji frankowicz zostaje w zasadzie z niczym. Dopiero rozliczenia wynikające z unieważnienia mogą przynieść mu prawdziwe konfitury. Ale to kolejna sprawa - i ten biznes czeka ze startem na orzeczenie TSUE w sprawie C-520/21. Wyrok ma być wydany 15 czerwca.
Przypomnijmy o co tu chodzi. Opinia rzecznika generalnego TSUE Anthony’ego Collinsa w tej sprawie ogłoszona w lutym była dla banków bardzo niekorzystna. A w sprawie chodzi właśnie o wzajemne rozliczenia po unieważnieniu umowy. Czyli o to, kto komu ile jest winien i dlaczego.
TSUE zajął się tą sprawą, gdyż w 2021 roku Arkadiusz Szcześniak wytoczył powództwo przeciwko bankowi Millennium o zasądzenie na jego rzecz kwoty 3660,76 zł z odsetkami za opóźnienie podnosząc, że umowa kredytu hipotecznego we frankach zaciągniętego w 2008 roku zawiera nieuczciwe warunki, powinna być zatem uznana za nieważną, a bank otrzymywał raty kredytu bez podstawy prawnej. Millennium uznał to powództwo za bezzasadne i wystąpił z kontrpozwem.
Warszawski sąd doszedł w 2021 roku do wniosku, że polskie prawo nie normuje takiej sytuacji, więc zwrócił się do TSUE z pytaniami prejudycjalnymi, jak interpretuje on - w sytuacji, gdy umowa zostaje unieważniona - zasadność zobowiązań banku wobec kredytobiorcy. Ale zapytał też ile - w takiej sytuacji - kredytobiorca powinien zwrócić bankowi.
Jeśli TSUE wyda 15 czerwca wyrok zgodny z opinią rzecznika, banki nie będą mogły dochodzić od kredytobiorców zwrotu kapitału wraz z oprocentowaniem czy też jakąś inną formą wynagrodzenia za użytkowany przez kredytobiorcę kapitał. Według wcześniejszych szacunków Komisji Nadzoru Finansowego banki mogłyby ponieść ok. 100 mld zł strat, gdyby kredytobiorcy mieli zwracać im tylko kapitał w wartości nominalnej. Do końca zeszłego roku banki na sprawy frankowe utworzyły ok. 35 mld zł rezerw.
Do tej pory banki z frankowiczami zawarły ok. 40 tys. ugód. Od lutowej opinii rzecznika generalnego TSUE ich przedstawiciele mówią, że nie obejdzie się bez ustawowego uregulowania wzajemnych rozliczeń po upadku umowy. Bankowcy sygnalizują jednak, że na ostatnim spotkaniu z przewodniczącym KNF Jackiem Jastrzębskim usłyszeli, iż projektu ustawy nie będzie przez 15 czerwca. Co nie znaczy, że w ogóle go nie będzie.
- Trzeba po kolei domykać sfery niepewności. Sprawy o franki przesądzić ustawowo, ustalić pewne zasady bo jest wolna amerykanka poddana chciwości (...) Za dużo zamietliśmy w ciągu ostatnich lat pod dywan - mówił podczas dyskusji prezes ING Banku Śląskiego Brunon Bartkiewicz.
Bankowcy mówią też, że kancelarie prawne dostrzegły nowy biznes, który może przynieść znacznie większe konfitury niż spory frankowiczów. To podważanie kredytów hipotecznych w złotych, których oprocentowanie oparte jest na stopie WIBOR. Takie pozwy już zaczynają do sądów wpływać, choć na razie to raczej cierkające strumyczki, a nie tsunami, jak w sprawach o franki
- Mamy kilka pozwów o WIBOR (...) Były cztery rozstrzygnięcia, wszystkie korzystne dla banków. To daje nadzieję, że rozsądek w sprawie kwestionowania WIBOR zwycięży - mówił na konferencji prasowej poświęconej prezentacji wyników banku za I kwartał tego roku prezes BNP Paribas Bank Polska Przemek Gdański.
- Na polu sterowanym chciwością mamy do czynienia z testowaniem rynku (...) Argumentem jest brak poinformowania klienta, że WIBOR może się zmieniać. Są kolosalne pieniądze do pozyskania - mówił na ostatniej konferencji prasowej Brunon Bartkiewicz.
Przypomnijmy, że Komitet Stabilności Finansowej uznał, że podważanie wskaźnika WIBOR jest całkowicie bezzasadne. NBP i KNF natomiast stwierdziły, że zaspokojenie roszczeń frankowiczów oznaczałoby nieuzasadniony transfer ok. 9 proc. polskiego PKB do dość wąskiej grupy społecznej, nie mówiąc o zachwianiu stabilnością polskiego systemu finansowego. Nadal nie wiemy jednak, czy takie jest też stanowisko polskiego państwa. Jeśli go nie będzie, niebawem pojawi się w Polsce intratny, nowy, WIBOR-owy biznes.
Jacek Ramotowski