Banki straciły już 24 mld zł na rządowym długu
W ciągu ostatnich 16 miesięcy banki straciły 24 mld zł na rządowym długu. Spodziewane pogarszanie się jakości kredytowej w związku ze wzrostem stóp i spowolnieniem, nierozwiązane problemy z frankami, rządowe programy pomocy kredytobiorcom - to lawina ryzyk. Bankowcy podczas debaty Europejskiego Kongresu Finansowego przyznają - niektórymi z nich nie da się nawet zarządzać.
- Ryzyko kredytowe jest mierzalne i łatwo zarządzalne. Mamy na nie wpływ. Ryzyko prawne jest przez nas niezarządzalne - mówiła podczas debaty EKF na temat zarządzania ryzykiem wiceprezes banku Citi Handlowego Barbara Sobala.
Zacznijmy jednak od mierzalnego ryzyka kredytowego. Bankowcy długo zastanawiali się przy jakim poziomie stóp procentowych jakość udzielonych kredytów zacznie się psuć. Na razie jeszcze się wyraźnie nie psuje, choć główna stopa NBP wynosi 6 proc. wobec 0,1 proc. przed rokiem, a stopa zmienna WIBOR 3M będąca podstawą oprocentowania lwiej części kredytów, podskoczyła 8 czerwca do 6,74 proc.
- Kiedy zaczął się wzrost stóp (w październiku 2021 roku) mówiliśmy, że stopy na poziomie 5 proc. nie będą problemem, a teraz są już wyższe (...) Perspektywy dla gospodarki się zdecydowanie pogarszają (...) Firmy mają coraz mniej zamówień, więc należy się spodziewać, że cześć z nich będzie mieć problemy (...) Możemy mieć kolejny impuls inflacyjny jeśli ceny energii i żywności pójdą w górę. Trudno sobie wyobrazić, że w takiej sytuacji jakość portfeli kredytowych się nie pogorszy - mówił podczas debaty Marcin Gadomski, wiceprezes banku Pekao.
BIZNES INTERIA na Facebooku i jesteś na bieżąco z najnowszymi wydarzeniami
Przypomnijmy, że wybitni eksperci zapytani przez EKF o prognozy makroekonomiczne przewidują, iż polska gospodarka wyraźnie zwolni. Czeka nas silne osłabienie wzrostu PKB z 5,9 proc. w roku ubiegłym do 4,5 proc. w tym roku i 2,5 proc. w roku przyszłym. W kolejnych kwartałach tempo rozwojowe będzie spadać, a być może z kwartału na kwartał wystąpi recesja. Działo się to będzie przy wciąż bardzo wysokiej, dwucyfrowej inflacji, co może oznaczać spełnienie się scenariusza stagflacji - najczarniejszego z czarnych.
- Na pewno jest graniczna stopa, przy której detaliczne portfele kredytowe będą się psuły. Firmy są w stanie uzyskać wysokie marże zwiększając ceny, ale gdy wzrost (PKB) będzie na poziomie 1-2 proc. możliwość pozytywnych nożyc dla firm się skończy. Może jeszcze nie w tym roku ale w przyszłym odpisy w sektorze mogą wzrosnąć - powiedział Wojciech Kembłowski, wiceprezes BNP Paribas Bank Polska.
Bilanse banków zostaną zatem dotknięte nie tylko z powodu trudności za spłatą rosnących rat kredytów, ale też z powodu gospodarczego spowolnienia - spadku rentowności przedsiębiorstw i ograniczenia dochodów gospodarstw domowych. Pojawią się zatem rezerwy i odpisy. Niektóre banki już zaczęły je tworzyć w I kwartale tego roku w związku ze spodziewanym pogorszeniem się scenariusza makroekonomicznego.
Ani ustawodawca, ani sparaliżowany "reformami" i niezdolny do podejmowania decyzji system sądowniczy nie były w stanie nawet zbliżyć się do rozwiązania zasadniczych kwestii, które mogłyby wyznaczyć rozsądne linie orzecznicze w sporach o kredyty we frankach. Na te spory, czyli na ryzyko prawne, banki utworzy w ciągu minionych dwóch lat miliardy złotych rezerw. To kolejne ryzyko, którym banki nie są w stanie zarządzać.
- Rozwiązanie ryzyka prawnego jest istotne. W innych sektorach, na innych rynkach te problemy nie występują. Są banki, w których odpisy na ryzyko prawne są już takie, jak na ryzyko kredytowe. To problem, który sami sobie tworzymy - powiedział Przemysław Szczygielski, partner w firmie doradczej Deloitte.
Profesor Leszek Pawłowicz, koordynator EKF zwraca jednak uwagę, że ryzyko prawne, z jakim borykają się teraz banki, i na które nie mogą nic poradzić, jest konsekwencją rynkowego, na które - w przeszłości - miały wpływ.
- Przerzucanie ryzyka rynkowego na konsumentów to kreowanie samym sobie ryzyka prawnego, czy to związanego w kredytami walutowymi, czy ze stopa procentową - powiedział.
Dodał, że banki miały szansę uniknąć ryzyka związanego z zastąpieniem arbitralną decyzja stopy WIBOR, np. gdyby odbudowały przejrzysty rynek transakcji międzybankowych, ale nie zrobiły tego.
Arbitralne decyzje rządu i ustawodawcy pociągają za sobą kolejne ryzyka. Teraz powoduje je wprowadzona w ekspresowym tempie ustawa przewidująca "wakacje" kredytowe, także dla bogatych. "Wakacje" dla kredytobiorców hipotecznych mają kosztować sektor bankowy szacowane 20 mld zł. To dla niektórych instytucji może oznaczać, że w tym roku będą miały straty.
- Gdy zbierzemy wszystkie koszty i związane z "wakacjami" i z WIBOR-em (rząd chce zastąpić WIBOR niższa stawką POLONIA - red.) będzie to miało znaczny wpływ na kapitały sektora i wiele podmiotów będzie testować plany naprawcze - powiedział Wojciech Kembłowski.
- Jeśli z pewną lekkością mówimy o tym, że sektor udźwignie "wakacje" kredytowe, stać go na to, żeby pokryć programy pomocowe, to nie pracujemy nad stabilnością sektora - dodała Joanna Erdman, wiceprezes ING Banku Śląskiego.
Wysoka inflacja i rosnące stopy procentowe spowodowały bardzo silną przecenę polskich obligacji skarbowych, w które swoje zaangażowanie banki zwiększały od wielu lat (bo papiery skarbowe były zwolnione z podatku bankowego), a jeszcze więcej kupiły ich po wybuchu pandemii. Marek Lusztyn, wiceprezes mBanku podał wyliczenia, że w ciągu 16 miesięcy banki z tytułu aktualizacji wyceny musiały odpisać od kapitału 24 mld zł.
To jeden z najważniejszych powodów, dla których kapitały banków topnieją w oczach. Według danych Komisji Nadzoru Finansowego na koniec marca tego roku wynosiły one w skali całego sektora 195,9 mld zł, gdy na koniec 2020 roku były o prawie 32 mld zł większe.
- Pomimo strat na aktualizacji wyceny nadwyżki kapitału w całym sektorze są istotne, ale kapitały nie rozkładają się równomiernie. Jeśli z całej maszynerii wypadną dwa kółka, to maszyneria się zawali - powiedział Piotr Mazur, wiceprezes PKO BP.
Gwałtowne skurczenie się kapitałów sektora bankowego oraz perspektywa tworzenia wysokich rezerw odpisów oraz strat powodują jednak, że nawet najsilniejsze kapitałowo polskie banki nie byłyby w stanie przejąć upadającej instytucji o sumie bilansowej ok. 50 mld zł bez znaczącego zaangażowania funduszy publicznych. Te jednak też są ograniczone. Ale to nie jedyna konsekwencja obniżających się kapitałów. Banki nie są już w stanie finansować inwestycji.
- Spadające kapitały powodują, że nasi najwięksi klienci maja trudności ze sfinansowaniem się w Polsce (...) Po raz pierwszy zadziałały limity koncentracji - powiedział Piotr Mazur.
Wzrost ryzyka przy spadku kapitałów powoduje, że banki będą je musiały wcześniej czy później podnosić. Ale wzrost ryzyka powoduje jednocześnie oczekiwanie wyższej premii za ryzyko.
Janusz Miszczak, partner w firmie doradczej EY powiedział, że przez wiele lat średni implikowany koszt kapitału dla polskiego sektora bankowego szacowany był na ok. 8 proc. Dziś, kiedy kumulują się wysokie stopy i osłabienie gospodarcze, franki, wakacje kredytowe, zamiana WIBOR na inny wskaźnik, koszt ten wynosi 14 proc. Jest zaledwie o 2 punkty procentowe niższy niż wtedy gdy wybuchła pandemia i rynki ogarnęła panika.
- To odzwierciedla przerażenie tym, co nas czeka (...) Jeśli przyjdzie moment, że potrzebne będzie pozyskanie kapitału z zewnątrz, żeby ratować jakiś bank, czy też zwiększać finansowanie dla gospodarki, to może być z tym problem - powiedział Janusz Miszczak.
Marek Lusztyn dodaje, że przy 200 mld zł kapitałów sektora i koszcie kapitału 14 proc. polskie banki musiałyby mieć 28 mld zł zysku rocznie, żeby ktoś chciał w nie zainwestować. Przy wskaźniku ROR na koniec I kwartału 5,64 proc. nie ma oczywiście o tym mowy.
Jacek Ramotowski
Zobacz również: