Bezrobocie po raz dziesiąty w dół

Niewiele jest rzeczy smutniejszych niż stan polskiego rynku pracy. Ostatnio jednak napływa z niego coraz więcej napełniających otuchą informacji. Jak podaje GUS, bezrobocie w październiku wyniosło 17,3 proc. Dla porównania we wrześniu pracy nie miało 17,6 proc. aktywnych zawodowo Polaków. Różnica niewielka, a jednak cieszy.

Zmiana o 0,3 proc. w dół pozorne jest nieznaczna, jednak znamienny i ważny jest sam fakt spadku bezrobocia. W minionych latach było tak, że stopa malała tylko przez miesiące letnie, kiedy bezrobotni ruszali do prac sezonowych i dorywczych. Z końcem lata wykazy pośrednictw pracy na nowo zaczynały pęcznieć, bo pracownikom sezonowym i budowlanym kończyło się zajęcie.

Tym razem jest inaczej. Październik był dziesiątym miesiącem z rzędu stałego, chociaż niewielkiego spadku stopy bezrobocia, dochodząc do 17,3 proc. z 19,4 w styczniu. W liczbach wygląda to następująco: przed miesiącem pracy nie miało 2 mln 712 tys. osób, a na początku roku - 3 mln 94 tys.

Reklama

Tradycyjnie, najmniejsze problemy ze znalezieniem pracy mają mieszkańcy województw: małopolskiego (13,4 proc. bezrobotnych), mazowieckiego (13,7 proc.) oraz Wielkopolski (14,3 proc.).

Na drugim biegunie znajduje się region warmińsko-mazurski, gdzie pracy nie ma co czwarty mieszkaniec (26,9 proc.). Zagłębiem bezrobocia są też zachodniopomorskie i lubuskie ze stopą w wysokości 24,9 proc. i 23,2 proc.

Bezrobocie w wysokości 17,3 proc. plasuje nas na niechlubnym pierwszym miejscu wśród krajów Unii Europejskiej pod względem liczby bezrobotnych. Średnia dla UE wynosi 9 proc. Zdaniem specjalistów, minął lata zanim my zejdziemy do poziomu jednocyfrowego. Szacuje się, że stopa skurczy się do 15 proc. nie wcześniej niż w 2008 r.

Czy powinniśmy bać się spadku bezrobocia?

Komentuje Juliusz Radwański, ekonomista BGŻ

Stopa bezrobocia rejestrowanego obniżyła się w październiku do 17,3 proc. z 17,6 proc. w poprzednim miesiącu. Oznaczało to, że była niższa o 1,4 pp. niż rok wcześniej oraz o 2,0 pp. niższa niż przed dwoma laty. Jeśli na przestrzeni przyszłego roku spadek bezrobocia będzie następował w podobnym tempie to możliwe jest, że za rok odsetek bezrobotnych znajdzie się w okolicach 16 proc. aktywnych zawodowo. Można zadać sobie pytanie: jak szybko i do jakiego poziomu może spaść bezrobocie w Polsce, aby nie wystąpiła przy tym presja na nadmierny wzrost płac, a w konsekwencji inflacji.

Nie trzeba przypominać, że bezrobocie w Polsce jest najwyższe spośród państw Unii Europejskiej. Z jednej strony przyczyną tego jest wysokie tzw. bezrobocie strukturalne, które zależy w niewielkim stopniu od koniunktury gospodarczej i jest przede wszystkim pozostałością po przyśpieszonych przekształceniach lat 90. Polega ono na tym, że niektórzy pracownicy nie spełniają wymogów nowoczesnego rynku pracy, przez co nawet jeśli popyt na pracę rośnie, to nie są oni w stanie znaleźć zatrudnienia. Z drugiej strony, dużą rolę w polskim bezrobociu odgrywa składnik cykliczny, związany ze spowolnieniem gospodarczym lat 2000-2001. Pewną rolę odgrywać może również efekt polegający na tym, że część bezrobotnych została zniechęcona do szukania zatrudnienia przez do tej pory trudne warunki na rynku pracy.

Obserwowany do mniej więcej 2003 r. spadek zatrudnienia (i wzrost bezrobocia) tłumaczony jest często wzrostem produktywności pracowników, przez co zapotrzebowanie firm na pracę malało, nawet jeśli produkcja zwiększała się. Wydaje się to prawdą, ale oznacza również, że produkcja mogłaby być znacznie większą, gdyby spadek zatrudnienia nie nastąpił. To samo stwierdzenie można sformułować w inny sposób - w Polsce przez długi czas mieliśmy do czynienia ze znacznym wzrostem potencjalnego PKB (szacunkowo w tempie 3 proc. rocznie). Duża skala zwolnień powodowała oddalanie się rzeczywistej produkcji od poziomu potencjalnego, co oznaczało rozwieranie się ujemnej luki PKB. Inaczej mówiąc - łączny popyt nie nadążał za możliwościami produkcyjnymi, czego produktem ubocznym był spadek inflacji i wzrost bezrobocia. Tendencja dezinflacyjna jest widoczna cały czas, co świadczy o tym, że luka PKB cały czas może być ujemna.

Trudno jest oszacować poziom bezrobocia, który nie powodowałby presji ani na wzrost, ani na spadek inflacji. Niepewność takich szacunków jest duża nawet dla gospodarki USA, w której od wielu lat funkcjonuje sprawna statystyka publiczna. Podejmowane w naszym kraju próby zdają się sugerować, że szukana wartość znajduje się w przedziale 10-20 proc. Jeśli przyjmiemy środek tego przedziału za najbardziej prawdopodobną wartość (co będzie też zgodne z szacunkami Biura Głównego Ekonomisty BGŻ), to dochodzimy do wniosku, że wzrost inflacji wywołany nadmiernym zatrudnieniem nie grozi nam przynajmniej do końca przyszłego roku.

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: bezrobocie | W dół | PKB
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Finanse / Giełda / Podatki
Bądź na bieżąco!
Odblokuj reklamy i zyskaj nieograniczony dostęp do wszystkich treści w naszym serwisie.
Dzięki wyświetlanym reklamom korzystasz z naszego serwisu całkowicie bezpłatnie, a my możemy spełniać Twoje oczekiwania rozwijając się i poprawiając jakość naszych usług.
Odblokuj biznes.interia.pl lub zobacz instrukcję »
Nie, dziękuję. Wchodzę na Interię »