Biznes chce do Unii, ale warunki są trudne

Polscy przedsiębiorcy wiele daliby za to, by Polska weszła do Unii Europejskiej. Jednak z drugiej strony dość surowo oceniają wysiłki naszych negocjatorów. Ci zaś już nieraz narzekali, że biznes za słabo ich wspierał.

Polscy przedsiębiorcy wiele daliby za to, by Polska weszła do Unii Europejskiej. Jednak z drugiej strony dość surowo oceniają wysiłki naszych negocjatorów. Ci zaś już nieraz narzekali, że biznes za słabo ich wspierał.

Krajowy biznes nie ma wątpliwości. Do UE trzeba wejść, choć wynegocjowane warunki - delikatnie mówiąc - nie zawsze odpowiadają oczekiwaniom poszczególnych branż.

Za dużo polityki

Przypomnijmy, że w październikowej sondzie ăPBÓ na 500 oddanych przez przedsiębiorców głosów zaledwie kilka było przeciwnych integracji Polski ze strukturami europejskimi. Powodem niezbyt przychylnej postawy były właśnie warunki członkostwa. I to właśnie te warunki spędzają dziś sen z powiek wielu biznesmenów. Dziś wielu z nich jest przekonanych, że przegraliśmy sprawę budowlanego VAT, specjalnych stref ekonomicznych czy branży mleczarskiej. Mniej surowo oceniają wysiłki naszych negocjatorów w zakresie farmacji czy transportu. Są też sukcesy. Część specjalistów twierdzi wręcz, że wygraliśmy w sprawie hutnictwa czy warunków dla branży mięsnej.

Reklama

- Za dużo w tych negocjacjach było polityki, za mało myślano o biznesie. Inna sprawa, że środowisko biznesu jest słabo zintegrowane i nie mówi jednym głosem - twierdzi jeden z polskich deweloperów.

- Nie da się ukryć, że rząd był zbyt pasywny. Biznesmeni nie wyjdą na ulicę i nie będą przecież głośno protestowali, by ich głos był słyszalny. Daleki jednak jestem od surowego oceniania negocjatorów. W kilku sprawach przegrali, ale w kilku udało się wygrać, np. w sprawie ochrony ziemi - mówi jeden z polskich biznesmenów.

Spóźnione reakcje

I rzeczywiście. W toku rozmów z Unią stosunki na linii biznesĐnegocjatorzy nie zawsze należały do wzorowych. A to przedsiębiorcy narzekali na słabą informację i brak konsultacji przy formułowaniu stanowisk, to znów negocjatorzy wytykali stowarzyszeniom i organizacjom biznesowym bierność i słabe zainteresowanie procesem rozmów z Unią. Prawda zapewne leży gdzieś pośrodku, jednak nie da się ukryć, że przedsiębiorcy niejeden raz zaspali... i nagle się obudzili. Najlepszym przykładem spóźnionej reakcji biznesu są farmaceutyki. Dopiero wówczas, kiedy rozdział negocjacyjny o swobodnym przepływie towarów, który regulował także kwestię leków, miał być lada moment zamykany, przypadkowo wypłynęła sprawa medykamentów. Rozpętała się prawdziwa burza oskarżeń.

Przebudzony sektor ruszył do ataku i choć rozdział został zamknięty, uczyniono zastrzeżenie, że Polska wkrótce wystąpi z wnioskiem o okres przejściowy. Sprawa zakończyła się pomyślnie, bo negocjatorzy mieli czas na przygotowanie analizy rynku leków i podczas jednej sesji otworzyli i zamknęli rozdział z Unią.

Czujni restauratorzy

Zaspali także budowlańcy i rolnicy, którzy swoje wnioski w sprawie obniżonej stawki podatku VAT złożyli zdecydowanie za późno. Rozdział z Unią o podatkach nie zawierał takich postulatów. W tym przypadku już nawet zakrojona na szeroką skalę kampania niewiele pomogła. VAT na zakup gotowych mieszkań oraz maszyn i środków produkcji roślinnej rozstrzygnie dopiero Kopenhaga. Tylko czujni restauratorzy mogą spać spokojnie. Zgłoszona przez nich na samym początku negocjacji obniżona stawka podatku VAT na usługi została przez UE szczęśliwie zaakceptowana.

Puls Biznesu
Dowiedz się więcej na temat: Biznes | przedsiębiorcy | VAT
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Finanse / Giełda / Podatki
Bądź na bieżąco!
Odblokuj reklamy i zyskaj nieograniczony dostęp do wszystkich treści w naszym serwisie.
Dzięki wyświetlanym reklamom korzystasz z naszego serwisu całkowicie bezpłatnie, a my możemy spełniać Twoje oczekiwania rozwijając się i poprawiając jakość naszych usług.
Odblokuj biznes.interia.pl lub zobacz instrukcję »
Nie, dziękuję. Wchodzę na Interię »